Listopadowe zwierzenia ( z cyklu: Pamiętnik Karoliny)

Listopadowe zwierzenia ( z cyklu: Pamiętnik Karoliny)

Od rana czułam silne powiewy wiatru, uginające się gałęzie pod jego naporem i spadające liście z drzew. Ogród, zaczynał coraz mocniej przypominać o upływie czasu. Widać, zupełnie nastała jego pora. Starałam się, nie zwracać na to uwagi, uciekając myślami w zupełnie inne rejony świadomości. Na darmo. Coraz silniej odczuwałam panoszącą się jesień, w postaci zimnego wiatru i powietrza na zewnątrz, opadających liści i złego samopoczucia. Listopad na mnie źle wpływa, widać to po mnie i po zmiennym moim nastroju. Tak się dzieje od lat. Kto jest temu winien? Co jest temu winne?

Dopiero co było Wszystkich Świętych, esencja listopada, który przeżywam w sposób, cokolwiek niechętny. Szybko następuje ciemność, powietrze jest nijakie i czuję unoszącą się wszędzie zgniliznę. To po pierwsze. Po drugie, atmosfera święta, liczne moje wspomnienia sprzed lat, budzą we mnie, niepotrzebne nikomu skojarzenia, przede wszystkim mi. Bo gdybym nikogo nie miała na cmentarzu, nikogo bliskiego, z pewnością zupełnie inaczej, podchodziłabym do atmosfery świąt. Zapalone znicze na grobach, morze zniczy, które każdego roku widzę na cmentarzu, budzą we mnie, wewnętrzny sprzeciw. Dlaczego ona? Dlaczego nie ja? – zapytuję siebie każdego roku i nie znajdując logicznej odpowiedzi, staram się dalej żyć. Mam dla kogo żyć. Wiem to od lat, dlatego próbuję zdusić w sobie własne lęki i niepokoje, co nie przychodzi mi łatwo. Każdego bowiem roku, pojawiają się nieproszone zjawy, coś na wzór dawno nie widzianych osób. Przy czym czas odgrywa tu niebagatelną rolę. Przywołuje tamte osoby, kosztem mojej psychiki. Dlatego listopad dla mnie, jest ponurym miesiącem. Samo wejście na jakikolwiek cmentarz, budzi we mnie sprzeciw. Dla mnie spacer leśna ścieżką, jest prawdziwym oddechem życia. Natomiast ten sam spacer cmentarną aleją, jest przeciwieństwem zdrowego spojrzenia na życie. Mimo to sporo osób, zawsze wybiera się na spacer po Cmentarzu Centralnym, czując przy tym dziwnie pojęty wypoczynek, swoisty relaks. Nie wiedzą przy tym, że duchy zmarłych, dotykają ich, w sposób niedostrzegalny dla nich, budząc przy tym, dziwnie pojęte uczucie bliskości. Bo tak naprawdę, nie wiem, co nas dzieli. Tu jednak wkrada się metafizyka, dziedzina wiedzy, którą ledwo dotknęłam.

O czym wkrótce zacznę myśleć? Niebawem Wigilia, potem Nowy Rok, który nie wiadomo co przyniesie. To znaczy wiadomo, wiem, gdzie będę, nie wiem za to, kto przy mnie będzie. Dotychczasowy świat rozleciał się w mgnieniu oka. Wiem, kogo nie będzie. Nie będzie ciebie. To znaczy będziesz. Lecz zupełnie inaczej będę cię odbierała. Nie, nie inaczej, będę odbierała cię tak samo, jak dawniej. Będę się cieszyła twoim istnieniem,

choć fizycznie nie będziesz przy mnie.

Mogło być inaczej, mogłeś wysłuchać moich słów do końca. No, ale stało się. Wybrałeś, co wybrałeś. Nie wiem, jak będzie dalej, sam mi to niedawno mówiłeś, mój przyjacielu.

Moja wyobraźnia, wciąż nie potrafi uporządkować wszystkich zmian. Fakt, przygotowywałam się do nich już od kwietnia, jednak był we mnie pewien sprzeciw, wobec twoich decyzji. Nie udało się. Zrobiłeś po swojemu, no i teraz masz. Jesteś, gdzie jesteś, toczysz swoje kamienie po psiarsku, tak jak ja, po ulicy Krakowskiej. Zresztą, kogo to teraz obchodzi. Nie jestem zaskoczona takim obrotem sprawy. Zarówno moje życie, jak i twoje, niewielu tu obchodzi. Oni żyją własnymi problemami, po cóż im jeszcze dokładać nasze, tylko wyśmieją i pójdą sobie dalej. Wiem to po sobie. Wystarczyło powiedzieć słowo, żeby inni się zaśmiali, komentując ironicznie moje słowa. Nie raz tak było, dlatego wolę zamilknąć, nikomu przy tym, nie dając pożywki do ironicznych komentarzy. To jest mój świat, powtarzałam niejednokrotnie w swoich słowach, dając do zrozumienia, jak trudno do niego trafić. Ty jesteś w nim obecny od lat. Nawet nie będę mówiła, ile dla mnie znaczysz, ci co wiedzą, rozumieją nas, pozostałym, nie będę wyjaśniała zawiłości naszego życia.

Każdego dnia rozpoczyna się kolejny rozdział w życiu. Może taki dzień będzie nudny, gdzie nic specjalnego nie będzie się działo. Może… Może zaś przyniesie niespodziewane wieści od kogoś, kogo dawno nie widziałeś. Uwierzysz takiej osobie?

Znając ciebie, będziesz nieufnie na nią patrzył, przynajmniej ja bym tak postąpiła, dzieląc przez dwa, może i cztery, wszystkie słowa, które wypowie. Bo musi być zwykłe ludzkie zaufanie, bez niego ani rusz.

Jaki to będzie rozdział? Co on przyniesie? Tego nie wiesz, może boisz się zaryzykować, może wątpisz w to, co słyszysz i nie chcesz podejmować nowych wyzwań. Może z podjęciem decyzji, wolisz poczekać do Nowego Roku, ufając własnej intuicji. Zresztą, jak to było w moim przypadku? Bez chwili zastanowienia, wsiadłeś do pociągu i przyjechałeś do mnie, do szpitala. Jednak nic dwa razy się nie zdarza, więc nie wiadomo, czym to się skończy.

Każdego dnia zaczynasz coś nowego, coś, co układa się, w niepojętą całość. Sens jest widoczny dopiero na końcu drogi. Tak jak listopadowe zwierzenia, tak twoje rozterki, są dla mnie ważne. Rozumiem twoją niechęć do obecnej sytuacji. Do twojej sytuacji, i nie mówię, że tak jest dobrze. Bo nie jest. Sam dobrze wiesz. Wystarczy przemyśleć ostatnie ćwierć wieku, by samemu sobie odpowiedzieć, gdzie i kiedy, popełniłeś błąd, który zaważył na przyszłości. Może jednak nastąpił on znacznie wcześniej, np. pół wieku temu, może już się taki urodziłeś, z zakodowanymi własnymi błędami. Każdy je posiada, ja także. Wystarczyło pójść inną drogą, jaką przewidywałam iść, żeby przekonać się o zmiennych kolejach losu. Przecież gdybym wówczas nie pojechała do Stepnicy, nie spotkałabym dawno niewidzianych znajomych, którzy właśnie mieli jechać do Goleniowa, na lotnisko, skąd wylatywali na stałe do Anglii. Chwila wahania, ewentualna zmiana mojej decyzji, i nie spotkalibyśmy się. Podobnie było u ciebie, gdybyś wówczas nie pojechał do W-wy, nie spotkałbyś osoby, która pośrednio przyczyniła się do poznania nas. I w moim, i w twoim przypadku, wystarczyło nie pojechać. Lecz pojechaliśmy, każdy w innym celu, nie wyczuwając, jak znamienne skutki będą miały nasze decyzje. Teraz po latach, jednym widocznym skutkiem jest nasza przyjaźń, czy jak mówią inni, miłość. Bo chociaż w moich słowach, jest widoczny chaos, to jest on pozorny. Ważne, by go nie było we mnie. By nie zatracić się, we wszechogarniającym smutku, niszczącym niejedną duszę. Powtarzam – nie zatracić się, we wszechogarniającym smutku. Listopad minie szybko i jak co roku, wszystkie moje smutki, lęki i pragnienia, rozproszą się. Nie wiadomo, które przyjdzie pierwsze, co przyjdzie, skoro dawne myśli, jeszcze się nie rozpierzchły.




za: https://www.facebook.com/groups/551444182575809
(dostęp z dnia 24 listopada 2024 r.)