Książka Bohdana Hudia "Ukraińcy i Polacy" (PL) / Liwia Krupińska

Drukuj
Autor poddaje krytyce prace polskich historyków dotyczące stosunków polsko-ukraińskich od XIX do XX wieku; zarzuca im brak rzetelności. Według profesora Hudia najbardziej dokładnym i obiektywnym badaczem tematu jest francuski historyk Daniel Beauvois. W swojej książce autor poświęca mnóstwo miejsca relacji ukraińskich chłopów z polskimi panami i to na tym wątku się skupię.
Czytając książkę, odnosiłam wrażenie, że autor wyszukuje okoliczności łagodzących ludobójstwo, jakiego banderowcy dokonali w 1943 roku na społeczności polskiej. Wyczuwa się sugestię, że nie doszłoby do niego, gdyby polska szlachta nie sponiewierała ukraińskiego chłopstwa. Chłopi w pewnym momencie mieli dość wyzyskiwania, ucisku i złego traktowania. Postanowili chwycić za łopaty, widły, siekiery i odpłacić się polskim panom za lata zniewagi.
Zachowanie pana wobec chłopa zasługuje na największe potępienie. Nikt nie ma prawa nikogo gnębić. W każdym człowieku powinniśmy doszukiwać się wartości. Nigdy nie powinniśmy czuć się lepszymi od innych tylko dlatego, że posiadamy więcej. Uważam zresztą, że podłe traktowanie chłopa, który ciężko pracował dla pana po to, by ten mógł znaleźć czas na błyszczenie inteligencją w towarzystwie i delektować się smakiem chleba, to jak plucie w twarz własnym rodzicom. Tak więc „panowie” sami sobie wystawili świadectwo. Oczywiście nie wszyscy byli źli, niestety próżność była chorobą powszechną tamtych czasów. Chłop był zabawką. A co pan zrobiłby bez chłopa? Chłop był lepszy i ważniejszy od pana – radził sobie w najgorszych warunkach. Pan cierpiał, gdy musiał schylić się po kapelusz, który upadł mu na podłogę. Więc czy chłopi mogli czuć się gorszymi? Wręcz przeciwnie, powinni czuć się dumni.
Wydaje mi się jednak, że „okoliczności łagodzące” wobec ludobójstwa dokonanego na niewinnej ludności (banderowcy przecież nie zabijali „lepszych” od siebie panów, ale sąsiadów, z którymi wcześniej przyjaźnili się przez lata), nie mają racji bytu. To tak jakby usprawiedliwić wyroki Stalina, który posyłał do łagru „wrogów” ludu, którym niczego nie udowodniono – można by powiedzieć, że dobrze zrobił, że ich skazał, bo co by było, gdyby faktycznie okazali się wrogami? Lepiej zapobiegać niż ryzykować.
Autor podkreśla, że to polityka Polski wobec Ukraińców była przyczyną nastrojów antypolskich wśród ukraińskiego społeczeństwa. Zgodzę się, że polityka bywa przyczyną wielu sporów i tak mogło być w tym przypadku. Jednak pytam, jaki udział w tej polityce mieli wołyńscy Polacy, z których wielu również było gospodarzami i znało trudy pracy, z jakimi przyszło się mierzyć chłopom. Z sąsiadami ukraińskimi żyli w przyjaźni. Jaką winę miały kobiety, których głównym zmartwieniem była opieka nad dziećmi i wyżywienie rodziny? A niemowlęta przytwierdzane do stołów nożami tak, że nie można ich było wyjąć? Ukraińscy sąsiedzi zabijali ich wszystkich tylko dlatego, że polscy panowie źle traktowali ich przodków? A może dlatego, że byli Polakami, których trzeba było się pozbyć, by zatrzeć na Wołyniu wszystkie ślady polskości? Bo według chłopskiego rozumowania, jak podkreśla autor, jeśli na spornym terytorium nie będzie Polaków, to nie będą oni mieli prawa do roszczeń wobec tych ziem? Ukraińcy bardzo przecież chcieli, by w nowym państwie ukraińskim po wojnie znalazły się Wołyń i Galicja.
Nie ma usprawiedliwienia dla polskich panów i szlachty z XIX wieku, którzy swoim podłym postępowaniem poniżali ludność ukraińską. Pragnę jednak podkreślić, że szlachcicami byli nie tylko Polacy, ale też Rosjanie. Pan czuł się lepszym od chłopa, niezależnie czy był Polakiem, czy Rosjaninem. Pragnę też dodać, że do chłopstwa zaliczali się nie tylko Ukraińcy – również polscy chłopi byli uciskani przez swoich rodaków; mężczyźni wykorzystywani, bici, poniżani, a kobiety gwałcone. Złożyło się jednak tak, że na Prawobrzeżnej Ukrainie, którą omawia autor, większość szlachty stanowili Polacy, a mniejszość chłopską – Ukraińcy. Wydaje mi się jednak, że w relacji pan-chłop nie narodowość miała znaczenie, a stan posiadania, pycha, próżność i głupota.
Nie ma usprawiedliwienia dla banderowców z XX wieku, którzy w imię idei, dla odzyskania ziemi i w ramach zemsty za przeszłość, zabijali i namawiali do zabijania Polaków, w tym ludzi prostych jak oni.
Co to znaczy, że chłop był zabawką? To znaczy, że można było go bić, ale tak, by go nie zabić i móc zrobić to po raz kolejny. Można było zbiorowo zgwałcić dowolną chłopkę. Można było też z chłopa wyrywać kawałki ciała rozgrzanymi narzędziami, oblewać lodowatą wodą, głodzić, zamykać w ciemnych pomieszczeniach… W ten sposób ginęli często jedyni żywiciele rodziny, którzy wcześniej wiernie służyli panu, płacąc mu daninę również w naturze (między innymi chłopi musieli oddawać część swoich plonów, płacić za swoje wesela i chrzciny; pracowali tak ciężko, że na obróbkę własnego gospodarstwa zostawały im tylko święta i noce). Czy może dziwić, że w związku z tym chłopi łapali polskich powstańców i wydawali ich Rosjanom? Nie. Czy może dziwić, że z tego powodu pański terror wzrósł? Również nie. Nienawiść jest jak wirus, rozprzestrzenia się bardzo szybko, jeśli nikt w porę na nią nie reaguje. Władze carskie niestety nie reagowały; przeciągały chłopów na swoją stronę, robiąc Polakom na złość, jednak nie podjęły żadnych działań, które by znormalizowały stosunki między narodami.
W związku z powyższym, chłopi już w 1847 roku chcieli rozpocząć „rzeź panów”, jednak ci uciekali pod ochronę oddziałów rosyjskich. Żaden Polak nie mógł czuć się bezpiecznie w swoim domu, gdy chłopi rozpoczęli akcje przeciwko powstańcom – podobno nawet kobiety dopuszczały się dzikiego barbarzyństwa… Jednak na co liczyli „panowie”, jeśli dopuszczali okrucieństwa względem chłopów? O ile banderowcy wykonali wyrok niesprawiedliwy, o tyle ukraińscy chłopi tak naprawdę pokazali swoim oprawcom, co to znaczy poniżenie. To wszystko doprowadziło do tego, że chłop nie szanował nawet panów, którzy byli mu przychylnie nastawieni.
Były żołnierz UPA, historyk prof. Petro Poticzny uważa, że „antypolska akcja na Wołyniu i w Galicji Wschodniej była bezsensowna, zbrodnicza i przyniosła Ukrainie złą sławę”. Widać nie każdy bojownik tej formacji był bezmyślną maszynką do zabijania.
Inny były żołnierz UPA, Myrosław Prokop, twierdzi, że „zabijania niewinnych ludzi nie można usprawiedliwić w żaden sposób” i morderstwa te „wymagają potępienia ze strony obu narodów”.
Autor podsumowuje, że nie opowiada się po żadnej ze stron – jest zwolennikiem teorii, że w tym konflikcie każdy jest po trosze winny. Potrafi zrozumieć okrucieństwo chłopa względem złego pana, jednak nie rozumie i nie usprawiedliwia morderstw niewinnych Polaków, kobiet i dzieci przez oddziały UPA oraz zastosowanej przez stronę polską zasadę odpowiedzialności zbiorowej wobec ukraińskich cywilów. Jestem podobnego zdania.
Polecam Wam tę książkę. Nie powinniśmy być dumni ze swoich przodków, którzy okrutnie traktowali ludzi znajdujących się w gorszym położeniu. To jedna z ciemnych kart naszej historii.