Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Róża /Natalia Grudzień

Poszłam ją przytulić, ale jej nie było. Poszłam jej powiedzieć miłe słowo, tylko że ona gdzieś odeszła. Szukałam ją po całym domu. Sprawdziłam wszystkie kąty. Odsunęłam szafy. Zajrzałam na sam spód biblioteczki. Bałam się, że się zgubiła. Nie było jednak jej rzeczy. Wraz z nią zniknęła każda jej bluzka. Zeszyt. Telefon. Została za to woń róży. Jej włosy pachniały bowiem czerwonym kwiatem miłości. On z kolei kierował mój labirynt myśli ku przeszłości. Przetrwały bowiem wspomnienia. Niedokończony film zwany życiem. Nie zabrała tego ze sobą. A gdzie odeszła? Sądzę, iż to słowo nie jest zbyt odpowiednie. Odchodzi się w inny sposób. Odchodzenie jest mniej bolesne, a ona uciekła. Uciekała kilka razy. Jeden raz zatrzymałam ją w domu. Drugi raz na podwórku. Trzeciego razu nie pamiętam. A teraz za czwartym razem, a może a jeszcze dalszym, udało się jej. Spojrzałam się na ogród. Nie było jej. Nie pozostawiła za sobą nawet śladu. Zniknęła tak, jakby nigdy przedtem nie była w tym miejscu. Oddalając się, stała się obca. Wiem, że powinnam wówczas zadzwonić po policję. Powiedzieć sąsiadce, komukolwiek. Tylko że tak panicznie się bałam, że znajdą mnie a zabiorą, że wpadłam na inny pomysł. 

            Poszłam ją ucałować, tylko że ona wcześniej mnie nie całowała. Nie wiedziałam, czy nie zbędzie mnie krzykiem, a nie każe odejść. Poszłam wziąć ją za rękę a powiedzieć, że razem przejdziemy wszystko, tylko nie miałam siły udźwignąć siebie, a co dopiero ją. Musicie wiedzieć, że ona była starsza. Większa. Mądrzejsza. Tamtego dnia wiedziałam, że już nie odnajdę w jej domu. Mimo to dalej wołałam jej imię w pustą przestrzeń, oczekując, że usłyszę choćby szelest, świadczący o tym, że jest gdzieś w pobliżu. Próbowałam odsunąć jedną z najcięższych szaf a upewnić się, że może nie jest pod spodem. Czułam jeszcze jej obecność. Ta woń róż nie dawała mi spokoju. 

            Poszłam podać jej chusteczki, gdyż wiedziałam, że płacze. Poszłam pogładzić ją po włosach. Nikt wcześniej tego nie robił, a ona przecież tak bardzo tego potrzebowała. Wyszłam z domu. Trwałam w bezgłosie, a czekałam, aż znad pnących się gąszczu roślin dookoła, odnajdę gdzieś w tych chaszczach jej oczy. Ślepnęłam jednak od nadmiaru słońca. Czułam, jak gorąco przenika do cząstek mojego ciała. Bałam się, że w tym żarze  mogła się potknąć. Zemdleć. Zasłabnąć. Próbowałam więc wyjść z ogródka. Podeszłam do bramy, a wówczas słońce schowało się zza chmury. Odzyskałam wzrok, jednak czułam, jakby nade mną powietrze zmieniało się w gęstą kondensację. Była to niepewność. Próbowałam otworzyć bramę. Była zamknięta. Płot z kolei był za duży. Rośliny zresztą od jakiegoś czasu zaczęły się piąć ku górze tak szybko, że w ciągu kilku tygodni zapełniły całą przestrzeń dookoła. Poczułam chłód. Przeradzające się zimno na zewnątrz, pomimo niedawno trwającego upału. Zerwał się wiatr. Czułam, jak pcha mnie ku ciernistym pnączom. Nie chciałam iść. Pragnęłam tylko ją zobaczyć. 

            Poszłam dotknąć jej dłoni. Pamiętałam, że tak szybko marzła. Poszłam powiedzieć jej, że burza za chwilę się skończy, że to tylko chwila i… Piorun uderzał jeden po drugim. Dygotałam. Chciałam móc krzyknąć, jednak wiatr zabrał mi głos. Zaprowadził mnie także pod te pnące rośliny. Stałam tuż obok nich, widząc, jak kołyszą się wraz z wiatrem. Czy ona tam jest? Czy ona… 

            Poszłam do niej po garstkę miłości. Zaplątałam się jednak. Szeleszczący podmuch wiatru podwinął mi bowiem nogę. I tak wpadłam do środka ciernistych krzewów. One owinęły mnie dookoła swoimi kolcami. Chciałam je odepchnąć, jednak na moim ciele tworzyły się dziury. Wyciekała z nich krew. Gdy owinęłam prawie całe swe ciało, poczułam, jak wiatr staje się łagodniejszy. Słońce wyłania się zza chmur. Ja jednak traciłam oddech. Jedyne, co ujrzałam, przed odejściem (ja bowiem odeszłam, to ona uciekła), to kwiat róży. Był skryty na samym końcu. Poszłam ją przytulić, a ona objęła mnie jeszcze mocniej. 


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation