Troszkę prywaty - góry w naszym miesięczniku muszą być

Niniejszy tekst jest kopią mojego felietonu z dnia: 30 września 2029 r.

W Tatrach zakochany jestem  ,,po uszy''  - tęsknię za nimi nieustannie.
Stąd NIE WYPBRAŻAM SOBIE aby w miesięczniku, w którym jestem redaktorem naczelnym nie było osobnego kącika dla wszelakiej maści Tatromaniaków szczególnie z myślą o tych, którzy tęsknią za górami, a z różnych powodów nie mogą się w nich pojawić. 

Tatrami zachwyciłem się pierwszy raz w wieku 16 lat. Wtedy latem mając namiot rozbity grzecznościowo u cudownej starszej pani ZOSI Oprochowskiej przy Bulwarach Słowackiego (obecnie jest tam dom zakonny Sióstr Franciszkanek), razem dwoma rówieśnikami, spenetrowałem większość dostępnych szlaków turystycznych. Swoją drogą do dzisiaj się nie mogę nadziwić jak wielkie do mnie zaufanie mieli rodzice, że nas wypuścili samych na taką eskapadę. Przecież mój tato świetnie znał Tatry i wiedział o trudnościach na jakie mogliśmy napotkać. Po wielu latach, kiedy moje nastoletnie córeczki buszowały samotnie po Orlej Perci wiem jaki sam czułem niepokój, chociaż byłem z nich bardzo dumny.

Od czasu mojej pierwszej wypraw tatrzańskiej tylko narastało zafascynowanie górami. Ale narty i wspinaczka skalna zaczęły się dużo wcześniej (jeśli dobrze pamiętam? to w wieku 13 lat). Mój starszy o 6 lat brat Jacek (Beskidzka Grupa GOPR) zabierał mnie często jako ,,maskotkę'' na studencie obozy narciarskie i wspinaczkowe. (Moje pierwsze wspinaczki skałkowe w Dolince Kobylańskiej asekurowane były

 jeszcze za pomocą liny sizalowej, dopiero później udało się zdobyć przywiezioną z Austrii linę nylonową. To były czasy!!!).
Pamiętam, jak w tamtych czasach pociłem się z emocji w łóżku, studiując do poduszki tom po tomie wspinaczkowy Przewodnik Paryskiego.


Potem już zawsze były Tatry, ich eksploracja letnia i zimowa, wspinaczka. Cieszę się, że udało mi się wprowadzić w Tatry i zachwycić nimi wiele, wiele osób. Z żoną i jej rodzeństwem wielokroć buszowaliśmy po wszystkich zakamarkach Tatr, dobierając sobie wśród przyjaciół zawsze trochę szerszą ekipę. 

Pamiętam, jak już po studiach zabrałem w Tatry moją mamę. W naszym domu finansowo się nie ,,przelewało'' więc wcześniej mama nie jeździła na takie wyprawy - rodzice inwestowali tylko w nasze wakacje. Jaki byłem dumny z mamy, że mając 50 lat (wtedy wydawało mi się to tak dużo) dzielnie przeszłą łańcuchami na Zawrat. Jak bardzo zmienia się perspektywa widzenia starszych ludzi po latach. Przecież ja już po skończeniu 60 lat doskonale sobie radziłem na wszystkich, nawet najtrudniejszych tatrzańskich szlakach.

Wspinaczka uratowała nas też przed bezdomnością i dzięki niej mamy do dzisiaj gdzie mieszkać a nasza rezydencja mogła być rodzinnym gniazdem dla naszych trzech cudownych córek. Przez kilka sezonów latem zarabialiśmy na pracach wysokościowych. Malowaliśmy najpierw słupy energetyczne a przez 3 kolejne lata maszty radiowe i telewizyjne. W tamtych czasach były to niebotyczne zarobki. Moja dzielna żona malowała maszty razem z nami. Mieszkamy niestety obok Gdańska i daleko nam gór.

Tatry Polskie znam lepiej niż Katowice, Kraków i Gdańsk z jakimi to miastami związane było całe moje życie. 
TĘSKNIĘ ZA TATRAMI

W czasie mojej ostatniej samotnej wyprawy w Tatry kilka lat temu (2015 r) doznałem poważnej kontuzji kolana, która całkowicie wyeliminowała mnie z tatrzańskich wojaży. TĘSKNIĘ za nimi! 

 

Moje niezapomniane kilkudniowe ,,sam na sam'' z Tatrami 2015 (Przełęcz Świnicka)

Z ostatnich kilku dni mojego sam na sam z Tatrami, sprzed feralnej kontuzji pozostała mi cudowna pamiątka - lepsza niż fotki pstrykane smartfonem.
Kiedy chodziłem po tatrzańskich zakamarkach, miałem w kołnierz flanelowej koszuli wpięty mini mikrofon reporterski podpięty do dyktafonu skrytego w kieszeni. Cichutko sam sobie opowiadałem, co widzę, co czuję, jakie mam wspomnienia z różnych miejsc, do których właśnie wróciłem. Nazbierało się tego przez lata.
Mam kilka godzin swoich intymnych osobistych audio notatek, których nikt dotychczas poza mną nie słuchał. Słuchanie ich w samochodzie, kiedy jestem sam za kierownicą lub do poduszki przed spaniem pozwala mi wracać do Tatr. To jest lepsze niż oglądanie foto-albumów. 

Jeśli Tatry aż tak bardzo stały się ,,moją miłością'' to miesięcznik, jaki prowadzę, musi mieć osobny górski dział. 
Takich jak ja ,,tatromaniaków'' jest sporo. Widać ich na Instagramie, na Youtubie. Postaram się ich zapraszać do dzielenia się swoją pasją z innymi w naszym miesięczniku.

Staram się co roku być w Tatrach z okazji naszego corocznego zjazdu naszej grupy Superbelfrzy RP Eduzmieniacze lub z wizytą u bliskiej naszej przyjaciółki Ewy Kempskiej, ale od 10 lat skutki wcześniejszej kontuzji ograniczają znacznie moje możliwości większych pieszych eksploracji.
Zawsze gdy zbliżam się już do Tatr i gdy ich masyw pokazuje się na horyzoncie bywa u mnie  tak jak w książce Mariusza Zaruskiego. 

 [cytuję z pamięci]:

Przeto stałyście się marzeniem ludzi spragnionych modlitwy bezsłownej i słońca.

Wróciłem do Was, znów na Was patrzę, czar piękna Waszego wchłaniam cały sercem mej duszy.

Skarby Wasze przyjmuję: TATRY - wy boże, niczyje... 

[koniec cytatu]

A poniżej moja Tatrzańska klamra spinająca lata ok. 1964 a 2019. (ten chłopczyk ciągle poprawiający dłonią grzywkę to ja)