
Po Igrzyskach Olimpijskich w Rio w 2016 roku z programu Igrzysk została wycofana konkurencja czwórki bez sternika wagi lekkiej mężczyzn. W Tokio w 2021 roku zastąpiono ją jedną konkurencją kobiecą – na rzecz wyrównania liczby kobiet i mężczyzn na igrzyskach.
Natomiast po Igrzyskach w Paryżu w 2024 roku wycofano także drugą konkurencję w wadze lekkiej: dwójkę podwójną kobiet i mężczyzn wagi lekkiej.
Specyfika konkurencji w wadze lekkiej jest zupełnie inna niż w wadze otwartej. Zawodnicy są lżejsi nawet o 30 kilogramów od zawodników wagi ciężkiej, przez co często osiągają słabsze wyniki na ergometrze.
Jednak to właśnie bardzo wysoki poziom światowego wioślarstwa w wadze lekkiej determinował wyścig o jak najlepszą technikę. Ćwiczenie chwytu wody, mocne skupienie na rytmie wiosłowania, luźne poruszanie się w łódce — to potrafiła waga lekka. Swoje „braki” w budowie ciała zawodnicy nadrabiali stylem wiosłowania i perfekcyjnym opanowaniem kluczowych dla popychania łodzi umiejętności.
Nie oszukujmy się — na świecie rodzi się więcej ludzi o średnim wzroście niż dobrze rozbudowanych i wydolnych dwumetrowców. To sprawiało, że w wadze lekkiej robiła się większa „konkurencja na rynku”. Co śmieszne, zawodnicy wagi lekkiej potrafili wygrywać ze swoimi „ciężkimi” kolegami z reprezentacji na krajowych zawodach wewnętrznych — mimo różnic w wydolności i wadze.
Mimo wysokiego poziomu sportowego i faktu, że finały wagi lekkiej robiły ogromne wrażenie na kibicach, ludzie „u góry” postanowili wycofać te niesamowicie wyrównane konkurencje. To tak, jakby w zapasach albo podnoszeniu ciężarów nagle usunąć jedną z najliczniej obsadzonych kategorii wagowych — nie dlatego, że nie przynosi emocji, tylko dlatego, że trudniej ją sprzedać marketingowo. Mimo że właśnie tam rywalizują tysiące zawodników z całego świata. Takie decyzje nie mają nic wspólnego ze sportową logiką.
Tymczasem w 2012 roku w Londynie w czwórkach wagi lekkiej w walce o medal decydowały setne sekundy. Trybuny drżały od nadmiaru ludzi, a kibice przed telewizorami wariowali, nie wiedząc, kto wygra.
W konkurencjach wagi lekkiej, polscy zawodnicy zdobyli dwa złote i srebrny medal olimpijski — jednak teraz nikt o tym nie mówi, bo przecież to „tylko waga lekka”.
Mój kolega z reprezentacji zdobywając w miniony weekend mistrzostwo europy juniorów na czwórce podwójnej od razu po biegu udzielał wywiadu. Totalnie niezorientowany dziennikarz zadał mu pytanie: Po sukcesach czwórki podwójnej Adama Korola (Mistrzowie Olimpijscy z 2008 roku) Polska w wioślarstwie nie osiągnęła żadnych większych sukcesów. Czy myślisz, że jako Mistrzowie Europy jesteście zapowiedzią przyszłych sukcesów?
Wszystko byłoby w porządku, ponieważ tamta czwórka była niesamowicie utytułowana. Jednak zdobyli oni medal prawie 17 lat temu. Na tych samych igrzyskach, na których czwórka wagi lekkiej została wicemistrzami olimpijskimi. A od tego czasu Polska zdobyła naprawdę wiele medali w wioślarstwie. Na kolejnych IO w 2012 roku w Londynie, kobiety na dwójce podwójnej zdobyły brąz, w Rio 2016 wioślarze zdobyli złoty i brązowy medal olimpijski, w Tokio było srebro, a w 2024 roku czwórka podwójna mężczyzn wróciła z Paryża z brązowym medalem olimpijskim.
Niestety pomijamy sukcesy nie tylko wagi lekkiej, ale zapominamy o właściwie całej dyscyplinie, którą jest wioślarstwo, a z której z każdych igrzysk wracamy z medalem.
To wszystko nadal niesamowicie boli młodych chłopaków i dziewczyny, którzy nie mają wrodzonych warunków, by ścigać się z dwa razy większymi od siebie. Mają w sobie jednak wytrwałość i siłę, by rywalizować na światowym poziomie z zawodnikami o podobnej wadze i wzroście.
Ludziom bez idealnych warunków fizycznych do wioślarstwa odbiera się dziś marzenia o wyścigu po medal olimpijski. Jeszcze bardziej zniechęca się do ruchu tych, którzy najbardziej go potrzebują.
Nikt nie pomyślał o tym, że dzieciaki coraz częściej chorują — tak, chorują — na otyłość z powodu braku jakiejkolwiek aktywności fizycznej.
A tymczasem na ulicach słyszymy mamy, które wołają do dzieci: „nie biegnij, bo się spocisz”.
Nikt nie każe wszystkim być wybitnymi sportowcami. Sport zawodowy to kontuzje, wyczerpanie, presja — to nie jest zdrowy styl życia.
Jednak nasze ciało jest zbudowane do ruchu. My potrzebujemy ruchu, żeby żyć.
Zawody sportowe i konkurowanie to jedno. Ale sprawność niezbędna do codziennego życia to coś zupełnie innego.
Do podniesienia zgrzewek wody, wejścia po schodach, czy — w przyszłości — do wstania z łóżka.
Jeśli już teraz dwudziestolatkowie nie są w stanie zrobić jednego brzuszka, to pytam: jak oni wstają rano do pracy? Jak podniosą się z ziemi, jeśli kiedyś się przewrócą?
Jak mają walczyć o lepszą przyszłość, skoro już teraz nie potrafią funkcjonować w naturalnych dla ciała zakresach ruchu?
Nasze społeczeństwo się starzeje. Obecni seniorzy w dzieciństwie biegali, grali w piłkę, wspinali się po drzewach. Dzięki temu dziś mają zdrowe jak na swój wiek stawy i lepszą sprawność.
Co będzie za 50 lat, gdy seniorami będą osoby, które w młodości nie były w stanie przejść kilkuset metrów bez zadyszki?
Codziennie zniechęcamy dzieci do sportu słowami: „sport jest dla debili”, „po co się męczyć i pocić?”, „bieganie nie ma sensu”.
A dzieci słuchają. I się uczą.
Pytam więc: jak mamy wychować kolejne pokolenie kadry narodowej, skoro coraz mniej młodych osób trenuje? Nie będzie z czego „wybierać”.
Nie da się podzielić sportu na tylko profesjonalne trenowanie i spacerowanie.
Muszą istnieć także ci, którzy trenują dla siebie, z pasji, z radości z ruchu.
Tymczasem w samym Berlinie jest więcej klubów wioślarskich niż w całej Polsce.
Jeśli zamiast zdrowych ludzi nadal będziemy wychowywać — za przeproszeniem — kreatury niezdolne do ruchu, które w wieku 20 lat nie potrafią zrobić wykroku czy brzuszka, to nie wiem, w jaką stronę zmierza ten świat.
Na pewno nie jest to dobry kierunek.
