Z cyklu: (bez?)SENSOWNA SZKOŁA
Siada mi kompletnie poczucie sprawczości. Nadal wierzę, że tłumacząc i edukując mogą uzyskać dobre efekty. Tymczasem fakty zaczynają temu przeczyć.
Tłumaczę, że trzeba na lekcji uważać, notować i daję konkretne przykłady - ty uważasz i masz 6, tamten gada i dobrze się bawi w swoim towarzystwie - ma 1. Młodzi ludzi kiwają głowami - no tak. Wszystko się zgadza. Miesiąc później efekt jest taki: Ci z którymi nie było kłopotów i się uczyli - to nie ma z nimi jeszcze bardziej kłopotów i się uczą. Ci co nie uważają - nadal mają wszystko w nosie - tym razem zamiast spać, leżą, zamiast gadać rysują, albo oglądają krajobraz za oknem.
Powtórzyłem eksperyment z czasem korzystania z telefonów. Rok temu efekty były mizerne - kilka osób skróciło swój czas z 6 do 4 godzin. Odtrąbiłem wątpliwy sukces. Po roku? Ci co mało używali - używają mniej, ale to jednostki, ci co całe przerwy gapią się w ekran - całe przerwy gapią się w ekran. Ekstremiści nauczeni, że za każdym razem reaguje na telefon w ich dłoni, jak mnie widzą - ukrywają te telefony.
Gadam o szkodliwości palenia? Gadam. Ile osób zrezygnowało? Chyba może z 1 na 10 lat. Ile zaczęło palić odkąd ich znam? Kilkadziesiąt.
Marudzę maturzystom o nauce do egzaminu zawodowego. Jak co roku daję przykłady, jak kończą ci co nie uczą się i nie słuchają tego co mówię. Twarde dowody w postaci konkretnych ludzi i ich wyników. Efekty? Znów Ci co i tak się uczyli - mocniej zaciskają pasa, a ci co 4 lat bumelowali - siedzą i gadają.
Czuję po prostu niemoc. Kompletny brak sprawczości. Równie dobrze mógłbym po prostu dyktować notatki, wzory i wykresy - a efekty byłyby prawdopodobnie te same.
Jedyne co trzyma ludzi w "ryzach" i wręcz "zmusza" do nauki - to oceny. Sam jestem gotów zrezygnować z ocen, ale dobrze wiem, że wtedy zamiast 60%-70% zdających egzamin zawodowy, zostałoby tak z 10 czy 20%. Już teraz mogę części wystawić oceny opisowe: uczeń jest kompletnie niezainteresowany nauką, interesuje się "samochodami/piłką nożną/zakładami bukmacherskimi/oglądaniem tiktoka (tu można wstawić to co kręci ucznia), jednak elektronika to nie jest nic co go interesuje, a w szkole jest tylko dlatego, że rodzice wymagają od niego obecności i pozytywnych ocen." Tak - to cytat z niejednego ucznia na pytanie po co chodzi do szkoły: "bo mama mi każe".
W dodatku piszę to z perspektywy człowieka, który uczy wyłącznie tych młodych ludzi, którzy wybrali tą specjalizację. Wybrali raczej świadomie. Uczę praktycznie dorosłych.
A i tak przegrywam z pieskiem z Tiktoka, kotkiem z Instagrama czy wrzeszczącymi "six-seven" dzieciakami. W końcu, kto by słuchał takiego "starego" dziada jak ja. W końcu nauczyciele to się na niczym nie znają. Jak pracujesz za marne pieniądze to jesteś frajer.
Idę posmarować się prestiżem. Może mi przejdzie.
za: https://www.facebook.com/