W zasadzie niewiele trzeba aby coś pokazać. Ale by ukazać – tu już zaczynają się schody. Długie, betonowe schody, na których nietrudno się potknąć i coś złamać. A już w szczególności, gdy chodzi o ludzką psychikę. Przestrzeń, która na te złamania jest niezwykle podatna. Chyba jak dotąd, nie spotkałam się z czymś równie niesamowitym, jak i przerażającym.

Z początku nie chciałam iść na ten film. Nie jestem obeznana w uniwersum, z którego pochodzi Joker. Ale może to i dobrze? Dało mi to zupełnie inne spojrzenie na postać. To już nie jest opowieść o bohaterze. To nie jest nawet opowieść o antybohaterze. To opowieść o człowieku. Opowieść o człowieku i szaleństwie.

,,Joker’’ budził we mnie skrajne uczucia; nie obyło się bez strachu i zachwytu.

W przeciwieństwie do mnie – moje emocje... nie umiały wysiedzieć całego seansu w kinowym fotelu. Przysiadały na schodach, wirowały na nich, podchodziły jak najbliżej ekranu i uciekały spod niego w popłochu. W kilku momentach musiałam się odwrócić i mocniej chwycić go za rękę. Niesamowite, jak ludzie potrafią tworzyć sztukę. Jak potrafią nią wzburzać, zachwycać i prowokować do myślenia. Dla mnie nie był to jeden z tych filmów, na który można przyjść, pochrupać popcorn i się ,,wyłączyć’’.

Przez cały czas miałam w sobie ogrom myśli. Nie potrafiłam ich niczym zagłuszyć. Kinowe emocje przeplatały się ze wspomnieniami i doświadczeniami, o których chciałabym zapomnieć. Ale ludzka psychika jest tak obszerna, złożona i niewyobrażalnie niepojęta, że panujemy nad nią jedynie w części i jedynie w części ją rozumiemy. Możemy się o niej uczyć, studiować, kończyć wszelkie uniwersytety i rozmaite szkolenia, a i tak w zetknięciu z jej tajemnicami, możemy pozostać bezsilni. Już jakoś tak jest, że najbardziej pamiętamy to, co nie pozwala nam spać po nocach.

Tytułowy bohater przede wszystkim cierpi wewnętrznie. Jego dusza wydaje się być tak krucha, że strach by mi było ją dotknąć nawet opuszką palca. Bałabym, że się rozsypie.

A przecież to nonsens. To nonsens, abym się bała tego, czego przyszło mi doświadczyć. Ponoć boimy się tego, czego nie znamy. O dziwo – jedyną sceną, która wycisnęła ze mnie łzy, była krótka chwila tańca w łazience. Nie jestem pewna, czy to kwestia ścieżki dźwiękowej, ruchów czy światła. Mam wrażenie, że umiałabym precyzyjnie opisać to, co się we mnie zadziało, jednak gdy tylko próbuję przelać to na papier lub wypowiedzieć głośno – nie jestem w stanie.

Co tak naprawdę dolega Jokerowi? Dowiadujemy się, że bierze aż sześć różnych środków psychoaktywnych. Nie wiemy jednak nic o ich działaniu, nie mamy wglądu do dokumentacji medycznej, a nawet gdybyśmy mieli taką możliwość – co by nam dała wiedza o niewiadomym.

Na pewno zauważalne są niepohamowane napady, towarzyszące bohaterowi w najmniej odpowiednich momentach. W autobusie, metrze, na scenie czy zwyczajnie na ulicy.

Być może mamy styczność z paragelią, czyli zaburzeniem neurologicznym, polegającym właśnie na tym, co zostało nam przedstawione na ekranie. Osoba dotknięta tym zaburzeniem nie potrafi kontrolować zbierającego się w niej śmiechu, który często bywa odzwierciedleniem głębokiego smutku, strachu lub innego silnego uczucia. Stąd sytuacje przeraźliwego, często wzbogaconego dusznościami śmiechu, na przykład w sądzie czy na pogrzebie. Występuje zwykle u osób ze spektrum autyzmu lub objawami schizofrenii. Może dlatego niektóre z zachowań zdawały mi się być tak bliskie i dziwnie znajome.

Chwilami było mi ciężko. Widok człowieka zapiętego w pasy bezpieczeństwa przyprawiał mnie o dreszcze, a chwile czułości Jokera wobec matki, nie potrafiły mnie w żaden sposób uspokoić. Miałam duszę na ramieniu. A może bardziej…. wspomnienia. Choć sama nie jestem już pewna – co przy mnie było, co znajdowało się obok, a co zupełnie daleko. Zacierała się granica pomiędzy tym, co na ekranie, a tym co we mnie. Chwilami czułam, jakby budziło się we mnie uśpione szaleństwo. Odżywała pamięć. Zamiast czerwieni, widziałam pomarańcz ścian mojej matki, a zamiast ogromnego makijażu – niewielkie usta, z których wychodzące słowa powinny być ostoją, a nie wiecznym lękiem i bezsilnością. Ten film sprawił, że widząc to co na ekranie, widziałam to, czego nie ma. A przecież to, czego nie ma, również było, tylko niezobrazowane, niewyreżyserowane, niewypowiedziane. A głośne jak nie pamiętam kiedy.

,,Przestaliśmy szukać potworów pod naszymi łóżkami, gdy zrozumieliśmy że one są w nas.’’ Przestaliśmy wierzyć, że wszystko jest nam dane na wieczność, a gdy tylko poczujemy się gorzej, ktoś przyjdzie nas utulić. Dziecięce wyobrażenia o świecie potrafią być tak niewinne… że

z perspektywy osoby dorosłej może nas zająć głuchy śmiech i niedowierzanie. Lub łzy. Ale one – mam wrażenie, są gorzej traktowane. A przecież każdy płacze.

Końcówka filmu to ponoć wstęp do czegoś większego. To dopiero początek. Mnie jednak, jako osobie nieznającej historii – przyszło zdać się na własne serce. Czy mamy do czynienia z zabójstwem lekarza? Ile osób tak naprawdę ginie? Co mogą oznacz krwawe ślady? Stają się one coraz bledsze, coraz mniej widoczne, aż w końcu widzimy jedynie biel. Czy jest ona zmazaniem winy czy może wyparciem.

Zastanawiam się, wchodzę po schodach, nie tańczę.

Napisy. A na koniec nie śmiech, nie śmiech, a cisza.

(w recenzji wykorzystano elementy oficjalnych fotosów filmu dostępnych pod adresem: https://www.flickr.com/photos/antdude3001/44136053684 oznaczone jako dozwolone dla wykorzystania z modyfikacją)

graficzny identyfikator działu FELIETONY

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation