Gdy się zjawiłeś na jesień,
z drzewa spadały kasztany.
Choć nie wiedziałam co niesiesz,
byłeś mi z nieba zesłany.
.
Pachniałeś liści rdzawością,
patrząc piwnymi oczyma.
Porannej rosie zazdroszcząc,
chciałam Cię w sobie zatrzymać.
.
Minione chwile wróciły,
nocne spacery w gwiazd blasku.
Echo słów dawnych – tych miłych,
wyrwało serce z potrzasku.
.
I znów powiało miłością,
zadrżały usta i dłonie.
Jednak odszedłeś, żal wieszcząc,
łzy zostawiając zmęczone.
.
Tęsknotą żyła nagminnie,
cofałam zegar patykiem.
Myślałam, że ból w snach zginie –
lecz nie – teraz to dobrze wiem.
(C) c0pyright by Kasia Dominik