
Czytam „Gwałt Polski” (gwalt-polski-886).
Z każdą kolejną stroną targają mną coraz większe mdłości. Gdy widzę „67 procent spraw dotyczących zgwałceń jest w Polsce umarzanych. Z 33 procent tych, które kończą się uznaniem winy sprawcy, od 30 do 40 procent skazuje go na karę w zawieszeniu”. Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale to daje jakieś 15 procent skazanych sprawców na wszystkie zgłoszone sprawy, a nie każdy gwałt jest zgłaszany.
Czytam o jednej z największej traum, jakich może doświadczyć człowiek, która pozostawia trwały ślad w psychice. Czytam o stresie pourazowym, próbach samobójczych, psychozie, życiu w wiecznym strachu. Słabnę.
Czytam o lekceważeniu ze strony policji, ignorancji prokuratury, znieczulicy sądu, samosądach wśród rodziny i znajomych „byłaś sobie winna”. Wkurwiam się.
A później myślę „mam szczęście, nikt mnie nie zgwałcił”. I przeraża mnie ta myśl, bo to brzmi tak, jakby bycie nieskrzywdzoną było jakimś chorym przywilejem. A może tak właśnie jest?
Nasz mózg na świetne zdolności adaptacyjne. Karolina Rabenda, psycholożka, mówi: „Każdy z nas posiada okno afektywne. To zakres intensywności, ilości bodźców oraz czasu trwania związanych z nimi emocji, które nas mózg jest w stanie samodzielnie przetworzyć. Dopóki sytuacja nie wykracza poza okno tolerancji, mamy poczucie, że kontrolujemy, co się z nami dzieje, i czujemy się dobrze (…). Z większością trudnych wydarzeń nasz układ nerwowy jest w stanie poradzić sobie sam – przy czym im trudniejsze, bardziej stresujące wydarzenie, tym więcej czasu potrzeba (…) ważne jest tu wsparcie społeczne i poczucie koherencji”. W przypadku traumy związanej z gwałtem, często nie ma wsparcia ze strony społeczeństwa, do tego dokłada się wstyd i poczucie zagrożenia, obwinianie się. Dlatego te zdarzenia tak pustoszeją psychikę i są przemilczane. A w przeważającej większości, trauma, którą przeżywają ofiary, utrudnia normalne funkcjonowanie.
I zaczynam myśleć. Myślę od paru dni.
I przypominam sobie sytuację, gdy miałam 14 lat i pojechałam z kolegą i jego znajomymi nad morze. Wszyscy byli ode mnie parę lat starsi. Najlepiej dogadywałam się z dwójką chłopaków, każdej nocy braliśmy kołdry i polowaliśmy na plaży na wschód słońca. Zasypialiśmy, zanim wzeszło. Któregoś dnia leżeliśmy w namiocie z jednym z nich i rozmawialiśmy. Nagle obrócił się do mnie przodem i położył rękę na moim łonie, wsuwając dłoń pod spodnie. Szybko go odsunęłam. Nie pamiętam, czy coś mówiliśmy, nie wiem, czy jakoś to skomentował. Wiem, że wstałam i wyszłam. Następnego dnia już ze mną nie rozmawiał, uśmiechał się do dziewczyny w jego wieku, spędzali razem czas. Do niczego nie doszło, zareagowałam w porę, on posłuchał mojego „nie”. Żyłam dalej. Ale taka sytuacja miała miejsce.
Podobnie jak wydarzyła się noc, gdy spałam na górym łóżku w kabinie kierowcy tira. Miałam siedemnaście lat. Zabrał mnie i moją koleżankę na stopa do Rumunii. Ona jechała w jednej ciężarówce, ja w drugiej. Czułam się bardzo bezpiecznie, jechaliśmy razem trzy dni, rozmawialiśmy o jego dzieciach, córce w moim wieku, o podróżach, marzeniach. Ostatniej nocy mężczyźni się napili i gdy już zasypiałam, kierowca wrócił do kabiny. Położył mi rękę na brzuchu i zaczął przesuwać ją w stronę piersi. Gaz pieprzowy miałam w nogach, finkę też, staliśmy na opuszczonym parkingu, wiedziałam, że nikt mnie nie usłyszy. Przytrzymałam jego dłoń i zaczęłam powtarzać, że ma iść spać, że porozmawiamy jutro. Nie wiem, jak długo to trwało, w końcu odpuścił. Zasnął na swoim łożku, a ja przerażona całą noc patrzyłam w sufit. Rano w czasie drogi nie rozmawialiśmy, pożegnaliśmy się suchym „cześć”, chyba pamiętał, co chciał zrobić, chyba nie czuł się z tym dobrze.
Półtora roku później jechałam na stopa z lotniska na Gran Canaria do hostelu, w którym pracowałam. Żadne autobusy już nie kursowały, było lodowato i lało. Zatrzymał się tubylec, chciał pojechać okrężną drogą, by pokazać mi wąwóz. Parę kilometrów od głównej drogi zatrzymał się, położył rękę na kolanie i zbliżył się do mnie. Powiedziałam „nie”. Spróbował jeszcze raz. „Nie”. Odpuścił, kazał mi wysiadać. Kolejne kilkanaście kilometrów szłam na piechotę.
Ostatni raz miał miejsce miesiąc temu. Nie wiem, jakie były intencje Kenijczyka, który gościł mnie w Nairobi, ważne, że spaliśmy w jednym łóżku, bo miał małe mieszkanie, a ja podkreślałam, że mam narzeczonego, o którym opowiadałam cały wieczór. Niczego nie podejrzewałam. A on po chwili przytulił się do mnie. Leżałam nieruchomo, nie chcąc zrobić mu przykrości, odsuwając się. Dopiero po chwili dotarło do mnie co się dzieje i gdy powiedziałam, że czuję się niekomfortowo, odwrócił się i zasnął. A ja byłam przerażona, nie tyle sytuacją, co moją reakcją. Jednak znowu byłam usłyszana i uszanowana.
Jednak tysiące kobiet nie było usłyszanych, nie było uszanowanych. Tysiące, jeśli nie setki tysięcy zostało skrzywdzonych. A po krzywdzie powiedziono im, że to ich wina, bo może same sprowokowały, może za ładnie się uśmiechały, za krótką sukienkę nosiły. Nikt im nie uwierzył, nikt nie chciał zrozumieć. Nie ma we mnie zgody na to, by kultura gwałtu rosła w najlepsze, bezkarnie i z przyzwoleniem. Nie ma we mnie zgody, bym bała się zachowywać jak chcę i nosić co chcę, bo kogoś mogę sprowokować. To nie ja powinnam mieć się na baczności. Nie ma we mnie zgody na to, by wmawiano nam, że seks to obowiązek („przecież mąż nie może zgwałcić żony”, mówi ofierze prokurator), że nie my decydujemy o naszym ciele i potrzebach. Nie ma we mnie zgody na lubieżne uśmiechy mężczyzn w pociągach, dłonie szefa na mojej pupie, seksistowskie żarty usprawiedliwiające chore zachowania. Kto dał Wam na to zgodę, jakim prawem?
Nie będę siedziała cicho. To że ja – nie wierzę, że to są realia – miałam szczęście, to nie znaczy, że problem nie istnieje. Istnieje i ma się świetnie. A milczeniem tylko pozwalamy mu rosnąć w siłę.
dotyczy książki: Gwałt Polski / Maja Staśko i Patrycja Wieczorkiewicz. - Warszawa: Krytyka Polityczna, 2021
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe. za: https://www.facebook.com/zyciowadroga/posts/246014780865496