Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

numer 32 (zamknięty w dniu 1 października 2019 r.)
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

Opowieści o pewnym cieniu: Rozdział VI – Rozdroże / Dominika Danieluk (DodoDan)

Domasława dotykała czterema palcami drewnianego trójkąta. Oddychała głęboko, próbując się uspokoić. W pokoju panowała niczym niezmącona cisza. Kobieta mogła usłyszeć pośpieszne bicie swojego serca. Była zdenerwowana. Teoretycznie wiedziała, jak ma przeprowadzić seans. Pokój miał być oczyszczony za pomocą kadzidełek oraz świec z negatywnych emocji. Tablica miała posłużyć jako łącznik dla mniej doświadczonych medium. Miała przywołać duchy wykorzystując tablicę, czyli po prostu wezwać dusze przebywające w tym domu. W trakcie tego miała mieć oczyszczony umysł. Podczas całego seansu miała mieć oczyszczony umysł. Żadne złe emocje nie mogły wziąć nad nią górę, podczas przywoływania.  

Domasława chciała poszukać informacji u źródła. Jedynego świadka z jakim może porozmawiać. Ze swoją matką. To ona nauczyła ją jak przywoływać duchy, chociaż Sława porzuciła tamto życie już za czasów szkolnych.  

Doskonale pamięta dlaczego to porzuciła. Miała dwanaście lat, gdy porzuciła nauki wicca.  Nie mogła znieść tego jak ją dręczyli. Każdego dnia w szkole przezywali ją wiedźmą. Wszyscy wiedzieli, że jej matka zajmuje się prowadzeniem sklepu ezoterycznego. To starczyło, aby nazywać ją dziwaczką. Jednak to były na początku tylko słowa. Miała kilka osób, z którymi mogła porozmawiać. Nie doskwierało jej to. Było w miarę normalnie. Przezywało ją kilka osób.  

Gorzej zaczęło być, gdy dowiedzieli się, że Domasława wierzy w rzeczy nadprzyrodzone oraz uczy się, aby dołączyć kiedyś do covenu w jakim jest jej matka. Studiowała zastosowania przeróżnych ziół, właściwości kamieni, uczyła się komunikować z duchami jak jej matka. Ale to były tylko podstawy. Nie umiała za wiele, gdy porzuciła naukę.  

Do dzisiaj nie wie, jak inni dowiedzieli się o covenie. Wiele razy zastanawiała się, czy ktoś ją zauważył jak wracała z matką w niedzielne popołudnia ze spotkań. Odbywały się w każdą niedzielę w Domu Wróżki. Miejscu, gdzie mieszkała Kapłanka, czarownica z największym stażem, Ewelina.  

Ewelina była najstarszą stażem czarownicą w cowenie. Przewodniczyła spotkaniom oraz rytuałom. Natomiast dla zwykłych ludzi była wróżką. Zarabiała na życie wróżeniem z kart Tarota.  

Nikt nie wiedział co naprawdę działo się w Domu Wróżki. Jak to zawsze mawiała Kapłanka, najciemniej jest pod latarnią.  

Jednak ludzie jakoś się dowiedzieli. Dzieci zaczęły ją wyzywać od czarownic i wiedźm. Na początku jej to nie przeszkadzało. Ale ludzie bywają okrutni. Każda zła rzecz jaka działa się w klasie, czy ktoś zgubił ołówek, komuś coś się stało oskarżana była Domasława. Przyjaciele odwrócili się od niej, ponieważ sami bali się, że staną się obiektem dręczenia albo że Doma jakoś ich zaczaruje.  

Nie potrafiła sobie z tym poradzić. Z poczuciem odrzucenia, samotności. Żadne dziecko nie potrafiłoby poradzić sobie z poczuciem wyalienowania.  Jednak to było niewiele w porównaniu z tym co kiedyś zrobiła jej klasa.  

Na szkolnym apelu oblali ją wodą, krzycząc, że trzeba pozbyć się czarownicy. Młoda Domasława uciekała z płaczem.  

Jej matka, na co dzień spokojna kobieta, zrobiła w szkole wielką awanturę, gdy tylko się o tym dowiedziała. Kobieta żądała ukarania dręczycieli oraz nauczycieli, którzy w żaden sposób nie zareagowali na formy okrucieństwa jakie były stosowane wobec jej córki.  

Uczniowie zostali ukarani naganą w dzienniku oraz obniżeniem zachowania przez szkołę. Ich rodzice też nie omieszkali wyciągnąć konsekwencji z ich poczynań. Wszystkie dzieciaki jakie miały z tym jakikolwiek związek zostały odebrane telefony.  

Jednak żadna z tych kar nie była wystarczająca, aby Doma zapomniała jak ją traktowano. Porzuciła nauki wicca. Chciała żyć jak najnormalniej, nie wyróżniając się.  

Nigdy nie podejrzewała, że będzie musiała ponownie korzystać z wiedzy czarownic. Jak przez mgłę pamiętała nauki swojej matki. Jednak miała lekkie obawy, że przyzwie coś złego nawet jeśli jej matka lata temu zabezpieczyła ich dom.  

Musiała się skupić na swoim zadaniu. Westchnęła ciężko, próbując oczyścić umysł z negatywnych emocji.  

Jednak Domasława zapomniała o jednej drobnej rzeczy. Powodem przywołania nie mógł być gniew. a to on tlił się w zakamarkach umysłu Domy. Podsycał jej nienawiść i chęć zemsty.  

Dlatego zło przybierało na sile.  

Kobieta poczuła za sobą czyjąś obecność. Ogarnęła ją panika. Czuła to wyraźnie. Ktoś za nią stał i nie miał dobrych intencji. Natychmiast się odwróciła.  

Ujrzała za sobą wysokiego mężczyznę. Odziany był w ciemną pelerynę. Nie mogła dojrzeć jego twarzy. Zakrywał ją cień. Jednak czuła tą złowróżbną aurę jaką wokół siebie roztaczał.  

Powoli wyciągnął w jej stronę rękę. Ujrzała wielką dłoń w tatuażach. Znikały one pod rękawem czarnej koszuli. Wydawać się mogło, że ciągnęły się, aż po całej jego ręce.  

Kobieta nie wiedziała co ma zrobić. Zawładnął nią strach. Czuła dziwne uczucie w żołądku. Dreszcze, które rozchodziły się po całym jej ciele. Trzęsła się.  

Zamknęła oczy przygotowując się na atak. Jednak poczuła jedynie dziwne szarpnięcie. Jakby ktoś zerwał plaster, ale taki duży, który pokrywał całe ciało. To uczucie trwało tylko chwilę. Potem rozległ się trzask oraz nietypowy skowyt. Jednak ten skowyt nie przypominał Domie żadnego zwierzęcia. Nie potrafiła zrozumieć tego co słyszała.  

Otworzyła oczy.  

Przed nią stał ten sam nieznajomy sprzed chwili. Stał lekko nachylony do przodu z wysuniętymi rękoma. Bacznie obserwował stworzenie po drugiej stronie pokoju.  

Kreatura wysoka była na prawie dwa metry. Pokrywała ją czarna maź, a może całe jej ciało się z niej składało?  

Kobieta nie mogła przyjrzeć się pyskowi potwora. Było zbyt ciemno. Jednak w słabym świetle świec mogła dostrzec błyszczące się czerwone oczy. Przyprawiało ją to o dreszcz. Nie mogła złapać tchu.  

Nie wiedziała co się wokół niej dzieje.  

Czym jest ta kreatura? Skąd się tu wzięła? Jak ten nieznajomy wszedł do jej mieszkania?  

Jednak to nie był odpowiedni moment na pytania.  

Kreatura zamachnęła się swoimi wielkimi łapskami na nieznajomego. Cień podniósł prawą rękę, a za nią z ziemi wyrosły kolce. Przebiły one łapę potwora, zatrzymując atak.  

Potwór ryknął z wściekłości.  

Jego wrzask rozszedł się po pokoju, trzeźwiąc tym Domasławę. Znajdowała się w samym środku walki. Po jednej stronie był przedziwny stwór, a po drugiej tajemniczy nieznajomy.  

Kobieta rozejrzała się po pokoju szukając jakieś kryjówki. Ucieczka do sypialni, czy na korytarz odpadały. Drzwi znajdowały się po drugiej stronie pokoju. Jedyne co jej zostało to schować się pod blatem kuchennym i liczyć na odrobinę szczęścia. Schyliła się, aby uniknąć kolejnych ataków. Na czworaka zmierzała w stronę kuchni od której dzieliły ją niecałe trzy metry.   

Poczuła jak coś przeleciało nad jej głową, a potem usłyszała trzask łamanego drewna. Nie chciała sprawdzać, czy to jeden z przybyszów zniszczył coś, czy może była to łapa tego potwora. Jedyne co się dla niej liczyło to dotarcie do kryjówki.  

Co jakiś czas coś przelatywało nad jej głową, a potem słyszała naprzemiennie ryk albo trzask łamanego drewna. Kilka odłamków spadło przed nią. Rozpoznała odłamki dębowej ławy. Jednak ominęła je nie oglądają się za siebie. Zostało jej tak niewiele. Czuła jak cała drży. Serce biło jej jak szalone. Zdawało się jej, że jest głośniejsze niż walka, która się wokół niej odgrywała.  

Nie wiedziała kto wygrywa. Czy Cień ze swoimi nadzwyczajnymi umiejętnościami kontrolowania ciemności, czy tajemniczy stwór ze swoją siłą? 

Nagle coś wielkiego przeleciało nad jej głową. Musiała przylgnąć do podłogi, aby to coś nie zahaczyło o nią. Spojrzała w tamtą stronę. Cień walnął z całym impetem o ścianę. Rozległ się trzask łamanych kości. Chwilę potem obok Sławy pojawił się smolisty potwór. Nachylił się w jej stronę, obnażając swoje kły. Ciekła z nich dziwna czarna maź oraz roztaczał wokół siebie przytłaczającą aurę.  

Doma wpatrywała się w jego czerwone ślepia jak zaklęta. Wiedziała, że powinna się ruszyć. Uciec. Jednak nie mogła. Tak bardzo się bała, że zastygła w miejscu.  

Kreatura nie miała takiego problemu. Podniosła swoją wielką masywną łapę, eksponując przy tym pazury. Ociekały one jakąś czerwoną cieczą.  

   – Uciekaj! – rozległ się krzyk, a zaraz po nim Cień rzucił się na potwora. Rozegrała się między nimi zażarta szarpanina. Stwór, próbował zrzucić Cienia. Jednak ten nie dawał za wygraną. Wokół jego dłoni pojawiły się ostrza z czarnego metalu. Wbił je w potwora.  

Doma wykorzystała tą chwilę zamieszania, aby schować się w kuchni. Udało jej się dotrzeć do blatu kuchennego. Była odgrodzona od tej całej szarpaniny. Podkuliła nogi pod brodę, obejmując je. Dopiero teraz spostrzegła, że po policzkach lecą jej łzy. Na spodniach pojawiły się dwie czerwone plamy od łez.  

Była przerażona. Zastanawiała się, dlaczego nikt nie reaguje. Nikt nie usłyszał tych ryków? Odgłosów walki? Nie rozumiała, dlaczego nikt nie zgłosił hałasów na policję. Było późno w nocy. Uważała, że na pewno te dźwięki zakłócają ciszę nocną.  

Sama by zadzwoniła, gdyby tylko wiedziała, gdzie ma telefon. Zostawiła go obok tablicy na stoliku, który został roztrzaskany.  

Jedyne co jej pozostało to czekać.  

Siedziała pod blatem, cicho łkając. Błagając w duchu, aby to się już skończyło. Chciała, aby było już po wszystkim.  

Gdy ostatnie odgłosy walki ucichły, wychyliła się lekko. Nic nie przeleciało jej nad głową, więc uznała, że może bezpiecznie wstać. Rozejrzała się po swoim salonie, a przynajmniej po tym co z niego zostało. Stolik oraz komoda były połamane. Wszędzie walały się resztki dębowego drewna oraz zdarte obicie z kanapy. Na ziemi leżały książki, których również nie oszczędzono w tej bitwie. Poszarpane. Część straciła okładki, a inne strony. Gdzieniegdzie walało się szkło od zniszczonego ekranu telewizora oraz kilku wazonów. Na jednej ze ścian znajdowała się wielka czarna maź. Resztki po potworze, który gdzieś zniknął.  

Domasława uznała, że nieznajomy musiał się z nim rozprawić, czymkolwiek ta kreatura była. Nagle przypomniała sobie o nieznajomym. Tak zamyśliła się o sprawdzaniu stanu pokoju, że zapomniała o tamtym człowieku. Szukała go wzrokiem.  

Leżał niedaleko drzwi sypialni. Wyglądał na rannego. Doma podbiegła do niego, chcąc sprawdzić stan swojego wybawcy. Przyjrzała mu się. Mężczyzna był nieprzytomny, ale jeszcze żył. Chociaż miał kilka ran. Najpoważniejsza z nich ciągnęła się od barku, aż po pierś. Krew dalej się z niej sączyła.  

Domasława nie mogła go tak zostawić. Uratował jej życie. Była mu coś winna. Przełożyła sobie jego ramię przez bark. a druga ręką chwyciła go w pasie. Z trudem wstała. Musiała przyznać, że był niewiarygodnie ciężki. Wolnymi, posuwistymi krokami udało jej się dotrzeć do kanapy, która oprócz kilku rozdarć dalej stałą. Położyła go na niej.  

Zajmie się opatrzeniem jego ran. a gdy się obudzi miała zamiar przeczytać go o wszystko, co tu się stało. Kobieta nie miała zamiaru tak łatwo odpuścić. Musiała wiedzieć co stało się w jej domu. a może ten nieznajomy wie coś o jej matce?  

Jednak te pytania musiały poczekać. Zwróciła się w stronę kuchni, gdzie znajdowała się apteczka.  

 

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation