Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Numer 40 został ostatecznie zamknięty w dniu 3 czerwca 2020 r.
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

oszczędzaj wodę: susza nam puka do drzwi....

Zaginiona wiosna / Blanka Banaszyńska

 

 

 

            Czuł, że coś jest nie w porządku, gdy w majowy poranek wyszedł z mieszkania i otoczył go ten przeszywający chłód. Diabłom zimno nie jest straszne, bo ogrzewa je ogień piekielny, który krąży w ich żyłach, ale Boruta wiedział, że tak niska temperatura o tej porze roku jest czymś nietypowym.

            Gdy jego przypuszczenia się potwierdziły i okazało się, że zaginęła Marzanna zanim dokonano rytualnego topienia w rzece, by przegnać zimę, nie był zaskoczony. Domyślał się, że po ponad tysiącu lat oglądania jak swoje podobizny są topione w rzece lub spalane na stosie można mieć dość. Boruta był raczej zirytowany tym, że będzie musiał porzucić swoje tradycyjne hulanki i zająć się tą sprawą.

Włożył więc do ust papierosa, który zaraz sam się zapalił, strzepnął z mankietu idealnej marynarki niewidzialne paprochy i ruszył przed siebie energicznym krokiem. Czas zabrać się za sołtysowanie.

  

 

***

            Cukiernia Piernikowa chata słynęła w okolicy z niesamowicie pysznych słodkości. Jedynie Pradawni domyślali się co jest tajemnym składnikiem wypieków staruszki prowadzącej interes.

            Boruta wszedł do środka, mały dzwoneczek nad drzwiami oznajmił jego przyjście, a diabeł uśmiechnął się krzywo pod nosem, rozglądając przelotnie po pustym lokalu. Miłe wnętrze, kojarzące się raczej z wizytą u babci niż ostatnim posiłkiem w życiu. Ze szklanej wystawy patrzyły na niego stosy ciasteczek, pączusiów, bułeczek i drożdżóweczek i pachniały tak pięknie, że prawie zapomniał jakie okropieństwa w sobie kryją. Boruta podszedł do lady
i chwycił jedną z kremówek, patrząc na nią podejrzliwie.

– W czym mogę…– w tym samym momencie z zaplecza wyszła mała staruszka, przygarbiona upływem czasu, ale o bardzo sympatycznym wyrazie twarzy. Który jednak zmienił się diametralnie, gdy zobaczyła kto ją odwiedził. – To ty – mruknęła, krzyżując kościste ramiona na chudej piersi. Diabeł odłożył ciastko i wsparł się nonszalancko o ladę, rozciągając usta

w uśmiechu o mocy tysiąca słońc.

– Jadzia! Kopę lat!

            Babcinka łypnęła jeszcze raz, niezbyt przyjaźnie, na przybysza, a potem powietrze wokół niej zafalowało delikatnie i stało się coś dziwnego. Jej przygarbione ramiona wyprostowały się, dodając jej wzrostu, ręce wydłużyły, kończąc paskudnymi szponami, na twarzy wyrosły liczne kurzajki, a nos zrobił się duży i garbaty. Wyglądała paskudnie, a jej czarne ślepia ciskały nienawiścią. Boruta pomyślał, że to chyba nienajlepszy moment, by powiedzieć, że coś dziwnego wystaje jej z nosa.

– Po coś przylazł? – syknęła, a sołtys postanowił od razu przejść do rzeczy. Im szybciej to załatwi i będzie mógł wyjść z tego miejsca wypełnionego podejrzanymi wypiekami, tym lepiej.

– Marzanna zaginęła. Szukam informacji – na te słowa wąskie usta Baby Jagi wygięły się w upiornym uśmiechu. Diabeł bez czaru kryjącego widział ją więcej razy niż chciałby przyznać, ale wciąż jej prawdziwy wygląd przyprawiał go o ciarki. Raczej takie z obrzydzenia, rzecz jasna. Boruta nie jest i nigdy nie był strachliwy.

– Jestem już stara. Pamięć nie ta, co kiedyś… – Jędza westchnęła teatralnie, jednak ten paskudny wyraz twarzy nie opuścił jej nawet na moment. Sołtys skrzywił się lekko.

– Czego chcesz?

– Oh, niezbyt wiele. Gromadkę dzieci lub dwie – wzruszyła skromnie ramionami, jakby wcale nie prosiła o złamanie co najmniej kilkunastu Praw. Boruta zmarszczył brwi i nachylił się nieco nad ladą, zbliżając do staruchy. Należy podkreślić, że zrobił to z najwyższą niechęcią.

– Powiesz mi co wiesz, a ja udam, że nie zauważyłem, że z pobliskiego gospodarstwa zniknął bez śladu tuzin owiec, a trawa wokół twojego domku jest dziwnie licha – odparł cicho i na koniec uśmiechnął się nieznacznie, co wcale nie umniejszało wyraźnej groźbie w jego głosie. Baba Jaga porzuciła upiorny uśmiech na rzecz upiornego spojrzenia, które jednoznacznie sygnalizowało, że najchętniej zaciągnęłaby Borutę do swojej malutkiej rzeźni pod podłogą zaplecza i zapoznała go ze swoją kolekcją noży rzeźniczych.

– Szuja. Przychodzi taki, straszy klientów i się rządzi, jakby nie wiadomo kim był… – starucha zaczęła mamrotać wściekle pod garbatym nochalem, a sołtys uśmiechnął się rozbawiony.

– Proszę? Czyżbym usłyszał beczenie owcy na zapleczu? – czarne oczy Boruty błyszczały radośnie, bo doskonale się bawił, targując się ze starą wiedźmą. Ta z kolei nie bawiła się tak dobrze, ale wiedziała, że lepiej nie zadzierać z sołtysem. W końcu nie bez powodu przewodził kiedyś wszystkim diabłom.

Skrzywiła się więc jeszcze bardziej, jakby poczuła naprawdę nieprzyjemny zapach i prawie wypluła z siebie słowa:

– To nie Wiosny szukasz. Zacznij od Zimy.

            Oczywiście, przeklęta Baba Jaga i jej rymowane zagadki. Mógł się tego spodziewać. Ale to jedyne co miał, więc wiedział od czego zacząć. Mniej więcej.

– Wspaniale robi się z tobą interesy – nieco zirytowany diabeł kiwnął głową i odepchnął się od lady. Słońce wpadające do cukierni, oświetliło go od tyłu, chowając jego twarz w cieniu. – Twoje owce są bezpieczne. Na razie – dodał na odchodnym, powalając uśmiechem, i gdyby patrzył na starą Jędzę chwilę dłużej, zobaczyłby jak szepcze pod nosem przekleństwa.

***

            Gmach banku błyszczał w słońcu, które wcale nie dawało ciepła. Szare chmury płynęły po wypolerowanych szybach. Boruta nie miał czasu na sentymenty, więc tylko rzucił szybkim spojrzeniem na swoje odbicie, sprawdzając czy wygląda tak dobrze, jak podejrzewał (oczywiście) i wszedł do środka. Pstryknięciem palców przywołał windę i wsiadł do niej, nie tracąc ani chwili. Niestety, ku jego głębokiemu niezadowoleniu, przyczepił się do niego jakiś Poganin, wtykając łapsko między zamykające się już, metalowe drzwi. Wchodząc, uśmiechnął się pogodnie do diabła, co Borutę zirytowało jeszcze bardziej, gdyż oznaczało to, że nie wygląda dość strasznie i ponuro.

Winda ruszyła wolno w górę. Za wolno. Czy on musiał mieć biuro na samym szczycie tego przeklętego budynku?

– Piękna broda. Można zapytać gdzie pan ją strzyże? – Poganin oczywiście nie mógł zamilknąć, by diabeł mógł udawać, że jest zupełnie sam w tej głupiej windzie. Głupi ludzie i ich głupia ciekawość. A ciekawość, jak powszechnie wiadomo, to pierwszy stopień do piekła.

– W Szeolu. U Twardowskiego – mruknął diabeł, wyciągając papierosa ze srebrnej papierośnicy, która zawsze była pełna.

– Tu nie wolno palić – zauważył nieco zaskoczony Poganin, Boruta całkowicie go zignorował i ponownie pstryknął palcami. Jego papieros zapłonął, a winda gwałtownie przyspieszyła
i krótką chwilę później zatrzymała się na najwyższym piętrze.

– To moje – sołtys rzucił uśmieszek swojemu przerażonemu towarzyszowi i wyszedł na korytarz wyłożony idealnym, czerwonym dywanem. Na który, rzecz jasna, Boruta strzepnął popiół.

            Gabinet, którego szukał, mieścił się na samym końcu długiego korytarza, by jak najbardziej zniechęcić potencjalnych klientów. Wystrój też nie zachęcał – tandetne zimowe pejzaże na ścianach, żadnego źródła światła prócz brzęczących denerwująco w panującej tam ciszy jarzeniówek i butla z wodą, która bulgotała raz na jakiś czas.

            Na drzwiach napisano samo „Mróz” i dziwnym trafem nikomu nie przeszkadzał fakt, że brakowało inicjału imienia. Diabeł wszedł do środka, nie zawracając sobie głowy pukaniem czy innymi grzecznościami. Był w końcu diabłem – dobre maniery nie leżały w jego naturze.

            Za ogromnym biurkiem siedział niewielki mężczyzna w czarnym garniturze. Miał długie siwe włosy i brodę związane w elegancki sposób, by nie przeszkadzały mu w pracy. Jego szerokie bary nieco przysłaniały widok z dużego okna za jego plecami. Oczami zimnymi jak lód spojrzał na przybysza, odrywając się od stosu jakiś papierów. Na jego zarośniętej twarzy pojawił się uśmiech.

– Przyszedłeś po poradę w kwestii kredytu? – zapytał, odchylając się do tyłu na wielkim fotelu, by spojrzeć w Borutową twarz. Diabeł zignorował marną próbę żartu mężczyzny i zajął miejsce na krześle naprzeciw biurka, opierając na jego blacie swoje długie nogi. Boruta pomyślał z rozbawieniem, że wszystko w tym gabinecie jest wielkie z wyjątkiem jego właściciela. Jakiś kompleks?

– Zima w tym roku coś długo trwa, nie sądzisz? – zagadnął diabeł, wydychając obłok białego dymu. Mróz spojrzał krytycznie na Borutowe buty na jego dębowym biurku i uniósł wysoko białe, krzaczaste brwi.

– Tak, to dość nietypowe – przytaknął i odłożył pióro na stos dokumentów, sprawdzając godzinę. – Dlaczego pytasz?

– Bo to dość nietypowe – sołtys wzruszył ramionami i po chwili milczenia, bez cienia żalu, zgasił papierosa na oparciu skórzanego krzesła. Zauważył, że prócz dymu i mocnego zapachu wody kolońskiej wyczuwa jeszcze jakiś delikatny, kwiatowy zapach. Wydawał mu się dziwnie znajomy. – Jesteś Mrozem, zima to twoja działka.

– Cokolwiek chcesz wiedzieć, pytasz złą osobę. Umawialiśmy się z Marzanną na daną datę i to ona nie wywiązała się z umowy – demon usiadł wygodniej, opierając ręce na biurku. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, a oczy były zimne jak lód. Naturalnie.

– Kiedy ostatni raz kontaktowałeś się z Marzanną?

– Może z miesiąc temu. Omawialiśmy ostatnie szczegóły przed rytuałem – Mróz splótł ze sobą dłonie, przybierając pozę typową dla dyrektora i zerkając na wielki zegarek na jego nadgarstku. Odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku. – Stało się coś, że mnie przesłuchujesz?

– Jeśli powiem, że to rutynowa kontrola to uwierzysz? – Boruta uniósł wysoko ciemną brew, a demon pokręcił zdecydowanie głową. Diabeł uśmiechnął się rozbawiony i rozłożył ręce. – Więc się nie interesuj i zajmij się swoimi kredytami.

            Przez chwilę w gabinecie panowała napięta cisza, gdy ta dwójka mierzyła się wzrokiem. Temperament Boruty było kontrastem do chłodnego opanowania Mroza. Czasem działali na siebie jak płachta na byka, jednak zazwyczaj potrafili ze sobą współpracować. Oby to była ta druga opcja.

– Coś się stało z Marzanną? – w końcu demon pękł pierwszy i diabeł przez chwilę aż nie mógł w to uwierzyć. To nie zdarzało się zbyt często, więc postanowił to wykorzystać.

– Możliwe – odparł, wbijając uważne spojrzenie w twarz Mroza. Ona jednak była jak maska i nie można z niej było nic wyczytać. – Możliwe, że chwilowo straciłem informacje na temat jej aktualnego miejsca pobytu.

            Boruta wytężał wzrok, czekając w napięciu aż choć jeden mięsień na twarzy demona drgnie. Ale nic takiego się nie stało, bo Mróz był mistrzem ukrywania emocji. I doskonalił tę sztukę przez ostatnie tysiąc lat.

– Niestety nie mogę ci pomóc. W ostatnim czasie byłem bardzo zajęty pracą. Mam teraz nawał dokumentów do wypełnienia – demon wskazał na faktycznie pokaźny stos papierów piętrzący się na jego wielkim biurku. Diabeł potarł dłonią o zarośnięty policzek i omiótł spojrzeniem całe pomieszczenie jeszcze raz. Ponownie musiał zdusić chichot, gdy pomyślał o kompleksie wielkości Mroza. I wtedy zauważył coś błyszczącego przy swoim krześle.

– Skoro tak, będę się zbierał. Muszę jeszcze zajrzeć w parę miejsc – odparł Boruta i wstał z krzesła, poprawiając idealną marynarkę idealnego garnituru. Kolejny raz przyłapał demona na sprawdzaniu godziny. Ciekawe. – Miłej pracy życzę – dodał jeszcze, strzepując mankiet. Mróz obserwował go w skupieniu, ale i tak zdziwił się, gdy dłoń diabła zahaczyła o jedną
z tych durnostojek, które stawia się na biurkach, bo ponoć odprężają monotonnymi ruchami i wymyślne wahadełko wylądowało z brzękiem na podłodze. – Ale niezdara ze mnie! – Boruta schylił się błyskawicznie, przy okazji zgarniając z wykładziny błyskotkę, którą zauważył chwilę wcześniej. Schował ją w dłoni, którą zaraz wcisnął eleganckim gestem do kieszeni, a dziwne urządzenie odstawił na wcześniejsze miejsce.

– Nic się nie stało – zapewnił demon, patrząc nieco podejrzliwie na diabła, który uśmiechnął się nieznacznie i zaraz zniknął na korytarzu. Ciekawe dokąd się tak spieszy Dziadziuś Mróz.

            Boruta zajrzał do kieszeni dopiero, gdy drzwi windy się za nim zamknęły. Patrzył na złoty włos w jego dłoni i zastanawiał się czy częste wizyty Rusałki w gabinecie Mroza są spowodowane kłopotami finansowymi czy czymś innym.

***

            Chatkę Marzanny można było znaleźć tylko wtedy, gdy naprawdę chciało się ją znaleźć. Boginka nie lubiła Pogan i unikała ich, gdy tylko mogła. Pewnie miała do nich uraz przez to coroczne palenie i topienie w rzece… Możliwe.

            Boruta przedzierał się przez krzaki, ze znudzeniem paląc kolejnego papierosa. Ta sprawa zaczynała go irytować coraz bardziej. Jego eleganckie buty zupełnie nie nadawały się do biegania po lesie w poszukiwaniu jakiejś niedoszłej topielicy. I pomyśleć, że mógłby teraz siedzieć w swoim mieszkaniu i jeść pomidorówkę.

            Jego marudzenie przerwał wrzask, dobiegający gdzieś z niedaleka. Diabeł poderwał się do biegu i chwilę później stał pod chatką Marzanny, w której ktoś już był. Drzwi były otwarte na oścież i wyglądało na to, że to właśnie tam ktoś krzyczał. Boruta prawie wskoczył do środka i zaraz zatrzymał się gwałtownie w dużym pokoju, mocno pachnącego polnymi ziołami, które suszyły się pod niskim sufitem chaty. Na środku stała przerażona Rusałka, zakrywając sobie usta dłonią. Po jej bladych policzkach spływały łzy i mimo, że sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze, sama demonica prezentowała się oszałamiająco dobrze. Jej długie, złote włosy spływały swobodnie wzdłuż zgrabnego ciała, piękna twarzyczka miała idealne rysy, a duże, niebieskie oczy błyszczały od łez.

            Diabeł zrobił kolejne dwa kroki i poznał powód wrzasków Rusałki. Kawałek dalej, na podłodze, leżała Marzanna. Zwrócona była twarzą do ziemi, ale można ją było poznać, po kruczoczarnych włosach i charakterystycznej spódnicy w kwiaty, których miała tysiące. Była zupełnie nieruchoma i Boruta nie mógł uwierzyć własnym oczom, bo to mógł być pierwszy raz, gdy zobaczy nieżywego Pradawnego. Raczej nagrody Sołtysa Roku za to nie dostanie.

            Niepewnie zbliżył się do Marzanny i delikatnie dotknął jej ramienia; była dziwnie miękka. I wtedy stało się coś dziwnego: ciało rozpadło się na kawałki, które po chwili zupełnie zniknęły, jakby zmyte przez wodę. Diabeł zamrugał kilkakrotnie i dłuższą chwilę zajęło mu zrozumienie tego, co się właśnie stało.

Lalka.

– Nie rycz głupia. To tylko kukła – odparł, zerkając na wciąż wyjącą żałośnie Rusałkę. Ale ona była jakby odporna na jego słowa.

– Z-zabiłam ją. Zabiłam Marzannę! – skomlała, chowając twarz w dłoniach. Boruta westchnął ciężko, odwracając się do demonicy.

– To była kukła, którą Marzanna miała utopić w rzece. Jak co roku w trakcie rytuału. Rozpadła się, gdy jej dotknąłem, bo czary na nią rzucone przestały działać. Marzanna musiała zniknąć wcześniej, niż myślałem.

– N-naprawdę? – Rusałka podniosła swoje zapłakane oczy na diabła, a ten włożył wiele wysiłku w ukrycie wyrazu zniecierpliwienia na twarzy i kiwnął w ciszy głową. – Kukła? – demonica jakby musząc się upewnić, zerknęła w miejsce gdzie jeszcze chwilę temu leżała prawie Marzanna. – Rzeczywiście. To kukła – odparła Rusałka, powoli odzyskując kolory na twarzy. Boruta sapnął z irytacji. Dobrze, że była chociaż ładna.

            Diabeł odchrząknął i strzepał pyłek z klapy marynarki, przyciągając tym uwagę demonicy. Chyba powoli docierało do niej w jakiej znalazła się sytuacji, bo jej szeroki uśmiech zaczął blednąć.

– Mogę wiedzieć co tutaj robiłaś? – Boruta machinalnie włożył do ust papierosa, który zaraz sam się zapalił. Bycie diabłem miało swoje plusy.

– Co masz na myśli?

– Z jakiegoś powodu musiałaś przyjść do chatki Marzanny. Nie uwierzę, że błąkałaś się po lesie. To nie średniowiecze, więcej frajerów spotkasz w galerii handlowej – gdy mówił, biały obłok dymu otoczył jego sylwetkę. Jednak zdawało się, że Borutowe oczy świecą niepokojącym, czerwonym blaskiem.

– J-ja…

            Dalsze jąkanie demonicy przerwały czyjeś kroki. Czyjeś ciężkie kroki. Zaraz wyjaśniło się do kogo należały.

– Byłem w pobliżu i usłyszałem krzyk i… – Mróz urwał w pół zdania, patrząc wielkimi oczami na diabła, wydmuchującego spokojnie kolejne chmury dymu. Było ich zdecydowanie za wiele jak na zwykłego papierosa. – Boruta?

– Myślałem, że masz masę dokumentów do wypełnienia, mój mroźny przyjacielu – diabeł schował obie ręce w kieszeniach spodni i wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Możliwe, że jeszcze dzisiaj zje cudowną pomidorówkę.

– Bo mam – odparł po prostu demon, a jego lodowate oczy wodziły gorączkowo od sołtysa do Rusałki. Wyglądał jakby bił się z myślami. Boruta czekał. – Ale jak tylko usłyszałem, że Mora zniknęła, musiałem tu przyjść i to sprawdzić.

            Mora? No proszę, czyli było tak, jak sołtys podejrzewał.

– Co? Czyli jednak wolisz tę topielicę?! – demonica jakby przeszła na tryb śmierci błyskawicznej. Jej śliczne oczy ciskały piorunami, a piękna buzia nabrała nieco upiornego oblicza. Diabeł nadal milczał, obserwując z zainteresowaniem całą scenkę.

– To nie tak kochanie. Ja mogę ci wszystko wyjaśnić – zaczął Mróz, podchodząc do Rusałki i wyciągając do niej ręce.

– Kochanie?! Czyli jednak stara Jędza miała rację, od początku mnie zdradzałeś! – do dyskusji dołączył kolejny głos i wszyscy zebrani spojrzeli w stronę drzwi. W progu stała czarnowłosa kobieta w kwiecistej spódnicy. Jej twarz wyrażała czystą furię. Przedstawienie czas zacząć.

– Mora?! Jesteś cała? Przecież zaginęłaś! – demon zimy wyglądał na naprawdę skołowanego zaistniałą sytuacją. Ale pewnie każdy na jego miejscu miałby podobnie. Trochę niezręcznie, że obie jego kobiety dowiedziały się o istnieniu tej drugiej. W dodatku w dokładnie tym samym momencie i miejscu.

– Tylko ukryłam się na jakiś czas żebyś się mną zainteresował. Ciągle siedziałeś w pracy i nie miałeś dla mnie czasu. I już wiem dlaczego! ­– boginka weszła wściekle do pokoju, wskazując oskarżycielsko na demonicę, która nagle jakby skurczyła się w sobie i próbowała się schować za Mrozem. Raczej z marnym skutkiem, zważając na fakt, że ten konkretny demon był raczej szerszy niż wyższy. – Zdradzałeś mnie z tą kretynką!

– Mora, posłuchaj mnie. Mogę to wszystko wyjaśnić! Daj mi tylko szansę – Mróz powtarzał wciąż w kółko jak najęty, a Marzanna wyglądała na coraz bardziej wściekłą, więc Boruta stwierdził, że na niego już pora.

– Marzanna się znalazła, więc ja będę się zbierał – odparł do nikogo konkretnego i wyrzucił niedopałek przez okno. Oczywiście nikt nie zwrócił na niego uwagi, bo wszyscy mieli istotniejsze sprawy na głowie. Diabłowi wcale to nie przeszkadzało.

            Boruta wychodząc z chatki wiedział trzy rzeczy: nie należy zadzierać z Marzanną, nie chciałby znaleźć się w skórze Mroza i następna zima nie będzie raczej mroźna, gdy już Mora, bogini zimy i śmierci, skończy ze swoim, byłym już, facetem.

Nagle jego humor diametralnie się poprawił. Znowu wszystko naprawił i może faktycznie powinien zgłosić się do konkursu na sołtysa roku.

Jak widać, nie taki diabeł straszny.

 

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation