Domasława stukała palcami w klawiaturę, bacznie przyglądając się obrazom na komputerze. Były ich cztery obrazy z kamer. Jedna wskazywała na przednie wejście do sklepu od strony ulicy. Druga tylne wejście do mieszkania, a pozostałe dwie wskazywały wnętrze sklepu. Na jednym z nich do kamery radośnie machała Karolina.
– Dobra, obraz z kamery działa – powiedziała Domasława, podnosząc się znad komputera. Spojrzała na przyjaciółkę, która nie mogła przestać się uśmiechać. – Przestać się tak szczerzyć – dodała z przekąsem Doma, wychodząc zza lady.
– Ale nie mogę – odparła Karolina, łapiąc swoją przyjaciółkę za ręce. – Tak się cieszę, że w końcu się jakoś układa! – dodała, a potem spojrzała na przyjaciółkę z nieco mniejszym uśmiechem. – Nawet jeśli nie będziemy widziały się już na uczelni.
– Przestań, przecież zmieniam tylko studia na niestacjonarne, abym w tygodniu mogła pracować – odparła Domasława, pocieszając swoją przyjaciółkę. – To nie koniec świata – dodała.
Karolina puściła przyjaciółkę, krzyżując ręce.
– Ale nie będziemy się tak często widywać – mówiła Karolina, udając nadąsaną. Liczyła na to, że będzie mogła jeszcze trochę podrażnić przyjaciółkę. Tak dawno nie widziała jej takiej rozpromienionej. Myślała, że już jej się nie poprawi po śmierci Wandy, matki Domasławy. Widocznie potrzebowała więcej czasu.
W odpowiedzi na dość kiepskie aktorstwo Karoliny, Domasława tylko przewróciła oczami, uśmiechając się.
Teraz czuła się o wiele lepiej. Od tamtego dość emocjonującego dnia w szpitalu, wiele się zmieniło w życiu Domasławy.
Postanowiła wrócić do kowenu. Pani Maria oraz reszta czarownic przyjęły ją z otwartymi ramionami. Wszystkie współczuły Domasławie straty, ale były też rade, że wróciła kontynuować nauki. Tak rzadki dar, jak jej nie mógł zostać zmarnowany. Domasława z łatwością mogła przyzywać duchy i je opanować. Lata treningu mogą ją nauczyć, jak ma radzić sobie ze spaczonymi duszami, bo tym właśnie były te czarne potwory. Spaczonymi duszami, które pochłonął gniew i żal. Nie mogły przejść dalej, więc zostały na Ziemi, aby prześladować innych. Uczepiają się osób rozchwianych emocjonalnie, żywiąc się ich negatywną energią. Rosną w siłę, ale nigdy nie mogą zaspokoić niepohamowanego głodu.
Kilka czarownic ma naprawdę sporą wiedzę na temat spaczonych dusz, a Domasława została ich uczennicą.
Domasława postanowiła też dalej prowadzić sklep ezoteryczny swojej matki. Musiała jakoś zarabiać na życie, a na tym znała się najlepiej. i mimo wszystko przyznała w końcu przed sobą, że dalej jej zależy na tym sklepie.
Rozmyślania Domy przerwał dzwonek przy drzwiach. Pojawili się klienci.
Domasława podeszła do dwójki przybyszów, którzy wyglądali na zaciekawieni wnętrzem sklepu.
– Witam Państwa – odparła Doma, bacznie przyglądając się klientom. Uśmiechnęła się w duchu do siebie. Los bardzo lubił stawiać ją w dziwnych sytuacjach. – w czym mogę służyć?
Kobieta o czarnych jak noc włosach spojrzała na swojego towarzysza, którego trzymała za ramię. Była lekko zestresowana w tym dość nietypowym sklepie. Ale z drugiej strony kto by nie był?
Na jednej ścianie znajdowały się regały z nieznanymi większości ludziom kamieniami. Pod sufitem wisiały zasuszone zioła, które dalej roztaczały po pomieszczeniu swój zapach. w tym sklepie mogłeś znaleźć wiele książek o tarocie, ziołolecznictwie, czy innej zapomnianej już sztuce.
Wysoki mężczyzna tylko uśmiechnął się nieporadnie.
– Prawdę mówiąc weszliśmy tutaj z powodu kaprysu mojego męża – odparła w końcu czarnowłosa kobieta, chcąc przerwać tą z jej punktu niezręczną ciszę. Delikatny uśmiech sprzedawczyni jakoś spowodował, że może czuć tu się swobodnie.
– Wanda – wrócił jej uwagę jej mąż, lekko się czerwieniąc. Zdawał się zawstydzony tym faktem. Nie wiedział, gdy zobaczył ten sklep postanowił do niego wejść. Nawet jeśli sam nie wierzył w takie rzeczy jak duchy, czy szczęśliwe amulety. Miał silne wrażenie, że kiedyś tu był. Jednak nie chciał mówić, czegoś tak zawstydzającego.
– Nie ma się czego wstydzić – powiedziała swobodnie sprzedawczyni, rozkładając ręce. – Zadaniem sklepów w końcu jest przyciągać ludzi – odparła Domasława. – Mogą się państwo rozejrzeć. Może jednak coś przykuje Państwa uwagę. w razie pytań służę pomocą – dodała na koniec, a następnie odeszła od klientów.
Podeszła do Karoliny, która stała oparta o ladę. Bacznie przykładała się tej dwójce, nie mogąc nadziwić się jednej rzeczy.
– Ona ma takie samo imię jak…
– Karolina, spokojnie – odparła Domasława, kładąc rękę na ramieniu przyjaciółki. Jak ironicznie ich role się odwróciły. Tym razem to Karolina była bardziej zdenerwowana niż Domasława. – Wanda to dosyć popularne imię.
Karolina westchnęła. Mimo że jej przyjaciółka zdawała się pogodzić ze stratą matki. Dalej się martwiła. Jak to przyjaciele. Karolina zastanawiała się, czy nie powinna zacząć bardziej ufać swojej przyjaciółce.
Widziała jak w Domasławie zachodzą od kilku tygodni wielkie zmiany. Zaczęła częściej wychodzić na miasto. Dbać o siebie. Wreszcie też uśmiech wrócił na jej twarz. Jakby wreszcie znalazła spokój, jakiego poszukiwała. Może, zastanawiała się Karolina, Domasława ma najgorsze za sobą.
Dwie przyjaciółki rozmawiały ze sobą swobodnie, do czasu, gdy para klientów nie poprosiła Domy o pomoc w wyborze kamieni szlachetnych.
– Co mogłaby nam pani powiedzieć o tym kamieniu? – zapytał mężczyzna, wskazując na różowy kamyk z czarnymi plamkami.
Domasława ponownie uśmiechnęła się do siebie. Wybór, jakiego dokonał mężczyzna był naprawdę ironiczny dla sklepikarki. Zastanawiała się, czy to przypadek, czy może los pokierował jego wyborem.
– To rodonit – odparła Domasława przyglądając się zaciekawionemu małżeństwu. – Jest znany również jako kamień wsparcia. Rodonit zwiększa poczucie pewności siebie oraz miłości po bolesnych zdarzeniach – dodała, bacznie przyglądając się reakcji klientów.
Wanda spojrzała na swojego męża, a on na nią. Oboje byli zaskoczeni, zastosowaniem tego niepozornego kamyka. Tylko rodzina wiedziała o tym, co się u nich ostatnio działo.
Michał, mąż Wandy kilka tygodni temu wybudził się ze śpiączki. Niewiele pamiętał sprzed wypadku, a z okresu, w którym był w śpiączce pamięta tylko jedno. Spokój. Uczucie spokoju, które pojawia się jak spełni się swój obowiązek. Na początku myślał, że to było związane z jego pracą. z tym że uchronił tamtą kobietę przed jej dość narwanym mężem. Jednak wiedział w głębi, że to nie to. Nie potrafił przypomnieć sobie o co chodzi. Lecz ta myśl nie była natarczywa. Ten spokój dawał mu poczucie jakby zrobił coś ważnego. Ale wolał się w to nie zagłębiać. Nie wiedzieć, czemu odpuścił i pozwolił, aby te uczucia po prostu popłynęły swoim nurtem. Miał żyć dalej.
Michał nie pamiętał nic ze stanu, kiedy jego postać astralna albo jak zwą ją niektórzy, dusza przebywała poza ciałem. Jeśli jakieś obrazy dalej tkwiły w jego głowie to traktował je jak sny. Jednak uczucia, jakie czuł z tamtego okresu nie mogą tak po prostu zniknąć.
Nawet jeśli świadomie nie zdawał sobie sprawy, przed rozstaniem z Domasławą oboje obiecali sobie, że będą żyć dalej. Nie zważając na swoją przeszłość i konsekwencje decyzji, jakie podjęli tego dnia, będą iść naprzód.
To właśnie zrobili oboje. Szli do przodu.
Domasława wróciła do nauki czarnoksięstwa, a Michał planował swoje życie u boku ukochanej.
Tego dnia małżeństwo kupiło dla siebie parę rodonitów na znak tego, że przetrwali najgorsze.
Życie Domasławy również toczyło się swoim nowym rytmem. Kobieta żyła z dnia na dzień, zastanawiając się nad tym, jaki ironiczny bywa los.
