Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 


  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

O siedem godzin snu za mało... / Joanna Radzio

 

O siedem godzin snu za mało. Co dzieje się w głowie podczas bezsennych nocy?

To wtedy w mojej głowie budziły się największe demony, ale i tak najgorsze były poranki, bo musiałam się z nimi mierzyć.

 

Od zważenia się

44,6.

Wciąż za dużo.

Waga zawsze stała pod łóżkiem. Tak, żeby tuż po przebudzeniu móc sprawdzić czy wszystko jest pod kontrolą. W nocy nie mogła spać, bo w żebra wbijał się stelaż łóżka.

– Nocami nie mogłam spać, z zimna i z wyrzutów sumienia. Leżałam w piżamie i bluzie pod kołdrą i dwoma kocami i obliczałam czy tego dnia nie zjadłam za dużo. Bilans zawsze wychodził dodatni, mimo że często nie przekraczał ośmiuset kalorii. Obiecywałam sobie, że rankiem to ja przejmę kontrolę – opowiada Kasia. – Kiedy już udawało mi się zasnąć, często miałam koszmary. Nawet w nocy nie mogłam się uwolnić od obsesji na punkcie jedzenia. Pamiętam, jak kiedyś przyśniło mi się, że byłam na weselu i bardzo dużo tam jadłam. Obudziłam się przerażona i od razu poszłam wymiotować – wspomina. – To było straszne, że nawet w nocy nie mogłam mieć czystej głowy. Ale za to zawsze miałam „czystą michę”.

– Noce zawsze były powiązane z bezsennością, wyrzutami sumienia i krzątaniem się po domu. Przy łóżku stała półtoralitrowa butelka z wodą mineralną. Żeby zagłuszyć głód, wlewałam w siebie litry wody. Tylko czasami, kiedy kolejną godzinę nie mogłam spać, zastanawiałam się jak to jest zasypiać bez tego ciągłego przeliczania w głowie. Jak można żyć bez wiecznego kontrolowania? Nie pamiętałam już, że przecież może być inaczej. Oglądałam na Instagramie te dziewczyny, które zaczynały dzień od treningu na siłowni. Zastanawiałam się skąd miały tyle siły. Pod koniec, było dla mnie wyzwaniem dojście do szkoły z plecakiem, który zawsze był za ciężki.

Poranki zawsze były najcięższe i najbardziej zimne.

– Rano zawsze trzeba było zjeść wspólnie śniadanie. Dłubanie w talerzu miałam opanowane do perfekcji. Nauczyłam się wykorzystywać moment, kiedy ktoś się odwrócił. Reszta dnia była już lepsza, bo każdy był zajęty swoimi sprawami – wyjaśnia. – Z precyzją odmierzałam każdy kęs. Jeden wafel ryżowy, trzydzieści dziewięć kalorii, czyli jakieś pięćdziesiąt brzuszków do zrobienia.

Nawet trzy plasterki ogórka musiały być odnotowane. Nie było miejsca na żadne odstępstwa.

– Po raz kolejny dokładałam i odejmowałam łyżkę płatków owsianych. Podczas kolejnego ważenia owsianki, ważyły się też moje losy.

 

Od zalogowania się

Zaraz po otworzeniu oczu sprawdza nowych obserwujących na Instagramie. Czyta komentarze napisane w nocy. Uśmiecha się, gdy są miłe. Hejty banuje od razu.

Ale nie zawsze tak było.

„Z taką twarzą wstydziłabym się wyjść z domu”.

„Dziwię się, że twój facet jeszcze nie uciekł”.

„Nie chcę ci doradzać, ale może rozważ operację plastyczną”.

Aż w końcu wiadomości prywatne.

„Lepiej będzie jak się zabijesz”.

Natalia swoją przygodę z modelingiem zaczęła kilka lat wcześniej. Postanowiła też rozwinąć konto na Instagramie, gdzie dodawała zdjęcia z sesji fotograficznych.

– Całe dnie spędzałam w studiu na zdjęciach. To było kilkanaście godzin ciężkiej pracy. Uwielbiałam to, co robiłam. Zaczęłam się tym dzielić w Internecie. Wtedy ludzie mi to obrzydzili. Wracałam do domu i nie mogłam usnąć. Czytałam okropne rzeczy na swój temat. Z czasem zaczynałam w nie wierzyć. Przez stres szybko dorobiłam się bezsenności, która z kolei wywołała szereg innych problemów ze zdrowiem. Całymi nocami siedziałam na łóżku i nie mogłam przestać myśleć. Rankiem robiłam jedną kawę za drugą, żeby normalnie funkcjonować. Później zaczęłam stresować się już popołudniami, bo wiedziałam, że kolejną noc nie będę mogła zmrużyć oka. Tak nie dało się żyć.

Pomogły dopiero rozmowy z bliskimi i terapia.

– Często ludzie mówią, że jeśli decydujemy się na pokazywanie swojego życia w mediach społecznościowych, to sami dajemy pozwolenie na wchodzenie z buciorami w nasze życie. Nie wiem, kto taką zasadę wymyślił. Nikt nigdy nie dał takiego prawa, to jest obrzydliwe. Dopiero wtedy, gdy zaczęłam pracować przez Internet, zauważyłam jak wiele jest w ludziach nienawiści, i to zupełnie bez powodu. Nie ma co zaprzątać sobie głowy osobami, których jedyną rozrywką jest krytykowanie innych. Zawsze się znajdzie ktoś, dla kogo będziesz trochę za. Za chuda. Za gruba. Za wulgarna. Za niska. Nauczyłam się tym nie przejmować. Szkoda na to życia.

 

Od włączenia dźwięków

Jej noce były idealnie ciche. Tylko w głowie myśli wrzeszczały tak, że nie dało się usnąć.

– Najgorsze noce to te, gdy zbyt wiele myślę, bo wtedy dużo płaczę. Chodziłam późno spać, żeby od razu zasypiać – wyjaśnia Weronika. – Myślę najczęściej o tym, że jestem do niczego, że jestem dziwna z tymi swoimi uczuciami, że wolałabym nie czuć się inna i gorsza. Chciałabym normalnie słyszeć, żeby było łatwiej.

Długie milczenie.

– Wieczorem zdejmuję aparaty i zupełnie się odcinam. Dopiero wtedy tak naprawdę zostaję ze swoimi myślami. Nic mi nie przeszkadza.

– Pamiętam, że w podstawówce na angielskim mieliśmy napisać w punktach swoją poranną rutynę. Napisałam jak wszyscy: budzę się, wstaję z łóżka, myję zęby, ubieram się… Zapomniałam napisać, że zakładam aparaty. To dla mnie taka rutyna, że nawet o tym nie pomyślałam. Przecież to taka część mnie, jakby dodatkowa część mojego ciała. Mam wiele różnych wspomnień – dodaje. – W liceum podczas zielonej szkoły obchodziłam osiemnaste urodziny. Tuż po północy do pokoju, w którym spałam z koleżankami, nagle weszła cała klasa. Zupełnie nie wiedziałam co się dzieje, byłam już przyszykowana do spania, więc aparaty leżały pod poduszką. Dopiero, gdy je założyłam, okazało się, że wszyscy śpiewali mi sto lat. To było bardzo wzruszające. Nie wyobrażam sobie tego nie usłyszeć.

– W tygodniu, kiedy mam zajęcia na uczelni zakładam aparaty od razu po przebudzeniu. To taki znak, że dzień zaczyna się na pełnych obrotach. W weekendy zazwyczaj robię to dopiero około godziny dziesiątej. Czasem w ciągu dnia, kiedy potrzebuję chwili dla siebie, po prostu je wyłączam.

– Myślę, że dzięki temu, iż nie słyszę od urodzenia, jakoś łatwiej mi się z tym pogodzić. Jeśli po latach, utraciłabym słuch, byłoby to dla mnie coś niewyobrażalnego. Teraz w stu procentach nie dowiem się, za czym tak naprawdę tęsknię.

– Najciekawsze jest to, że w snach zawsze jestem osobą słyszącą. Śnię o tym, co dla wielu jest normalnością, że pracuję jako nauczyciel języka angielskiego. To moje marzenie od dziecka. W rzeczywistości nie jest mi dane wykonywać tego zawodu z powodu wady wymowy oraz głębokiego niedosłuchu. Chociaż pogodziłam się, że to marzenie nigdy się nie spełni, po cichu i tak przeglądam podręczniki do angielskiego i stale pogłębiam swoją wiedzę sama dla siebie. Wierzę, że sny są odzwierciedleniem naszych marzeń i najskrytszych pragnień. Przynajmniej tam - w tej wyśnionej krainie – możemy być tym, kim tak naprawdę pragniemy być.

 

Od poruszania palcami

– Ja to teraz się śmieję, że jak się budzę i coś mnie boli, to znaczy, że żyję. A to już powód do radości – zaczyna z uśmiechem rozmowę pani Zofia. – Zawsze pierwsze co robię, to sprawdzam czy mogę ruszać palcami u stóp. Taki nawyk został mi chyba po operacji na biodro, bo wtedy przez dobę nie czułam nóg po znieczuleniu.

Dzień jak co dzień. Najpierw musi się rozchodzić i szybko zaścielić łóżko. To zmusza do normalnego funkcjonowania, inaczej traci się zbyt wiele godzin. Potem bierze leki na czczo i idzie się umyć.

– Jak pracowałam, to sześć dni w tygodniu wstałam tuż po piątej. Każdego ranka mówiłam sobie, że na emeryturze nigdy nie nastawię budzika. I nawet się tego trzymam – śmieje się. – Najgorzej jak muszę iść do lekarza. Wtedy już całą noc przekręcam się z boku na bok. Jak się ma już tyle chorób, to człowiek boi się, że w końcu lekarz powie, że limit się wyczerpał i dłużej już tak nie można. Gdy nie mogę usnąć, to tylko słucham kolejnych wiadomości w cicho nastawionym radiu. Wtedy wiem, że minęła kolejna godzina. Raz w tygodniu, o trzeciej w nocy w Polskim Radiu, słucham piosenek śpiewanych przez Wiesława Bednarka. To mój powrót do młodości. Zawsze najbardziej czekam na piosenkę „List do matki”, wzruszam się przy niej, bo bez względu na to ile ma się lat, to za mamą będzie się tęsknić do końca życia. Jak odwiedza mnie moja sąsiadka, taka „przyszywana” wnuczka, to też mówi, że słucha Bednarka, tylko takiego z dredami – wyjaśnia staruszka.

– Ile ja bym dała, żeby tamte lata wróciły. Żeby mieć do kogo zadzwonić i spytać co słychać. Ale wszyscy znajomi poumierali. Nie ma nawet kto odwiedzić – wzdycha.

Nad szafą wisi obraz pięknej, młodej, uśmiechniętej kobiety. – Pewnie pani nie wierzy, że miałam takie czarne włosy? – dokłada mi kolejną porcję jabłecznika. – To ze sklepu, ja już nie piekę. Dla jednej osoby się nie opłaca, ale też dobry. Tylko bez cynamonu.

– Każdy dzień jest podobny, ale to dobrze, bo to oznacza, że nie jest jeszcze najgorzej i jestem samodzielna. Bo ja najbardziej się boję, że któregoś dnia to się zmieni.

 


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation