Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

obecnie numer 30 jest REDAGOWANY, jego redakcja zostanie zamknięta w dniu 1 września 2019 r.
  >>> w układzie tematycznym
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

Opwieść o pewnym cieniu (5): DETERMINACJA . Dominika Danieluk (DodoDan)

https://e-kreatywni.eu/index.php/nasi-autorzy/460

Autorka: Dominika Danieluk

Rozdział V – Determinacja 

Było popołudnie. Słońce nie grzało tak mocno jak w ostatnich tygodniach. Można było spokojnie odetchnąć od skwaru jaki panował na dworze. Więcej ludzi wolało spędzić czas na spacerze niż podróż samochodem albo tramwajem.  

Jednym z nich była Domasława. Wracała pieszo ze swojej uczelni. Nie była ona położona jakoś specjalnie daleko. Zaledwie czterdzieści minut wolnym spacerkiem w jedną stronę.  

Rano zadzwoniła do niej kobieta z dziekanatu z wiadomością, że musi uzupełnić parę rzeczy w papierach. Zapomniała złożyć kilku podpisów na wniosku o urlop dziekański. Nie odbiorą go jej, ale formalności muszą być dopełnione, aby nikt się nie czepiał.  

Jedyne co ją dziwiło to, dlaczego zadzwonili tak późno. Minęły już prawie dwa miesiące od tamtego dnia. Jak to możliwie, że nie zorientowali się wcześniej?  

Domasławie nie pozostało nic innego jak wybrać się na uczelnię i zająć się tym. Jednak musiała odczekać swoje w dziekanacie. Panie jakoś specjalnie się nie śpieszyły, chociaż mówiły, że to pilna sprawa.  

Dopiero po godzinie udało jej się wyjść. Większość z tego czasu czekała na korytarzu, aż panie łaskawie ją wpuszczą. Potem postanowiła wrócić spacerem do domu. Chciała oczyścić umysł. Przemyśleć kilka spraw.  

Od dobrych kilku dni siedziała w martwym punkcie.  

Policja chciała zamknąć śledztwo z powodu braku nowych śladów. Mówiąc, że ją to denerwowało to mało powiedziane. Chodziła jak na szpilkach gotowa w każdej chwili wybuchnąć. Mało brakowało, a nakrzyczałaby na panie w dziekanacie. Na szczęście jakimś cudem udało jej się opanować.  

Próbowała przeprowadzić własne śledztwo, ale na dobrą sprawę nie wiedziała od czego zacząć. Nie zajmowała się tym. Na filmach widziała, że różne śledztwa zaczyna się od zbierania dowodów z miejsca zbrodni. Jednak, skoro policji nie udało się niczego pożytecznego tam znaleźć to jej tym bardziej.  

Musiała do tego podejść od zupełnie innej strony. Tylko nie bardzo wiedziała jak. Zastanawiała się nad przepytaniem ludzi ze sklepu. Jednak nie miała takiej możliwości. Od śmierci jej matki sklep był zamknięty. Nie widziała żadnego z klientów. a sama nie widziała nic podejrzanego.  

Była jedna opcja, nad którą się zastanawiała. Jednak to była ostateczność. Nie chciała tego robić.  

Westchnęła ciężko. Uznała, że pomyśli o tym w domu. Zastanawiała się też nad tym, czy nie wejść do pobliskiego sklepu.  

Jednak jej uwaga skupiła się na kilku nastolatkach przy parku po drugiej strony ulicy. Naprzeciwko jej sklepu. Zatrzymała się na chwilę, przyglądając się im.  

Jeden z nich wydawał się jej znajomy. Bez namysłu ruszyła w ich stronę. Gdy tylko postawiła stopę na jezdni zatrąbił na nią jakiś samochód. Cofnęła się zaskoczona z powrotem na chodnik. Skarciła się w myślach za swoją głupotę. Skierowała się w stronę przejścia dla pieszych.  

Kilka minut później była po drugiej stronie ulicy. Kilka kroków dzieliło ją od tych nastolatków.  

Jeden z chłopaków, trochę niższy od reszty spostrzegł ją. Od razu ją rozpoznał. Wzdrygnął się. Spiął mięśnie gotów do ucieczki. Jednak Domasława była szybsza. Zanim zdążył zrobić choćby krok chwyciła go za kołnierz.  

  - Puszczaj - wrzasnął chłopak, który dwa miesiące temu próbował dokonać kradzieży w sklepie matki Domasławy.  

   - Hej, zostaw go! - krzyknął inny chłopak, podchodząc do Domy.  

   - Cicho! - uciszyła nastolatków. Nie spodziewali się, że podniesie na nich głos. - Albo się zamkniecie i mnie posłuchacie albo powiadomię waszych rodziców o waszym wczorajszym wyjściu - dodała natychmiast.  

Domasława miała na myśli wczorajszy incydent. Pani Janina, właścicielka spożywczaka w sąsiednim bloku, miała problem z grupą nastolatków. Nie wdrażając się w szczegóły wszczęli bójkę przed sklepem. Jednak była ona tylko sposobem odwrócenia jej uwagi. w tym czasie dwóch innych ukradło kilka puszek taniego piwa. Nie były to dla niej wielkie straty. Jednak wszystko nagrały kamery. Pani Janina nie zgłosiła tego na policje, ponieważ uznała, że mają ważniejsze sprawy do roboty niż łapanie paru “chłystków”.  

   - Nie udowodnisz nam tego! - krzyknął kolejny chłopak z grupy.  

  - Wszystko nagrało się na kamerach - odrzekła puszczając chłopaka. Te słowa natychmiast przywróciły ich do porządku. Spojrzeli po sobie z lekkim przerażeniem. Każdy z nich wiedział jak to może się skończyć. Niezłą burą od rodziców albo nawet policją. Żaden z nich nie chciał mieć kłopotów.   

   - Czego chcesz? - zapytał niedoszły złodziej.  

    - Wiedzie co się stało w tamtym sklepie? - wskazała im sklep swojej matki. Chłopcy pokiwali twierdząco głowami, dalej nie rozumiejąc o co chodzi kobiecie. - Czy przed tamtym zdarzeniem widzieliście coś podejrzanego? - zapytała.  

Nastolatkowie spojrzeli po sobie. Zaczęli rozmawiać między sobą próbując sobie coś przypomnieć.  

Na początku nie mówili nic ważnego. Głównie rozmawiali ze sobą. Mówili o kilku osobach, które widzieli w sklepie. Głównie o starszym panie, który prawie codziennie przychodził do sklepu albo o grupce nastolatek, która masowo kilka tygodni temu zawitała do sklepu, aby kupować kamienie szlachetne.  

Jednak jeden z nich cały czas milczał. Zastanawiał się dłuższą chwilę, starając sobie coś przypomnieć.  

  - a pamiętacie Frankensteina? - zapytał nagle resztę. Grupka spojrzała na niego. Zaczęli mówić o Frankensteinie, który kręcił się koło sklepu przed tamtym feralnym dniem. 

Doma spojrzała na niego zdziwiona. Zastanawiała się o czym mówi ten chłopak. 

  - o co wam chodzi? - spytała zirytowana Domasława. Jeden z chłopaków odwrócił się do niej z zamiarem wyjaśnienia tego zamieszania.  

   - Jakiś wielki typ kręcił się obok twojego sklepu tydzień przed tym... - Chłopak zawahał się przez moment. Wiedział z kim rozmawia. z córką właścicielki. Nie wiedział, jak ma to ubrać w słowa. Sława pogoniła go, aby mówił dalej. -… napadem. Był wielki. Może miał z dwa metry.  Przyglądał się mu wieczorami, ale nigdy nie wszedł. Był jakiś dziwny. 

   - a wiecie coś więcej? - dopytywała kobieta. Czuła, że trafiła na ślad. Coś w środku mówiło jej, że to on. Może instynkt? Stare zapomniane przeczucie. 

Chłopcy powiedzieli jej wszystko co wiedzieli. Mężczyzna pojawiał się w godzinach wieczornych. Przyglądał się witrynie sklepowej, ale nigdy nie wszedł do środka. a przynajmniej oni tego nie widzieli. Doma uznała, że jej matka powiedziałaby, gdyby ktoś taki odwiedził sklep. Miała by go w zeszycie, jednak o tych porach w sklepie nie było żadnego klienta.  

Tamten podejrzany mężczyzna był bardzo wysoki. Chłopcy wykłócali się chwilę, że mógł mieć dwa metry wzrostu. Jednak doszli do porozumienia. Ustalili, że miał koło metra dziewięćdziesiąt. Był szeroki w barkach. Chłopcy określili go jako “typowego mięśniaka na sterydach”. Miał na sobie ciemną bluzę jakiegoś klubu piłkarskiego. Prawdopodobnie Legia Warszawa, ale chłopcy nie byli tego pewni. Jednak to co jej powiedzieli to było za mało. Nie mogła z tym pójść na policję. Ten opis był dla nich zbyt ogólny.  

Ale dla niej to już było coś.  

Nie chciała tego robić, jednak tonący brzytwy się chwyta. Nie pozostało jej nic innego jak wypróbować stare podejście. Coś co porzuciła lata temu.  

Westchnęła ciężko. Od śmierci swojej matki ani razu nie weszła do jej pokoju. Jednak potrzebne jej narzędzia były właśnie tam.  

W pokoju unosił się zapach cynamonu. Ulubionego zapachu jej matki. Prosty, skromny pokój. Drewniane meble. Jasne zasłony oraz pościel. Na parapecie kilka uschniętych już storczyków.  

Wszędzie leżała też gruba warstwa kurzu.  

Doma podeszła do wielkiej drewnianej, przeszklonej szafy w rogu pokoju. To właśnie tam jej matka trzymała wszystkie potrzebne przedmioty. Wiele z nich wyglądało naprawdę kuriozalnie. Domasława nie potrafiła nazwać nawet połowy z tych rzeczy.  

Otworzyła szafę, wzburzając kila kłębków kurzu. Kichnęła kilka razy, upominając się, że powinna tu w końcu posprzątać.  

Gdy kurz opadł, kobieta sięgnęła po wielkie pudełko. Podniosła lekko wieczko, upewniając się czy zawartość jest cała. Dawno z tego nie korzystała. Trochę obawiała się, że drewno mogło pęknąć albo farba odprysnąć. Jednak wszystko było w porządku.  

Domasława szybko opuściła pokój swojej matki. Czuła tutaj od początku dziwną obecność. Jakiś ciężar na barkach. Odwróciła się jeszcze za siebie ostatni raz zerkając na pokój swojej rodzicielki. Zamknęła drzwi. Na korytarzu od razu poczuła ulgę.  

Jakieś kilkanaście minut później wszystko było gotowe. Zaciągnęła zasłony w całym mieszkaniu. Rozstawiła kadzidełka o zapachu lawendy razem ze świecami w salonie. Wyłączyła światło. Usiadła przed stolikiem, na którym leżała tablica ouija. Tradycyjna drewniana tablica z wymalowanymi czarnymi literami alfabetu.  

Domasława chciała zapytać duchów o tego człowieka. Jej matka zawsze powtarza, że w ich domu mieszkają przyjazne duchy. Doma nie rozmawiała z nimi od kiedy była dzieckiem. Porzuciła to wszystko lata temu.  

Miała lekkie obawy, co do seansu spirytystycznego. Pamiętała wszystkie zasady, jednak ona była medium. Od dziecka doświadczała dziwnych rzeczy związanych z duchami, lecz ignorowanie tego typu zjawisk spowodowało, że przestała je dostrzegać. Jej matka mówiła, że marnuje swój dar. Powinna go jakoś wykorzystać, rozwijać. Jednak ona wolała to porzucić.  

Dlatego miała wątpliwości, czy uda jej się przyzwać jakiegokolwiek ducha. Czy w ogóle będzie wstanie go zobaczyć. Czy może jak większość zwykłych ludzi będzie patrzeć na poruszający się trójkącik po planszy.  

Dla niej plansza mogła być tylko przedmiotem pomagającym przyzwać duchy. Gdyby była bardziej doświadczona użyłaby kilku formułek z księgi swojej matki. Jednak nie chciała ryzykować. Tablica była jedynym pewnym i w miarę bezpiecznym rozwiązaniem.  

Wzięła głęboki wdech, zbierając w sobie wszystkie siły jakie miała. Położyła ręce na tablicy.  

Gdy przygotowywała się do seansu, nie zauważyła pewnego osobnika, który bacznie obserwował jej ruchy.  

Cień stał za nią.  

Pojawił się tutaj, ponieważ poczuł mroczną energię. Musiał jak najszybciej pozbyć się jej źródła, zanim zrobi komuś krzywdę.  

 

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation