Dar księżyca: Święta tuż, tuż, (9) / Julia Joanna Kawka

Autorka: Julia Kawka

DZIAŁ DZIEWIĄTY

 

Święta tuż, tuż

 

Trzask! Nauczyciel od historii uderzył ręką w blat mojego stolika.

-Panno Grej nie śpimy...- Wyszeptał mi do ucha udając milutki głos.

Leniwie podniosłam głowę, po czym powoli rozejrzałam się dookoła. Cała klasa się na mnie patrzyła. Od kłótni z chłopakami siedziałam w ławce z Alex i Sam, które przyglądały mi się zaniepokojone.

- Przepraszam, pół nocy nie spałam.- Wymamrotałam.

- Wiem. Widziałem cię jak wracałaś do pałacu o trzeciej nad ranem.- Mówi profesor idąc do swojego biurka.

-Przepraszam musiałam pobyć trochę sama…- To jedyne co mogę mu powiedzieć.  

- Mam nadzieje, że to się więcej nie powtórzy, bo będę zmuszony odjąć punkty naszej glorii.- Westchnął Rupcio.

-Oczywiście panie profesorze.- Przytaknęłam szybko.

- No mam nadzieje.

Wszyscy nadal patrzyli się w moją stronę, wszyscy oprócz chłopców. Dobrze wiedziałam, że udawają, za dobrze ich znałam. Siedzieli z nosami w książkach. Jakaś ściema. Nie moi chłopcy. W sumie to już nie moi… Ale spróbuje ich odzyskać. Dam radę. Wierzę w to…

- Dobranoc…- Wyszeptałam do Wiewióry.

- Przepraszam, jakie dobranoc?

- No… Idę spać.- Położyłam głowę na ławce.

Al uderzyła  mnie w głowę.

-Ałć! Alex!- Wysyczałam masując sobie obolałe miejsce.

- Nie śpij. Już! Patrzymy na nauczyciela!

- Dobra ,dobra.

Próbowałam skupić się na lekcji ale gdy tylko spojrzałam na naszą ławkę i na chłopków to łzy napełniały mi oczy. Lekcja dłużyła się jak nie wiem co. Gdy tylko zadzwonił dzwonek wystrzeliłam z klasy jak z procy. Na szczęście była teraz przerwa obiadowa więc popędziłam nad wodospad. Nie wróciłam już na resztę lekcji. Byłam za bardzo rozproszona. Wiedziałam, ze i tak nie będę mogła się skupić na tym co mówi do mnie nauczyciel.

 

*

 

Stałam przed salą do zdawania praktyki z tańca. Nogi miałam jak z waty. Wiedziałam, że sobie poradzę ale i tak się denerwowałam.

- Proszę na salę pannę Ignes Nigrum Grej. – Z Sali wyszedł Rupcio i mnie zawołał.

Dasz radę Ignes. To twój szczęśliwy dzień…

Powoli podeszłam do nauczyciela.

- Powodzenia…- Szepnął mi do ucha profesor.

 Zdziwiona jego zachowaniem weszłam do klasy. Był tam parkiet i jeden długi stół przy, którym siedziały trzy osoby. Nie znałam ich. Była to jakaś grubsza pani o niebieskich włosach ściętych na krótko. Była ubrana w niebieską bluzkę i narzutkę.

Ta babka chyba lubi niebieski…

Po chwili postanowiłam zidentyfikować resztę.

Po środku siedział mężczyzna. Zaskakująco chudy. Miał blond wąsa i siwe włosy. Ubrany miał czerwony garnitur w zielone kropki i jaskrawy zielony melonik. Wyglądał komicznie. Zaśmiałam się pod nosem.  Została tylko jedna osoba. Spojrzałam w lewo.. Zamurowało mnie.

Siedziała tam kobieta o blond włosach i zielonych oczach.

- Lusi…- Wyszeptałam.

Dziewczyna, gdy tylko mnie zobaczyła pomachała mi z pod stołu. Ja się tylko jeszcze bardziej uśmiechnęłam i pokiwałam jej głową na znak, że też się cieszę, że ją widzę.

- Panno Grej proszę podejść i wylosować taniec i partnera.- Usłyszałam zza pleców ten przesłodzony głos. Odwróciłam się. Stała tam Monsterlok ze złowieszczym uśmieszkiem. Lusi dodała mi otuchy samym przebywaniem w tej sali więc podeszłam pewnym krokiem do stolika na, którym stały losy. Posłałam Potworze mój charakterystyczny uśmiech i włożyłam rękę do kuli. Wyciągnęłam pierwszą lepszą karteczkę. Otworzyłam ją z zamkniętymi oczami. Powoli rozszerzyłam powieki.

- Walc Wiedeński!- Głosiła karteczka.

- Jest!- szepnęłam sama do siebie. Moja dusza się radowała. Coś co znam na pamięć. Jeszcze tylko dobry partner by się przydał.  Teraz wylosowałam karteczkę z drugiej kuli.

 Konstanty Redlok. Lepiej trafić nie mogłam. To właśnie z nim byłam parą na lekcjach. To właśnie z nim najlepiej mi się tańczyło. Co z tego, że byliśmy pokłóceni. Teraz nie miało to zbyt dużego znaczenia. Rupcio wyszedł, by zwołać Kostka. Wiedziałam, że z nim muszę to zdać. Lusi uniosła kciuki w góry dając mi znak, że będzie dobrze. Nadzieja znowu we mnie napłynęła. Muszę poradzić sobie tylko jeszcze z gastronomią i zaliczę śpiewająco. To był mój szczęśliwy dzień. Po kilku minutach do Sali wszedł profesor a za nim Kostek. Widziałam, ze był zestresowany. Znam go za dobrze, żebym nie poznała. Pewnie się obawiał, że będzie musiał zdawać z którąś ze swoich fanek. Gdy mnie zobaczył przystanął i odetchnął. Uśmiechnęłam się tylko i czekałam aż do mnie podejdzie. Ukłonił się przede mną a ja dygnęłam. Czekaliśmy aż rozbrzmi muzyka. Już po minucie sunęliśmy po klasie. Po skończonym występie skłoniliśmy się nisko i zadyszani czekaliśmy na wynik. Co jak co, ale to było męczące. Przez chwilę nawet zapomniałam o tym, ze jesteśmy skłóceni.

- Ja uważam…- odezwał się mężczyzna, który siedział po środku-…że ta para zatańczyła najlepiej ze wszystkich.

- Zgadzam się z panem, panie Ministrze. – Wtrąciła się kobieta o niebieskich włosach.

A więc to jest Lorenc Goldenover, Minister Księstwa. Fakt, gust ma niezły.

- A co ty na to Lusi?- Zapytał mężczyzna moją przyszłą bratową.

- Stu procentowo się z państwem zgadzam.- Uśmiechnęła się dziewczyna.

- Więc reszta zależy tylko od teorii.- Minister rozłożył ręce.

- Panno Grej, na ile taktów jest tańczony Walc Wiedeński?- Zapytała kobieta o niebieskich włosach.

- Sześćdziesiąt taktów na minutę.- Odpowiedziałam pewnie.

Kobieta bez słowa coś zanotowała i zwróciła się do Kostka.

- Paniczu Redlok, kiedy ten taniec został po raz pierwszy wykonany?

- W 1815.

-Yhm… - Mruknęła niebieskowłosa i znowu coś zanotowała. Pokazała swoje notatki panu Goldenover, a on tylko przytaknął.

- Gratuluje, zdaliście najlepiej ze wszystkich. Sto procent ukaże się na waszym świadectwie na półrocze.

Jej! Moje serce chyba zrobiło fikołka. Lusi pokazała głową na drzwi. Wyszłam za nią.

- No mała! Gratki! – Uściskała mnie

- Dzięki. A tak właściwie co ty tu w ogóle robisz?

- Ja? Wpadłam przejazdem.

Popatrzyłam na nią wzrokiem ‘’ Długo jeszcze”

- No dobra, zostałam szefową działu nauki tańca w Ministerstwie.

- I ja się nie dowiedziałam?- Fuknęłam z wyrzutem

- To miała być niespodzianka.- Dziewczyna nadal nie traciła entuzjazmu.

- No dobra.- Przytuliłam ją.

- Ja muszę spadać, mamy jeszcze pięć par do ocenienia więc do zobaczenia za pół tygodnia mała.- Przytuliła mnie jeszcze raz i poszła.

Odetchnęłam z ulgą. Taniec mamy zliczony więc jeszcze te przeklęte kulinarne. Szłam korytarzem klnąc pod nosem. Nagle zauważyłam, że zza rogu wyłania się Nataniel.

 No nie no. Jeszcze go tu brakowało. Dobrze wiedziałam, że to nie jego wina, że chłopcy się ode mnie odwrócili. Sama do niego poszłam. Ale od tamtego momentu mam go dosyć. Szybko zarzuciłam kaptur na głowę i skręciłam w przeciwny korytarz. Mój najszczęśliwszy dzień w życiu zamienił się w najgorszy. Przy drzwiach do stołówki stała Alice ze swoimi koleżaneczkami. Zaklęłam pod nosem.

- No witam cię Ignes.

- Cześć.- Postanowiłam być dla niej przemiła. Dobrze wiem jak to irytuje.

- Gdzie masz swoich goryli?- Zapytała, a jej koleżanki parsknęły śmiechem. Zresztą jak zawsze.

- To nie są moi goryle, tylko przyjaciele.- Przybliżyłam się do niej.

- Tak, czy siak i tak są idiotami.

Ta lala przegięła. Jednym ruchem ściągnęłam kaptur z moich rudych włosów i podeszłam do niej tak blisko, że byłyśmy na odległości oddechu.

- Posłuchaj mnie teraz dokładnie Midium…- Warknęłam.- Nie będziesz obrażać moich przyjaciół w mojej obecności. Rozumiesz?

Ona tylko głośno się roześmiała. Nawet nie zauważyłam, że cały ten dialog słuchają moi chłopcy.

- A co mi zrobisz Igusiu?

Chwyciłam ją za kołnierzyk od koszuli.- Powtarzam, od moich przyjaciół się odwa,l bo jak nie, to nie będę się hamować.

- Ale się boje. Nic mi nie zrobisz. Powalona jesteś.  - Alice zrobiła udawaną przerażoną minę.  Nagle u mojego boku pojawił się Fabian, a u drugiego Mieszko.

- Odszczekaj to.- Wysyczał blondyn.

- Bo co?- Zarechotała Alice.

- Bo mi nie zależy ,czy to chłopak czy dziewczyna jeśli obraża naszego kociaka. – Wycedził przez zęby Fabian.

Matko! Jak mi tego brakowało.

Tupnęłam nogą, a Midium się przewróciła na posadzkę. Z trudem powstrzymywałam śmiech. Tupnęłam jeszcze raz, a ona tak jak szybko się przewróciła tak szybko zwiała.

Odwróciłam się lecz nie zauważyłam nigdzie Kostka.

- Moi chłopcy!- Rzuciłam im się na szyje.- Jak ja tęskniłam!

- Ty tęskniłaś? To co my mamy powiedzieć?- Powiedział Mieszko.

- Od tygodnia nie byliśmy na żadnym szlabanie. Co to za życie?- Zaśmiał się Fabian.

Odkleiłam się od nich.

- A co jest z Kostkiem?- Spoważniałam

- No… bo… on…- Zaczął jąkać się Fabian

- Co? Nie może mi przebaczyć?

- Zrozum Ignes, on potrzebuje więcej czasu.

- To moja wina. To przeze mnie utraciliśmy naszą przyjaźń. Po co ja w ogóle do niego poszłam?!- Samotna łza spłynęła po moim policzku

- Ej kociaku! To nie twoja wina. Damy rade. On też już nie wytrzymuje.- Fabian mnie przytulił.

- Tęsknie za wami i za wspólnymi żartami i w ogóle za wszystkim.- Wyszeptałam

- Obiecuje ci, po świętach będzie już po staremu.- Pocieszył mnie Mieszko.

- A święta tuz tuż…- Wydukałam.

 

 DarKs_d9a

 

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation