Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Numer 40 został ostatecznie zamknięty w dniu 3 czerwca 2020 r.
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

oszczędzaj wodę: susza nam puka do drzwi....

Odbicie / Natalia Grudzień

  Spojrzała się na swoją twarz w lustrze, widząc tylko szkaradne odbicie. Przypatrywała się sobie przez kilka, a może nawet kilkanaście minut. Musiała obejrzeć każdą okropność w swoim ciele. Tutaj spoczywała krosta, która nie zeszła od dwóch dni, a wszyscy mówili, że po tym czasie już jej nie będzie. Obok jest przebarwienie, widoczna blizna wystająca zza uszu i sińce pod oczami spowodowane zmęczeniem. Poza tym każdego dnia twarz jest zbyt blada lub ubarwiona kolorem żurawiny połączonej z nazbyt dojrzałą maliną. Nos jest ciut za duży, a innego dnia wydaje się za mały, podobnie jak oczy, w których nie ma blasku. Ten szmaragdowy kolor nie pasuje do włosów o ubarwieniu marchewki. Cała twarz jest okrągła. Nie powinna być taka... 

   I tak z każdą minutą zauważała u siebie coraz więcej niedoskonałości. Zawsze przy tym płakała. Jej łzy były wręcz nie do zatrzymania, spływały niczym fala w wietrznym, morskim dniu. Pojawiały się tak nagle i nic nie było w stanie ich zatrzymać. Taki rytuał trwał codziennie. W głowie dziewczyny pojawiała się tylko myśl o tym, żeby zmienić swoje ciało. Mama nie pozwalała jej nakładać na siebie makijaż. Ona jednak w ukryciu, zawsze próbowała "poprawić" swoją cerę. Wychodząc z łazienki, przywdziała na twarz uśmiech.

— Wszystko w porządku – mówiła do mamy. – Możemy jechać. 

   W drodze do szkoły nie rozmawiała z nią. Kiedyś opowiadały sobie o całym życiu, słuchały razem piosenek The Beatles i śmiały się, a niekiedy nawet razem płakały. Teraz jednak między nimi wniknął jakiś chłód. Zimno narastało spomiędzy ich słów i gestów. Pola wsiadała więc bez słowa i z takim samym milczeniem wychodziła. Jej mama myślała, że to po prostu okres buntu. "Wszystkie dzieci tak mają" - powtarzała do siebie w myślach. I odjeżdżała do pracy, myśląc, że poważnie jest dobrze. Nie było jednak. 

   Pola, wchodziła do szkoły z lekkim drżeniem. Jej ciało dygotało, przypominając galaretę. Niekiedy miała ochotę uciec. Charakter jej jednak na to nie pozwalał. Szła więc do środka, słysząc dookoła siebie drwiący śmiech. 

— Patrzcie, co za pasztet! – odezwał się Tymek z siódmej D. 

— Muchomor! –  dopowiedział jego najlepszy kolega Piotrek.

   Dziewczyna jednak nie zwracała na to uwagi. Tak kazała jej robić mama. “Zobaczysz, że w końcu przestaną" – słyszała jej głos w swojej głowie. Chciałaby, żeby przestali – tak się jednak nie działo.

   Niektórzy podstawiali jej nogi, inni próbowali naśladować dzikie zwierzęta, kiedy przechodziła. Przyzwyczaiła się do tego. Nie mogła też pokazywać łez. Pamiętała, że już od najmłodszych lat łzy były oznaką słabości, okazją do wtórnych żartów… 

   Na lekcjach próbowała dosiadać się do kogoś, jednak ta druga osoba odsuwała się wówczas. W głębi zastanawiała się, co może zrobić, aby to zmienić. Kiedyś jej siostra Eliza, malowała się po kryjomu w pokoju. Stwierdziła, że pewnie to da jakiś efekt. Nikt jednak nie zwracał na to uwagi. Wciąż kryła się za szkaradną twarzą, tylko trochę zmienioną przez kosmetyki. 

   Wróciła tego samego dnia przed piętnastą. Jechała autobusem, słuchając muzyki w radiu kierowcy. Nie było to nic twórczego. Nie pamiętała  nawet słów piosenek. Patrzyła się tylko w oddali za okno i marzyła o tym, by być kiedyś piękną. Chciałaby ważyć tak do czterdziestu kilogramów, mieć błyszczące oczy i długie rzęsy, a także idealną cerę. Była pewna, że w ten sposób zyskałaby grono znajomych i uznanie wśród klasy.

   Przekręcając klucz od zamka do drzwi, okazało się, że jest sama w domu. Zwykle się to nie zdarzało. Był chociażby tata, oglądając w kółko seriale o naprawie samochodów lub Eliza szykująca się z kimś do wyjścia. Orientując się, że ma dużo czasu, aby dobrze się sobie przypatrzeć, szybko ściągnęła buty oraz wiosenny płaszcz. Pobiegła do łazienki, by ujrzeć ponownie swoje odbicie. Nic się nie zmieniło. Wciąż w jej głowie trwała myśl: paskudna, szpetna, odrażająca. Łzy spłynęły jej ponownie, jednak tym razem były połączone z gniewem. Pola krzyknęła ze wszystkich sił:

— Nienawidzę Ciebie, rozumiesz to, nie cierpię! – Przez łzy ciężko jej było oddychać. Nie kontrolowała swoich emocji i czynów. Ściągnęła lustro ze ściany i nie wahając się ani chwili, rozbiła je o spód wanny. 

   Na ziemi sączyła się delikatnie krew. Upadła, nie pamiętając, co dalej się stało.

   Obudziła się koło południa. Słońce raziło ją prosto w oczy. Zapewne gdyby nie ten fakt, wybudziła by się znacznie później. Spojrzała się dookoła i ujrzała tylko swoją mamę, a także siedzącego w oddali tatę oglądającego swój ulubiony program o kolejnym samochodzie. Na ich tle spoczywała tylko biała ściana i kredowe łóżka, na których leżeli inni pacjenci. Gdy jej mama zobaczyła, że otwiera oczy, uśmiechnęła się, krzycząc do swojego męża radośnie:

— Wybudziła się! –  tata jednak nie zwrócił na nią zbytnio uwagi. 

— To świetnie! – odpowiedział tylko i znów przeniósł swój wzrok na telewizję. 

   Z kolei Pola nie bardzo rozumiała, co się stało. Spojrzała się na mamę i nie pamiętała już o tym, że między nimi trwał mróz. Przytuliły się z całych sił, a następnie dziewczynka spytała się mamy:

— Co się stało? – W oczach mamy pojawiły się łzy. Kazała jej podejść do lustra, nie bardzo wiedząc, jak może jej to wytłumaczyć. Dziewczynka była lekko osłabiona. Poza tym biel i sale szpitalne dodawały jej dość dużo stresu. Mimo to podniosła się i ujrzała, jak w lustrze spoczywają kawałki szkła na młodej twarzy. Obok znajdowały się tylko głębokie rany i ślady zaschniętej krwi. Twarz była jeszcze bardziej odrażająca niż przedtem.

— Te większe wyjęto – powiedziała mama, tak jakby nie wiedząc, czym w danej chwili zapełnić ciszę. Czasami nie umiała zwyczajnie zamilknąć.

   Pola przypatrywała się sobie dłuższą chwilę, lecz nie potrafiła już płakać. Pomyślała sobie, że są ludzie, którzy w swoim życiu wylali już tyle łez, że nie potrafią łkać dalej. Tak też było z nią. Przysiadła na swoim łóżku i ujrzała, że na całym ciele znajdują się niewielkie kawałki szkła, raniące ją do bólu. Pomyślała sobie, że to koniec. Nie wiedziała jednak, że koniec miał w tej chwili jeszcze daleką drogę do pokonania. Spojrzała się na bezsilny wzrok mamy i zapytała się:

— Da się coś zrobić z tym wszystkim? – pokazała na swoją twarz.

— Będziesz miała jeszcze jedną operację, jednak blizny pozostaną na zawsze. – westchnęła z trudem.

— Po co w takim razie to robić? To nie ma sensu! –  krzyknęła dziewczynka z rozpaczy, zdając sobie sprawę, że jej twarz nigdy już nie stanie się piękna.

— Pola, nawet tak nie mów… – odezwała się mama z łzami w oczach – Jesteś piękna i zawsze byłaś. 

   Dziewczynka nie chciała z nią jednak rozmawiać. Wiedziała, że mówi tak tylko dlatego, że jest jej mamą. Nie zważała na nic innego. Z kolei tata nawet nie zwrócił uwagi na tę rozmowę. Przytakiwał tylko mamie na jej odpowiedzi, kiedy coś się pytała, nie znając nawet kontekstu danej sytuacji.

    Po pewnym czasie do sali weszła pielęgniarka, która kazała rodzicom wyjść na zewnątrz, a najlepiej wrócić do domu i dać Poli odpocząć. Mama wyszła więc z tatą, ściskając córkę czule za ręce. Po pewnym czasie Poli brakowało ich obecności. Poczuła się samotna. Obok niej leżały tylko starsze panie, które rozmawiały ze sobą o pieczonych przez siebie ciastach i pogodzie. Nie zwracały nawet uwagi na młodszą pacjentkę, wiedząc, że nie znajdą z nią wspólnych tematów. 

   Z kolei pielęgniarka była niekiedy miła dla nastolatki. Przed zaprowadzeniem ją na operację, powiedziała jej na ucho, że wszystko zmieni się na lepsze, jakby była po trochu wróżką. Wiedziała to jednak z doświadczenia, obserwując życie tysiąca dzieci w szpitalu. Była dość tajemnicza dla innych, jednak nosiła w sobie cudowny optymizm, który dawał światło innym osobom. 

   Sala była pochłonięta ciemnością, którą oświetlało tylko światło padające na twarz Poli. W tamtej chwili spała, będąc po środkach nasennych. Obudziła się dopiero wieczorem, przy zachodzie słońca, czując lekkie zimno na jej ciele. Nie pamiętała w sumie niczego. Wyrwała się tak jakby ze snu, wstając i pełniąc swój codzienny rytuał. Spojrzała się znów na twarz w lustrze. Zauważyła wtedy przekształcone, nierówne policzki. Niekiedy pozostawały ślady nitek. Wtedy wiedziała już, że było po operacji. Nie było jednak tak radosnego zakończenia. Łzy zakręciły jej się w oczach, nie mogła jednak płakać. Usiadła więc znów na łóżku szpitalnym, wpatrując się w zachód słońca. Myślała o tym, jak w szkole będą ją wyzywać od mutantów i innych bzdur. Zniekształcona twarz wiązała się też z krzywymi spojrzeniami ludzi. Nie da się tego uniknąć. 

   Pola kontemplowała w ciszy nad swoją dalszą przyszłością, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Dziewczynka pomyślała, że to pielęgniarka, która ma zmierzyć temperaturę, ciśnienie lub zapytać, jak się czuje. Zamiast niej do środka wszedł jednak chłopiec w mniej więcej jej wieku. Czarne loki kłębiły się nad jego zniekształconą twarzą podobną do Poli. Dziewczynka miała wrażenie, że skądś go zna. Nie mogła sobie jednak przypomnieć skąd. Wszedł i widząc, że wszystkie panie dookoła śpią, powiedział tylko:

— Cześć, jestem Alan. – Następnie podał dłoń na powitanie, którą uścisnęła mu dziewczynka.

— Jestem Pola – odpowiedziała.

  Następnie Alan przysiadł na krzesło obok dziewczynki i razem z nią popatrzył się na zachód słońca. Pola nie do końca rozumiała jego intencji, jednak nie chciała go wypraszać. Nie robił przecież nic złego. 

   W pewnym momencie, gdy słońce zaczęło już zachodzić zza horyzont, a na niebie pozostała tylko plama zabarwiona kolorem jarzębiny i letnich maków, chłopiec zapytał:

— Jak się czujesz? – w jego głosie brzmiała matczyna troska.

— W porządku… – odpowiedziała Pola niechętnie

— Nie cierpisz tych wszystkich szwów, prawda? – zapytał dość ostrożnie.

— Chyba tak… – kiwnęła głową, mamrocząc coś pod nosem. Przez chwilę nastała między nimi niezręczna cisza. Alan jednak szybko ją zapełnił:

—  Nie wiem, czy mnie kojarzysz. Chodzimy do tej samej szkoły. Tylko ja jestem w óśmej A. Widziałem, że oni się nad tobą uwzięli, jeśli można to tak nazwać. Chciałem ci pomóc… – w jego głosie było słychać życzliwość.

— To już nieważne, przeraża mnie raczej myśl, co dopiero będzie... – powiedziała Pola, zaczynając przypominać sobie jego postać z niektórych przerw na korytarzu, kiedy stawał w jej obronie. Był jednym z największych pośmiewisk w szkole, a mimo to chciał jej jeszcze pomóc… 

— Powiem ci coś, czego nauczyła mnie mama po całym wypadku: "Twarz nie definiuje ciebie. Ona ma być wręcz nieidealna, pozostawiona tajemnicą. Może co najwyżej informować o twoim wieku czy o jakichś wypadkach jak naszych. Tylko żeby zrozumieć to, co zauważa się na twarzy, trzeba wejść do środka, do duszy, gdzie tkwi jedyna prawda".

   Między nimi pozostała chwilowa cisza, której nie chcieli zapełniać niepotrzebnymi słowami. Alan właśnie wychodził, kiedy Pola zdążyła złapać go za rękę i zapytać:

— Te rany… Ty też zraniłeś się szkłem? – na co on skinął głową potwierdzająco i wyszedł.  

   Następnego dnia wypisano dziewczynkę ze szpitala. Musiała jednak  przyjeżdżać na comiesięczne wizyty jak Alan. Dalszy sposób leczenia znała tylko mama. Wychodząc jednak  ze szpitala, dziewczynka  przypatrywała się każdej twarzy, którą spotkała na swojej drodze. Na niektórych były blizny, inne to makijaż, kolejne zmarszczki, trądzik, smutek, łzy, radość, rozpacz… Ludzkie oblicze było tak piękne w swojej niedoskonałości. Wszyscy mieli historię, uczucia, emocje. Starsza pani uśmiechnęła się do niej, a tym samym do jej zniekształconej twarzy. Pola zastanawiała się nad tym, co teraz o niej myśli, czy też uważa ją za piękną, będąc po prostu człowiekiem? Nieidealność - to słowo było z nią już do końca wszystkich dni, ucząc, że każdy z nas jest piękny






Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation