Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

obecnie numer 30 jest REDAGOWANY, jego redakcja zostanie zamknięta w dniu 5 sierpnia 2019 r.
  >>> w układzie tematycznym
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

Rodzinny sekret / Martyna Synak

Ta noc w Krobii była wyjątkowa ciepła. Czarne niebo kilka godzin temu rozbłysło miliardami gwiazd, które teraz spokojnie świeciły nad zaledwie kilkoma domami położonymi przy ulicy nazwanej Doliną Drwęcy. W zadbanym ogrodzie jednego z nich, na mokrej, niedawno skoszonej trawie leżała dziewiętnastoletnia dziewczyna. Ubrana w skromną piżamę, składającą się z bawełnianych szortów i krótkiej koszulki wpatrywała się w rozgwieżdżone niebo. Jej głowę otaczały rozrzucone na trawie długie, blond włosy. Na płaskim, odsłoniętym brzuchu leżał otwarty pamiętnik, a w drobnej dłoni, między długimi palcami spoczywał długopis.

Gdzieś w lesie po drugiej stronie ulicy odzywała się sowa, z jednego z sąsiednich budynków dobiegało szczekanie psa. Jednak Ona nie zwracała na to uwagi. Jej myśli, niczym ptak po latach życia w klatce, frunęły ku wspomnień. a przed oczami powoli przesuwały się obrazy przeszłości.

Spokojnie mogę powiedzieć, że do siedemnastego roku życia byłam naprawdę szczęśliwa. Jako drugie dziecko i jedyna córka Heleny i Doriana Borkowskich wychowywałam się w Krobii, wiosce położonej 15 km od Torunia. Nasz dom stał otoczony z trzech strony rozległym lasem. W cieniu jego drzew zawsze czułam się bezpiecznie. W sporym ogrodzie, pełnym kwiatów i krzewów stało jedno, bardzo duże drzewo. Potężny dąb. Na jednej z niższych jego gałęzi specjalnie dla mnie pojawiła się huśtawka wykonana własnoręcznie przez mojego ojca.

Miałam dwóch braci, którzy byli dla mnie całym światem. Nic w tym dziwnego skoro w odległości trzech kilometrów od nas nie było innych dzieci. Zawsze mieliśmy tylko siebie i zawsze nam to wystarczało.

Teodor był trzy lata starszy ode mnie i urodził się miesiąc po ślubie rodziców. Opiekował się mną już od mojego pierwszego dnia w domu i zawsze powtarzał, że nie jestem typową wkurzającą młodszą siostrą. Teo też nie był typowym starszym bratem. Mówił mi o wszystkich swoich tajemnicach, zabierał mnie ze sobą wszędzie i uwielbiał dawać mi własnoręcznie robione prezenty. Szybko wypełnił mój niewielki pokój szmacianymi lalkami i małymi figurkami z drewna. Teraz widzę, że nigdy nie traktowaliśmy się jak inne rodzeństwa. Patrząc na niego, widziałam raczej najlepszego przyjaciela, zaufanego powiernika i anioła stróża. Nie przypominał też mojego brata z wyglądu. Już w wieku zaledwie czternastu lat Teo przypominał przystojnego mężczyznę, którym miał stać się w przyszłości. Jego czarne włosy, blada cera i oczy koloru mlecznej czekolady silnie kontrastowały z moimi blond lokami, zawsze leciutko opaloną skórą i spojrzeniem zielonych oczu. Górował też nade mną wzrostem. Zawsze 20 cm wyższy. Usposobienie mieliśmy jednak identyczne. Tak samo nieufni wobec obcych, ambitni, złośliwi i opiekuńczy wobec Gabriela.

Nasz młodszy brat przyszedł na świat kiedy miałam 4 lata. Byłam nim zachwycona odkąd zobaczyłam go po raz pierwszy - malutkiego, otulonego niebieskim kocykiem w ramionach zmęczonej mamy, leżącej na szpitalnym łóżku. Dziesięcioletni wówczas Teodor od razu poczuł się za niego tak samo odpowiedzialny jak za mnie. Dlatego nasz czas wolny, który wcześniej poświęcaliśmy na wspólne zabawy od tego momentu zajmowała opieka nad Gabrielem. Ani się obejrzałam, a mój mały braciszek stał się ślicznym 5-latkiem, przypominającym z wyglądu aniołka. Tak jak ja miał blond włoski i zielone oczy. Wiedziałam jednak, że jego dziecięce rysy twarzy za kilka lat bardzo zaczną przypominać Teodora, dlatego często powtarzałam, że Gabriel jest naszą mieszanką. 

Każde popołudnie po powrocie ze szkoły spędzaliśmy w trójkę w pobliskim lesie, który bardzo szybko poznaliśmy na wylot. Teodor miał już wtedy 16 lat, ale poświęcał nam tyle samo czasu co wcześniej. Nie interesowali go znajomi, ani koleżanki z klasy. Interesowaliśmy go tylko my, a przede wszystkim ja. Nie widziałam w tym nic złego i nadal tego nie żałuję.

Zdarzały się dni, kiedy mama zatrzymywała Gabriela w domu, by poświęcił więcej czasu na naukę. Wtedy wędrowałam do lasu tylko w towarzystwie Teo. Pamiętam moment, kiedy coś się między nami zmieniło. Miałam wtedy trzynaście lat.

Tego dnia słońce nie pojawiło się w ogóle, przysłonięte ciemnymi, niepokojącymi chmurami. Było chłodno, ale nie na tyle, by zrezygnować z naszej codziennej wycieczki do lasu. Dlatego założyliśmy ciepłe bluzy i wybiegliśmy z domu, śmiejąc się głośno. Znowu tylko we dwoje.

- Dogoń mnie, Nastia! - krzyczał Teo, znacznie przyśpieszając.

- Jesteś zbyt szybki! - jęknęłam piskliwie. - Zaczekaj na mnie!

Mój brat jednak ani myślał się zatrzymywać. Wręcz przeciwnie - biegnąc jeszcze szybciej, o ile to w ogóle było możliwe, wbiegł między wysokie drzewa, znikając mi z oczu. Westchnęłam i zrezygnowana ruszyłam tempem spacerowym w stronę lasu. Szłam spokojnie ścieżką, której bieg znałam na pamięć. Nagle zza jednego z większych drzew wyskoczył Teo z krzykiem. Bardziej zaskoczona niż przestraszona pisnęłam, odwracając się w mgnieniu oka i ruszając biegiem w głąb lasu. Słyszałam za sobą wołanie brata jednak zignorowałam je. Mimo zadyszki i zmęczenia biegłam coraz dalej, zgrabnie omijając gałęzie, pnie i wysokie krzewy. W końcu zatrzymałam się, by złapać oddech. Natychmiast poczułam za sobą kroki, a chwilę później objęły mnie silne ramiona starszego brata. Czułam na włosach jego przyśpieszony oddech. Złożył słodkiego buziaka na czubku mojej głowy.

- Przepraszam, Nasti. Nie chciałem cię wystraszyć.

Odwróciłam się do niego z chytrym uśmieszkiem.

- Myślisz, że tak łatwo można mnie wystraszyć? Może zaciągnęłam cię w to miejsce specjalnie?

- Ach, tak? Ciekawe po co.

Roześmiałam się. Śmiech jednak ugrzązł mi w gardle, kiedy zauważyłam zmianę w spojrzeniu starszego brata. Jego ciepłe, brązowe oczy utkwione były w moich i pierwszy raz widziałam w nich coś tak niepokojącego. Po chwili Teodor znów uśmiechał się do mnie promiennie, co odwzajemniłam, wymazując z pamięci zdarzenie sprzed kilkunastu sekund, uznając to po prostu za przewidzenie.

- Chodź - rzucił w moją stronę Teodor, ruszając w kierunku, z którego przybiegliśmy. - Po coś tu przecież przyszliśmy.

Od tygodnia naszym jedynym zajęciem w lesie była budowa naszego własnego domku na drzewie. Znaleźliśmy idealne miejsce, niedaleko polany, znajdującej się w samym centrum lasu. Na pomysł domku wpadł Gabriel, a my natychmiast przystaliśmy na jego propozycję. W tajemnicy przed rodzicami znosiliśmy do lasu deski, gwoździe i narzędzia. Najwięcej prac wykonywał oczywiście Teodor jako najstarszy z naszej trójki. Dzięki niemu domek był już prawie skończony. Do wykonania został nam jedynie dach, a później umeblowanie wewnątrz, co od początku miało być moim zadaniem.

Kiedy Teo zajmował się przybijaniem desek, ja siedziałam pod jednym z drzew z jego bluzą na kolanach i nadzorowałam postępy budowy. Już na pierwszy rzut oka widać było, że mój brat wie co robi i bardzo się do tego przykłada. Zbudowany przez niego domek na drzewie był solidnie i starannie wykonany. a błyszczące oczy Teodora, które często kierował w moją stronę świadczyły o dużej frajdzie, jaką sprawia mu zadanie postawione przeze mnie i Gabriela.

- Świetnie ci idzie - pochwaliłam go, kiedy po raz kolejny na mnie spojrzał.

- Przestań, bo się zarumienię! - odkrzyknął ze śmiechem. - Która godzina?

Zerknęłam na wyświetlacz jego telefonu.

- Za piętnaście minut ósma - wstałam z mchu i otrzepałam spodnie. - Musimy się zbierać, bo znów spóźnimy się na kolację.

Teo skinął głową i odłożył młotek do skrzynki z narzędziami, po czym zaczął schodzić po drabinie. Kiedy stanął na ziemi oddałam mu bluzę i ruszyliśmy w stronę domu. W pewnym momencie poczułam, że Teodor chwyta moją dłoń. Mimo, że nie robił tego nigdy wcześniej nie zareagowałam. Na podwórko weszliśmy dziesięć minut później, trzymając się za ręce jakby to dla nas była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Kilka dni później znów byliśmy w lesie, tym razem w trójkę. Właśnie skończyłam wstawiać ostatnie rzeczy do naszego domku i byłam bardzo podekscytowana zakończeniem budowy. Największe emocje budził w nas fakt, że domek na drzewie w środku lasu był naszą tajemnicą i nikt poza naszą trójką nie mógł jej poznać.

Teodor postarał się, aby wielkość domku była odpowiednia, dlatego bez problemu mieściliśmy się tam razem. Pod jedną ze ścian stał mały regał wykonany przeze mnie z drewnianej skrzynki. Poukładałam tam książki przyniesione z domu. Na podłodze rozłożyliśmy koce i sporo poduszek, co miało nam wynagradzać brak krzeseł czy kanapy. Poza tym, dzięki pomocy Teo zawiesiłam na ścianach ramki z naszymi wspólnymi zdjęciami. Dzięki temu domek stał się jeszcze bardziej nasz i sprawiał wrażenie przytulnego.

Z racji, że dzisiaj później przyszliśmy do lasu słońce zdążyło zajść zanim dokończyliśmy dopracowywać detale. Kiedy w końcu wszystko było gotowe w domku zapanował półmrok. Położyliśmy się na kocach, ja jak zwykle między braćmi, i zaczęliśmy rozmawiać.

- Chyba się zakochałem - wyznał jeden z nich.

Z wrażenia podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na prawo, gdzie leżał bardzo poważny Gabriel. Po chwili przeniosłam wzrok na zamyślonego Teodora. Szturchnęłam go w ramię.

- Słyszałeś? - zapytałam nadal zaskoczona. - Nasz mały, SIEDMIOLETNI braciszek się zakochał, Teo!

- Nie wiesz, że pierwsze miłości są zawsze najpoważniejsze? - rzucił z błyskiem w brązowych oczach i nutką rozbawienia w głosie.

- Nigdy nie byłam zakochana, przecież wiesz - wzruszyłam ramionami, po czym znów spojrzałam na młodszego brata. - Jak ma na imię? Jaka jest? Chodzicie razem do klasy?

- Ej, przystopuj, pani detektyw - roześmiał się Gabriel, a Teodor mu zawtórował.

- Po prostu jestem ciekawa - zaperzyłam się.

- Ma na imię Julia i jest trochę starsza - wyczułam zawahanie w jego głosie, zaraz potem zastąpione rozmarzeniem. - Jest taka idealna...

Usłyszałam ciche parsknięcie po lewej stronie, a potem kaszel Teodora. Uśmiechnęłam się, przewracając oczami. Gabriel po chwili milczenia kontynuował, nie zwracając uwagi na zachowanie starszego brata.

- Jest blondynką i ma ładne oczy. Jest podobna do ciebie. Może trochę ładniejsza.

Wybuchłam śmiechem. Uwielbiałam tę dziecięcą bezpośredniość Gabriela, która mu pozostała, mimo dorastania.

- Nie ma ładniejszej dziewczyny niż Nastia - odezwał się nagle Teodor, sprawiając, że mój śmiech ucichł.

Nigdy wcześniej nie słyszałam w głosie Teodora takiego chłodu, mimo że próbował go zatuszować lekkim rozbawieniem.

- Chodźcie, łobuzy - dodał, wstając. - Późno już i musimy wracać.

Kiedy szliśmy w stronę domu leśną ścieżką, Teodor znów wziął mnie za rękę. Spojrzałam na niego w mroku.

- a ty nigdy nie byłeś zakochany, Teo? - zapytałam cicho.

- Wiesz jaka jest różnica między zakochaniem a miłością? - pokręciłam głową, mimo że w ciemności nie mógł tego przecież zauważyć. - Zakochanie to po prostu fascynacja drugą osobą, idealizacja jej. Patrzysz na nią i nie dostrzegasz żadnej skazy, jedynie zalety. Miłość to coś głębszego. Kochając kogoś dobrze wiesz jakie ma wady, ale je w pełni akceptujesz. Chcesz tę osobę mieć przy sobie do końca życia, razem z jej niedoskonałościami. Bo to z nimi dla ciebie jest idealna. Rozumiesz? Zakochanie to tylko chwila. Miłość tak naprawdę nie kończy się nigdy.

Po jego słowach zapadła między nami cisza. a ja, nadal czując jego delikatny dotyk, zastanawiałam się nad ukrytym sensem takiej odpowiedzi.

 

Dwa lata później...

Dzień, w którym Teodor skończył osiemnaście lat zapowiadał się świetnie. Po naszym domu latały balony, wszędzie pachniało wypiekami mamy, a tata od rana przygotowywał uroczystego grilla w ogrodzie. Zjechała się większa część rodziny. Babcia i dziadek od strony mamy, brat taty z żoną i dwójką dzieci - czternastoletnimi bliźniakami, a także przyrodnia siostra mamy. Później dołączyć do nas miało kilku znajomych ze szkoły Teodora. Widziałam jaki jest podekscytowany swoim wejściem w dorosłość. Jego czekoladowe oczy błyszczały radośnie, a na ustach bez przerwy widniał szczery, promienny uśmiech. Kochałam najbardziej właśnie takiego Teodora - szczęśliwego. Jego szczęście zawsze było moim szczęściem. Kiedy się uśmiechał nie mogłam tego nie odwzajemnić.

- Witaj, mój dorosły braciszku! - wkroczyłam dumnie do jego pokoju, nie przejmując się tym, że zaledwie przed chwilą wyszedł spod prysznica i nie miał na sobie koszulki. - Mam dla Ciebie prezent, ale otworzysz go dopiero wieczorem w naszym domku w lesie.

- Nie mogę się doczekać - mrugnął do mnie, po czym westchnął. - Pomóż mi, Nastia. Pierwszy raz w życiu nie mam pojęcia co ubrać.

- Jakieś opcje? - uśmiechnęłam się, siadając na łóżku brata.

Z westchnieniem sięgnął do szafy i wyciągnął z niej dwie koszule - czarną i granatową w kratę. Bez wahania wskazałam na tę pierwszą, na co ten odetchnął z wyraźną ulgą.

- No to mamy to z głowy. Wszyscy już są?

Już miałam odpowiedź, kiedy z dołu dobiegł dźwięk dzwonka do drzwi i krzyk mamy.

- Teo! Twoi koledzy przyszli! Nastia, chodź mi pomóc!

- To co? Kto pierwszy? - mruknął obojętnie Teodor.

- No nie wiem - odpowiedziałam takim samym tonem, po czym oboje puściliśmy się biegiem w stronę drzwi, a potem zbiegliśmy schodami w dół.

Już byłam na prowadzeniu, kiedy nagle wpadłam na coś dużego i twardego. Usłyszałam za sobą śmiech brata.

- Cześć, tato - uśmiechnęłam się niewinnie.

- Wyścigi w domu? - spojrzał na mnie, udając surowe spojrzenie.

Wzruszyłam ramionami.

- Biegnę pomóc mamie - odpowiedziałam wesoło, po czym pomaszerowałam do kuchni, pokazując po drodze język Teodorowi, który stał przy grupce kolegów.

Przez następną godzinę zajmowałam się noszeniem naczyń i jedzenia do ogrodu, gdzie powoli zaczynała się prawdziwa zabawa. Od czasu do czasu kiedy wychodziłam z domu z kolejnym talerzem czy półmiskiem mój wzrok napotykał spojrzenie Teodora i od razu wymieniliśmy uśmiechy. Tego dnia uśmiechał się bardzo dużo.

Późnym wieczorem, kiedy goście już się rozchodzili do własnych domów, a ogród został posprzątany stwierdziliśmy, że czas wyruszyć do lasu. Kiedy jednak chcieliśmy zawołać Gabriela okazało się, że źle się poczuł z powodu przejedzenia i nigdzie nie pójdzie.

- Idźcie sami - powiedział, uśmiechając się smutno. - Potem mi opowiesz jak zareagował na prezent.

Zmuszeni więc byliśmy do kolejnej samotnej wizyty w lesie. Zabierając ze sobą starannie zapakowane pudełko i jakieś ciepłe ubrania wyszliśmy z domu i ruszyliśmy ścieżką w stronę naszego domku. Kiedy dotarliśmy na miejsce, zajęliśmy miejsca na podłodze pod ścianą.

- Nawet się cieszę, że jesteśmy tutaj sami, bo chciałem z tobą porozmawiać.

- Dobrze, dobrze. Najpierw jednak prezent, Teo!

Przewrócił oczami i zaczął rozrywać ozdobny papier. Na ten widok to ja przewróciłam oczami.

- Boże, człowieku. Żadnej delikatności czy zrozumienia. Godzinę to pakowałam - wymruczałam z przekąsem, na co mój brat parsknął śmiechem.

Spoważniał kiedy tylko zrozumiał co trzyma w dłoniach. Spojrzał na mnie zaskoczony, a potem znów na prezent.

- Kupiliście mi płytę winylową Boba Marleya? - wykrztusił.

Przytaknęłam z promiennym uśmiechem.

- Bob Marley i The Wailers. Kaya 40 - wyrecytowałam, patrząc na brata. - Tej brakowało Ci do kolekcji, prawda?

- Tak, bo kosztowała jakieś 200 zł.

- Wyluzuj - machnęłam ręką. - Ty jesteś dla nas ważniejszy niż pieniądze.

W brązowych, ciepłych oczach Teodora dostrzegłam błysk bezgranicznego szczęścia, a zaraz potem znalazłam się w jego ramionach. Wtuliłam się w niego, dumna, że udało mi się spełnić marzenie najważniejszej osoby w moim życiu.

- No to o czym chciałeś porozmawiać? - posłałam mu zachęcający uśmiech, kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy.

- Ee... - nagle zmieszany przeczesał ręką włosy, a potem westchnął. - Na pewno zauważyłaś, że nie jesteśmy jak normalne rodzeństwo i jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Od zawsze byłaś dla mnie najważniejsza i nie widziałem świata poza tobą. Od jakiegoś czasu sam zwróciłem uwagę na to, że od dawna nie traktuję cię jak siostrę. Sam nie wiem... Może nigdy nie byłaś dla mnie jak siostra... Tylko kimś więcej. Nie mam pojęcia co czuję i ani co z tym zrobić, ale wiem, że jesteś dla mnie wszystkim. Chcę mieć cię zawsze obok. Chcę cię uszczęśliwiać i chronić. Nie wyobrażam sobie, że miałabyś spędzać czas z kimś innym tak jak ze mną, że ktoś inny miałby cię przytulać i wspierać. Nastia, wiem, że to co mówię jest cholernie niewłaściwe, nawet chore, ale ja nie mogę wyrzucić cię z mojej głowy. Nie chcę być dla ciebie tylko starszym bratem...

Słuchałam go z wstrzymanym oddechem i głośno bijącym sercem. Nie mogłam uwierzyć w słowa, które właśnie wyszły z ust mojego brata. Niewiele myśląc, wstałam i wyszłam z domku, zostawiając Teodora samego. Nie wyszedł za mną. Nie zawołał. Rozumiał mnie.

 Wracałam do domu samotnie, analizując w głowie wypowiedź brata. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że tego się spodziewałam. Te jego drobne gesty, spojrzenia... Cała nasza relacja miała w sobie coś... Dziwnego. Więc to co usłyszałam nie powinno mnie zaskoczyć, a jednak. Teodor odważył się wypowiedzieć na głos to co powszechnie uważane za nieprzyzwoite, patologiczne, po prostu chore. Na co liczył, wyznając swojej młodszej siostrze, że coś do niej czuje? Nie mogłam przecież odpowiedzieć mu tym samym. To nie było właściwe. Byliśmy rodzeństwem i nie mogliśmy przekroczyć tej granicy, co niestety próbował zrobić mój brat.

Wchodząc do ciemnego, cichego domu cieszyłam się, że już wszyscy śpią i nie muszę wyjaśniać nieobecności Teo. Jednocześnie postanowiłam, że od tego czasu będzie inaczej. Nie mogę dawać mu podstaw do żadnych głębszych uczuć. Muszę postawić mur, albo chociaż płot między nami. Nawet jeśli miałby to być powód naszego cierpienia.

Przez kilka kolejnych dni starałam się unikać za wszelką cenę Teodora. Tłumaczyłam to nowym hobby - rysowaniem. Spędzałam całe dnie zamknięta w pokoju i szkicowałam złamane serca na kartkach. Teodor dobrze wiedział co robię, ale najwyraźniej postanowił mi na to pozwolić. Chodził przygaszony, nie jadał z nami posiłków. Rodzice widzieli, że w naszych relacjach zaszły zmiany, ale nie mieszali się. Mimo że dystans między nami zaczął mi doskwierać starałam się być twarda. Zdawałam sobie sprawę, że to jedyne słuszne wyjście z zaistniałej sytuacji. Nie mogłam jednak wyrzucić Teo z mojego serca. Najzwyczajniej w świecie za nim tęskniłam i to mnie powoli wykańczało.

Kilka tygodni później nadal starałam się trzymać od Teodora z daleka. Nie rozmawialiśmy, nie spędzaliśmy ze sobą czasu. Mijaliśmy się jedynie w domu bez słowa.

Potem Teodor zdał prawo jazdy i zaczął znikać na całe dnie z domu. Bolało mnie to, że tak łatwo pogodził się z moim odsunięciem. Dlaczego nie próbował ze mną porozmawiać, załagodzić jakoś sytuację między nami? To, że po prostu się poddał było dla mnie jak nóż prosto w serca. Nie miałam już mojego przyjaciela, stróża. Nie miałam już mojego brata. Nie mogłam tego przeżyć.

Z dnia na dzień coraz bardziej pogrążałam się w smutku. Z łóżka wychodziłam jedynie do szkoły. Na lekcjach byłam jednak nieobecna duchem, a prace domowe odrabiałam pobieżnie i bez jakiegokolwiek zainteresowania.

Rodzice w końcu zaczęli niepokoić się moim stanem. Pewnego dnia mama zapukała do drzwi mojego pokoju.

- Proszę - odezwałam się cicho, wysuwając nos spod kołdry.

Mama weszła do pokoju, omiotła surowym spojrzeniem bałagan panujący w pomieszczeniu, po czym przeniosła wzrok na mnie i westchnęła.

- Musimy porozmawiać, Anastazjo - powiedziała spokojnie, siadając na skraju mojego łóżka.

Odpowiedziałam jej jedynie pytającym spojrzeniem. Nie miałam ochoty na żadne rozmowy. Chyba że z Teo. Rozmów z bratem byłam wręcz spragniona.

- Skarbie - odezwała się łagodnie mama, przerywając chwilową ciszę. - Nie mam pojęcia co dzieje się między tobą, a Teo, ale oboje  z tatą widzimy, że to nic dobrego i bardzo źle na ciebie wpływa.

- Po prostu dorastamy, mamo -odpowiedziałam beznamiętnie, pociągając nosem.

- Czy powodem waszej kłotni jest nowa koleżanka Teodora? - zapytała delikatnie, nachylając się nade mną i głaszcząc po głowie.

Poczułam ukłucie w sercu.

- Jaka koleżanka? - zapytałam zaskoczona.

- To ty nic nie wiesz? Teo od jakiegoś czasu z kimś się spotyka. Wygląda na bardzo zakochanego.

- Zakochanego... - powtórzyłam, tępo wpatrując się w przestrzeń za mamą.

Znów pogłaskała mnie po głowie, posyłając mi zatroskane spojrzenie.

- Nie bądź zazdrosna, skarbie. Teodor nigdy nie przestanie być twoim bratem i zawsze znajdzie dla ciebie czas. Nawet mając dziewczynę. Nie przejmuj się tym i nie załamuj.

- Dobrze, mamo - mruknęłam z wymuszonym uśmiechem.

Kiedy tylko zamknęły się za nią drzwi wybuchłam płaczem.

Monikę, bo tak miała na imię dziewczyna Teodora, poznałam tydzień późnej w czasie sobotniej kolacji. Była drobną szatynką o zielono szarych oczach. Miała nadal dziecięce rysy twarzy, a jej perlisty, słodki śmiech przyprawiał mnie o mdłości. Przez całą kolację obserwowałam ją chłodnym spojrzeniem i zastanawiałam się co też Teodor w niej widzi. Nie dostrzegałam w niej ani krzty inteligencji, ambicji czy uroku. Była dla mnie po prostu głupiutką, naiwną dziewczynką i od pierwszej chwili tego spotkania nienawidziłam jej z całego serca. Postrzegałam ją jako moją rywalkę. Zabrała mi najważniejszą osobę mojego życia. Wdzięczyła się do niego i robiła maślane oczka, a on jeszcze odpowiadał na to tym swoim uśmiechem, na mnie nie zwracając uwagi w ogóle. Czułam, że moje serce jest w kawałkach.

Na szczęście owa kolacja dobiegła wreszcie końca, a ja mogłam z czystym sumieniem opuścić towarzystwo. Postanowiłam wybrać się na spacer, a z racji że był już listopad wzięłam z korytarza jeszcze ciepły płaszcz i wyszłam z domu. Od razu uderzyło mnie w twarz chłodne powietrze. Odruchowo zadrżałam, ale stanowczym krokiem ruszyłam ku bramie. Nie chciałam iść do lasu, bo ten za bardzo kojarzył mi się z Teodorem, którego w tamtym momencie chciałam raczej pozbyć się z mojej głowy. Nie miałam pojęcia dlaczego tak źle się czuję z tym, że mój starszy brat ma dziewczynę. Przecież to całkowicie normalne i nie powinno mnie tak ruszać. Nie powinno wzbudzać we mnie morderczych zapędów. Ta cała Monika też mi nic nie zrobiła przecież.

- Tylko zabrała mi miłość brata - szepnęłam z goryczą.

Nagle zamarłam. Zabrała mi miłość Teodora, ale jaką? Tę normalną między rodzeństwem czy tę drugą, przed którą tak uciekałam?

I właśnie wtedy przyszło zrozumienie - myśl, którą od razu znienawidziłam. Byłam zazdrosna o Teodora, bo czułam to samo co on. Nie chciałam tego. Nie mogłam go kochać w ten sposób. a jednak.

Z westchnieniem usiadłam na poboczu głównej drogi, opierając się o jedno z większych, przydrożnych drzew. Moje myśli błądziły wokół uczucia, które właśnie odkryłam. Myślałam co powinnam teraz zrobić. Przecież wyraźnie odrzuciłam Teodora, nie tylko jako chłopaka, przyjaciela, ale też brata. a on już znalazł sobie kogoś innego. Co powiedzieliby rodzice gdyby dowiedzieli się, że dwójka ich dzieci zaczęła zbliżać się ku sobie w tak chory sposób? Znienawidziliby nas, pomyślałam. Pewnie zamknęliby nas w psychiatrykach, każde w innej części kraju. W tamtej chwili byłam pewna tylko jednego - że teraz nie mogę tak po prostu zignorować swojego uczucia wobec Teodora.

Kiedy wróciłam do domu rodzice nadal sprzątali po kolacji, a Teodor i Monika zbierali się do wyjścia, bo przecież ktoś musiał odwieźć dziewczynę do domu.

- Teo, wróć od razu do domu - poprosiła mama, wychodząc z kuchni, po czym uśmiechnęła się do stojącej obok szatynki. - Miło było cię poznać. Odwiedzaj nas częściej.

- Oczywiście. Dziękuję za kolację. Dobranoc.

Po krótkim pożegnaniu  wyszli z domu, a ja ruszyłam schodami na górę do swojego pokoju.

- Nastia? a ty dokąd? Nie posiedzisz z nami? W czasie kolacji byłaś taka małomówna - mama obserwowała mnie uważnie z troską.

Chcąc ją uspokoić, posłałam jej promienny uśmiech.

- Wszystko w porządku, mamuś. To tylko zmęczenie. Zmykam spać. Dobranoc.

- Dobranoc, skarbie.

Kiedy jednak weszłam do pokoju wcale nie skierowałam się do łazienki, by wziąć prysznic i przebrać się w piżamę. Zamiast tego usiadłam przy biurku i otworzyłam leżącego na nim laptopa.

Dobrze wiedząc czego szukam i dlaczego wpisałam w wyszukiwarkę "kazirodztwo w prawie". Szybko znalazłam to tego szukałam - kazirodztwo w kodeksie karnym. Z zapartym tchem odszukałam zdanie, które najbardziej mnie interesowało:

"Kto dopuszcza się obcowania płciowego w stosunku do wstępnego, zstępnego, przysposobionego, przysposabiającego, brata lub siostry, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".

Opadłam ciężko na oparcie fotela z westchnieniem.

- No pięknie.

Następnego dnia obudziłam się z postanowieniem, że poważnie porozmawiam z Teodorem. Nie mogliśmy się przecież ignorować do końca życia. Nie wiedziałam jeszcze jak to rozegram, ale bardzo brakowało mi Teo, rozmów z nim, spacerów. Dystans między nami, który przecież sama stworzyłam jeszcze bardziej uświadomił mi jak ważną osobą w moim życiu jest Teodor. Bez niego tkwiłam w jakiejś pustce i powoli zaczynałam się dusić.

Świadomość, że już niedługo wszystko może wrócić do normy dodawała mi otuchy, dlatego na śniadanie zeszłam w o wiele lepszym nastroju. Z racji, że był to niedzielny poranek śniadanie jedliśmy wspólnie całą rodziną. Kiedy weszłam do kuchni wszyscy już tam byli.

- Jest i nasza śpiąca królewna - uśmiechnął się tata.

- Dzień dobry - powiedziałam wesoło, zajmując swoje zwykłe miejsce obok Teodora.

Tak jak ja, nadal był w piżamie. Kiedy usiadłam przy stole podniósł wzrok i spojrzał na mnie z zainteresowaniem. Poczułam ucisk w sercu kiedy zignorował mój uśmiech i po prostu się odwrócił. Jednak nie dałam nic po sobie poznać, wierząc, że to tylko chwilowe.

Po zjedzeniu śniadania tata i chłopcy poszli przygotować się do wyjazdu na ryby, a ja i mama wzięłyśmy się za sprzątanie po posiłku. Kiedy zostałyśmy w domu same przeniosłyśmy się do salonu z przekąskami i urządziłyśmy sobie maraton filmowy. Mimo, że nigdy nie byłam z mamą bardzo blisko to uwielbiałam spędzać z nią czas. Nie miałam takich prawdziwych przyjaciółek w szkole, więc chwile z mamą sprawiały mi naprawdę wiele radości.

Tego dnia jednak nie potrafiłam skupić się na żadnym filmie. Moje myśli ciągle błądziły wokół Teodora i tego co do niego czuję. Wiedziałam, że pierwszy raz w życiu Teo jest na mnie zły i że rozmowa, która nas czeka wiele zmieni w naszej relacji. Z lekkim strachem zastanawiałam się co zrobię jeśli wogóle nie będzie chciał ze mną porozmawiać. Okazało się, że jednak z tym problemu nie będzie, bo Teodor po powrocie z nad jeziora, jakby czytając mi w myślach, sam wyszedł z inicjatywą i zapytał czy nie chciałabym pójść na spacer po lesie. Niemal podskoczyłam ze szczęścia, a nadzieja w moim sercu wybuchła niczym fajerwerki.

Nie zwlekając ani chwili wyszliśmy z domu i ruszyliśmy ścieżką w stronę lasu. Niewiele myśląc, wzięłam go za rękę. Nie odtrącił mnie, ale też nie zareagował. Po prostu szedł dalej, tak jakby wszystko było mu obojętne. W ciszy podążaliśmy ścieżką, która pokryta była jesiennymi liśćmi o różnych kolorach i kształtach.  Z każdym krokiem byłam coraz bardziej podekscytowana zbliżającą się rozmową z Teodorem. Chciałam wyznać mu wszystko. Opowiedzieć o moim zagubieniu, zazdrości, tęsknocie za nim, oświeceniu, którego doznałam, widząc go z inną i przede wszystkim o uczuciu, którym go darzę.

W końcu dotarliśmy do naszego domku i zatrzymaliśmy się, nie wiedząc do dalej. Spojrzałam na Teo.

- Muszę Ci coś powiedzieć - odezwałam się, starając się by mój głos nie zadrżał od nadmiaru emocji.

Teodor zmierzył mnie nieodgadnionym spojrzeniem, po czym oparł się o najbliższe drzewo i z nonszalancją wsunął blade dłonie do kieszeni czarnych spodni.

- Słucham.

Wzięłam głęboki wdech, odchrząknęłam i zaczęłam mówić.

- Jesteś moim bratem i najważniejszą osobą w moim życiu. Żałuję, że w ostatnim czasie odsunęliśmy się od siebie. Wiem, że to moja wina. Nie powinnam zareagować tak na twoje wyznanie. Zachowałam się jak głupiutkie dziecko i egoistka, nie biorąc pod uwagę Ciebie czy twoich uczuć. Kiedy przestaliśmy ze sobą rozmawiać w moim życiu zabrakło bardzo ważnego elementu, wiesz? Czułam się tak jakby ktoś pozbawił mnie powietrza, sensu życia. Tęsknię za tobą, Teo. Za twoimi żartami, śmiechem, dotykiem, za twoją troskliwością i wspólnym spędzaniem każdej wolnej chwili...

- Nastia...

- Poczekaj. Jeszcze nie skończyłam. Przez cały ten czas myślałam, że brakuje mi po prostu mojego kochanego starszego braciszka, który zajmował się mną odkąd pamiętam. a potem przyprowadziłeś do domu tę całą Monikę czy jak jej tam i dotarło wreszcie do mnie, że jednak jesteś dla mnie dużo ważniejszy. Nigdy nie było mi tak źle jak wtedy, widząc cię z tą dziewczyną. To wtedy zrozumiałam, że zwyczajnie chciałabym znaleźć się na jej miejscu i...

W tym momencie Teodor po raz kolejny mi przerwał, nagle mnie przytulając. Natychmiast odwzajemniłam jego uścisk.

- Ja też bardzo tęskniłem - szepnął tylko w moje włosy.

Te cztery słowa jednak w zupełności mi wystarczyły. W tamtej chwili najważniejsze było, że znowu ze sobą rozmawiamy. Już chciałam się odsunąć i zaproponować powrót do domu, kiedy Teodor znów się odezwał.

- Monika nie jest moją dziewczyną.

Przez kilkanaście sekund analizowałam usłyszane słowa, aż w końcu ich sens do mnie dotarł.

- Jak to?

- Przyprowadziłem ją do domu, żeby wzbudzić w tobie zazdrość... - wyznał cicho i z wyraźnym wahaniem.

- Teo! - krzyknęłam z oburzeniem i niewiele myśląc, zaczęłam okładać go moimi drobnymi pięściami. - Ty idioto, wiesz co ja przez ciebie przeżyłam?

Jednak on nie przejął się moim wybuchem złości. Złapał mnie po prostu za nadgarstki i zwyczajnie zaczął się ze mnie śmiać.

- Urocza jesteś. To co, wracamy na obiad?

Miałam ochotę znów zacząć na niego krzyczeć, ale widząc te radosne iskierki w jego oczach po raz pierwszy od dłuższego czasu, poddałam się i pozwoliłam mu poprowadzić się za rękę do domu.

Pozornie między mną, a Teodorem nic się nie zmieniło. Jak zwykle spędzaliśmy czas wolny we dwoje albo z Gabrielem. Starannie pilnowaliśmy, aby nikt nie zauważył jak na siebie patrzymy ani jaki charakter ma nasz każdy dotyk. Z tego też powodu zaczęliśmy częściej przebywać poza domem. Ułatwiło nam to zdanie egzaminu na prawo jazdy przez Teo. Tata bardzo chętnie dawał mu swój samochód, a Teodor równie chętnie z tego korzystał. Często jeździliśmy do Torunia, do którego oboje mieliśmy słabość. Chodziliśmy ulicami, trzymając się za ręce i przytulając. Zdarzało nam się także odwiedzać kino albo jakieś kawiarnie bądź pizzerię. To były jedyne momenty kiedy nie byliśmy rodzeństwem, a szczęśliwie zakochaną parą nastolatków.

Po jakimś czasie zaczęliśmy snuć nieśmiałe marzenia o wspólnej przyszłości. Chcieliśmy kiedyś zamieszkać razem w jakiejś małej wiosce nad morzem, gdzie nikt by nas nie znał i gdzie moglibyśmy żyć normalnie. Wiedzieliśmy, że mamy małe szanse na spełnienie marzenia o byciu ze sobą. To wiązałoby się z odizolowaniem od reszty rodziny, a żadne z nas tego nie chciało, głównie ze względu na naszego młodszego brata, który nas przecież potrzebował. Nie mogliśmy go tak po prostu zostawić. To byłoby egoistyczne i przyniosłoby jedynie cierpienie. Oboje zdawaliśmy sobie z tego wszystkiego sprawę i wiedzieliśmy, że to co robimy, czego pragniemy jest złe. a mimo to nie potrafiliśmy zapanować nad uczuciem, które z każdym dniem niebezpiecznie rosło.

Nadszedł grudzień, a z nim także święta Bożego Narodzenia, na które czekałam już od czerwca. Każdego członka naszej rodziny pochłonęły świąteczne przygotowania, dlatego mieliśmy z Teo trochę mniej czasu dla siebie niż wcześniej. Kiedy ja robiłam z mamą zakupy, przygotowywałam potrawy na wigilijną kolację i potajemnie pakowałam prezenty, tata z moimi braćmi szukali idealnej choinki, testowali zeszłoroczne dekoracje  i sprzątali wszystkie kąty w domu. Lubiłam tę przedświąteczną atmosferę, kiedy każdy się krzątał, chcąc jak najlepiej wykonać swoje obowiązki, a w pomieszczeniach naszego domu roznosił się zapach goździków, cynamonu, piernika i mandarynek. Całymi dniami można było słuchać przeróżnych wersji kolęd. To wszystko dopełniał widok padającego śniegu za oknem. Nie potrafiłam sobie wyobrazić nic bardziej magicznego.

Chociaż trzeba przyznać, że podczas tegorocznych przygotowań byłam lekko rozkojarzona. Powodem tego oczywiście był Teodor. Od pewnego czasu już śniłam o jego ustach. Zastanawiałam się jakie są w dotyku, jak smakują. Pragnęłam pocałunku ze swoim bratem. Tak, to brzmiało nawet bardzo źle, ale kiedy miałam przed oczami Teodora nie potrafiłam już o nas myśleć jak o rodzeństwie.

- Anastazja! Prosiłam, żebyś wyjęła ciasteczka z piekarnika!

Otrząsnęłam się z marzeń o Teo i spojrzałam na mamę, która właśnie położyła na stole blachę ze spalonymi ciastkami. Spojrzała na mnie zła i rozbawiona jednocześnie. Tylko ona tak potrafi.

- Co się z tobą dzieje? Ostatnio bez przerwy bujasz w obłokach. Dziwne, że jeszcze nie puściłaś domu z dymem - pokręciła głową z westchnieniem i jej wzrok zmienił się w zatroskany. - Wszystko w porządku?

- Oczywiście - uśmiechnęłam się. - W jak najlepszym, mamo.

- To skąd to twoje ciągłe zamyślenie? - nagle jej zielone, takie same jak moje, oczy rozbłysły. - a może moja mała córeczka się zakochała?

- Nie, mamo - powiedziałam stanowczo.

- Dobrze, dobrze. Zrób te ciastka od nowa. Tylko ich znowu nie spal.

W wigilię magiczna atmosfera świąt osiągała już apogeum. Razem z Gabrielem robiłam ostatnie porządki i przygotowywałam zastawę na wigilijny stół. Nagle w salonie pojawił się Teodor. Posłał mi ciepły uśmiech, który natychmiast odwzajemniłam.

- Potrzebuję pomocy - odezwał się w końcu, obserwując naszą pracę.

Spojrzałam na niego rozbawiona.

- Myślę, że poradzisz sobie sam z wyprasowaniem koszuli, Teo.

- Dobrze wiesz, że nie potrafię tego zrobić tego tak starannie jak ty - ułożył usta w dzióbek. - Proszę.

- Wyglądasz jak kaczka - wtrącił Gabriel z poważną miną, na co wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.

- Jesteście niepoważni - przewrócił oczami nasz starszy brat. - Nastia?

Z teatralnym westchnieniem odłożyłam ściereczkę.

- W porządku. Znaj moją dobroć. Ale za to ty pomagasz Gabrielowi.

W nagrodę zostałam zamknięta w uścisku. Natychmiast poczułam motylki w brzuchu, co spowodowane było jego bliskością i dotykiem. Nie dałam jednak nic po sobie poznać, uśmiechając się delikatnie. Wyswobodzając się spomiędzy jego ramion, skierowałam się do wyjścia z salonu.

O 15:00 zaczęliśmy już te właściwe przygotowania do uroczystej kolacji. Po wzięciu kąpieli, którą przerwał mi niecierpliwie dobijający się do drzwi Gabriel, nałożyłam delikatny makijaż i ubrałam przygotowaną specjalnię na tę okazję czerwoną, koronkową sukienkę. Mokre blond włosy wysuszyłam i zakręciłam w delikatne fale, opadające kaskadami na moje ramiona. Po wykonaniu wszystkich tych czynności skierowałam się do kuchni, aby pomóc mamie. Schodząc ze schodów, wpadłam na Teodora. Na mój widok zamarł, lustrując mnie uważnym spojrzeniem z góry na dół. Kiedy moje policzki pokryły rumieńce, Teo podszedł jeszcze bliżej, musnął mój policzek palcami, po czym pochylił się by szepnąć mi cicho do ucha:

- Wyglądasz naprawdę niesamowicie.

Po moim ciele przeszły ciarki, co spróbowałam zamaskować głębokim westchnieniem. Odsunęłam się od brata na bezpieczną odległość.

- Nie rób tak. Ktoś zobaczy - zbeształam go, udając rozdrażnienie, po czym ruszyłam w stronę kuchni, skąd dobiegały głosy rodziców.

Słysząc za sobą śmiech Teo, przewróciłam oczami. Dobrze wiedział co ze mną robi.

Później oczywiście pojawiła się pierwsza gwiazdka. Kolację wigiliną, zgodnie z tradycją zaczęliśmy od podzielenia się opłatkiem, potem przeszliśmy do jedzenia, wesoło rozmawiając na różne tematy. Na sam koniec zajęliśmy miejsca przy choince, aby otworzyć prezenty...

Ani się obejrzałam a nadeszła północ. Rodzice i Gabriel pojechali na pasterkę. Teodor jako ateista zawsze zostawał w domu, a ja tym razem wytłumaczyłam się zmęczeniem, aby zostać z nim.

Przytuleni, siedzieliśmy na kanapie w salonie, oświetlonym jedynie światełkami wiszącymi na choince.

- Tak mogłoby być już zawsze - mruknęłam cicho.

Ramiona Teodora wzmocniły swój uścisk.

- Zrobię wszystko, żeby nam się udało - szepnął, całując mnie we włosy.

Przez następne 30 minut siedzieliśmy w ciszy, bo nie potrzebowaliśmy nic prócz swojej obecności. Nagle Teodor poruszył się, delikatnie mnie odsuwając, by wstać.

- Co robisz? - zapytałam zaskoczona i rozczarowana jednocześnie.

- Mam dla ciebie prezent - uśmiechnął się zadowolony, po czym sięgnął do swojej marynarki, powieszonej na krześle.

- Przecież już dostałam od ciebie prezent - zaśmiałam się. - Nawet zaczęłam czytać już tę książkę.

- Jest coś jeszcze - wrócił do mnie z małym, czarnym pudełeczkiem ozdobionym srebrną wstążką.

Zaciekawiona wzięłam do ręki prezent i po prostu otworzyłam. Moim oczom ukazał się srebny łańcuszek z malutkim serduszkiem.

Spojrzałam na uśmiechniętego Teodora, nie wiedząc co powiedzieć.

- Chciałem, żebyś miała coś co będzie ci się kojarzyć ze mną nie tylko jako bratem... Daj, pomogę ci założyć.

Nadal nic nie mówiąc, odwróciłam się, aby Teo mógł odgarnąć moje włosy na jedno ramię i umieścić na mojej szyi delikatny łańcuszek.

Nie panując już nad emocjami, odwróciłam się do Teodora i bez ostrzeżenia złączyłam nasze usta. Natychmiast oddał pocałunek, wplatając dłoń w moje włosy, aby przyciągnąć mnie jeszcze bliżej siebie. Smak jego ust sprawiał, że kręciło mi się w głowie. Nie istniało wtedy nic poza mną i Teodorem. Pragnęłam, by ta chwila trwała wiecznie, by już nigdy się ode mnie nie odsuwał.

Ta chwila jednak nadeszła gwałtownie, kiedy nagle usłyszeliśmy trzask drzwi, a zaraz potem do salonu weszła mama z Gabrielem.

Odskoczyliśmy od siebie z zaskoczeniem. Przez twarz mamy przesuwały się kolejno przeróżne emocje, od niezrozumienia, poprzez zaskoczenie, kończąc na gniewie.

- Co wy tutaj wyprawiacie? - wycedziła przez zaciśnięte zęby, po czym podeszła do mnie i szarpnięciem za ramię odsunęła jeszcze dalej od Teodora.

- Mamo... - zaczęłam cicho.

- Siedź cicho - rzuciła chłodno, ze wzrokiem skierowanym na Teodora. - Coś ty jej zrobił? Myślałam, że udało nam się ciebie wychować na porządnego, młodego mężczyznę, a tym czasem ty robisz nam coś takiego? Możesz iść się pakować. Jutro stąd wyjeżdżasz. Nie pozwolę żebyś ją skrzywdził.

- Ale mamo! - krzyknęłam w panice. Ona nie mogła tego zrobić.

- Anastazja, weź Gabriela i idźcie na górę. Natychmiast.

Spojrzałam na Teodora, który spojrzeniem przekazał mi bym po prostu wykonała polecenie mamy. Podeszłam do zszokowanego całą sytuacją brata i biorąc go za rękę, zaprowadziłam na górę. Chwilę później zamknęłam się w pokoju i tam już nie powstrzymywałam łez. W końcu wydarzyło się to, czego oboje najbardziej się baliśmy. Świadomość, że stracę teraz Teodora rozrywała mi serce. Nie wiem jak długo leżałam zapłakana na dywanie, słuchając niewyraźnych krzyków, dochodzących z dołu. Z każdą minutą rosły we mnie wyrzuty sumienia. Gdybym bardziej nad sobą panowała i nie pocałowała wtedy Teo nic by się nie wydarzyło. Nic by się nie wydało i nadal moglibyśmy być razem. a teraz wszystko przepadło.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi, co uświadomiło mi, że w salonie zapadła cisza. Mama, nie czekając na moją odpowiedź uchyliła powoli drzwi i weszła do środka. Nadal leżąc na dywanie z rozmazanym makijażem, uważnie ją obserwowałam. Z cichym westchnieniem usiadła na podłodze przy mnie, opierając się plecami o łóżko. Wyglądała na bardzo zmęczoną, a jej oczy były lekko zaczerwienione.

- Skarbie, czy on cię skrzywdził? Zmusił do czegoś? - zapytała prawie szeptem.

Słysząc to, gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na nią z oburzeniem.

- Zwariowałaś? Nikt nie kocha mnie tak jak Teo. Nigdy by mnie nie skrzywdził. Wręcz przeciwnie! Przecież wiesz, że od zawsze się mną opiekował.

- Tak, jak młodszą siostrą. a tymczasem znajduję was...

- My się po prostu kochamy. Nie widzę świata poza Teodorem, mamo...

- Jesteś rodzeństwem. To nie miało prawa się wydarzyć.

- Ale się wydarzyło. Czasu nie cofniesz.

Na kilka minut między nami zapadła cisza, którą przerwałam.

- Co zrobicie z Teodorem?

- Wyjedzie do dziadków nad morze.

- Dlaczego?

Mama wstała z podłogi i skierowała się do wyjścia.

- Nie pozwolę wam się więcej spotkać.

Kiedy drzwi się za nią zamknęły znów się rozpłakałam.

Następnego dnia dostałam zakaz wychodzenia z pokoju, abym nie miała szansy nawet pożegnać się z Teodorem.

Nagle zniknął z domu i naszego życia. Rodzice zadbali, abyśmy nie mieli żadnego kontaktu. Tak jakby chcieli wymazać go z mojego życia. Myślałam o nim każdego dnia, tęskniłam za nim. Odcięłam się psychicznie od rodziny. Mimo, że go przy mnie nie było, nadal liczył się tylko on. i tak było przez kolejne dwa lata.

 

Anastazja, zamykając pamiętnik, podniosła się z trawy i szybkim, stanowczym krokiem ruszyła do domu. Starając się nie narobić hałasu, weszła do swojego pokoju. Z dużej szafy wyciągnęła podróżną torbę, po czym zaczęła pakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Piżamę zastąpiła jeansami i bluzą. Na koniec wzięła z biurka telefon, dokumenty i kluczyki od samochodu. Chwilę potem odjechała spod swojego rodzinnego domu w Krobii, aby znaleźć Teodora i zdradzić mu rodzinną tajemnicę, którą niedawno odkryła. Wiedziała już, że Teo nie był jej biologicznym  bratem i nic już nie stało na przeszkodzie ich uczuciu.

Z lekką nostalgią spojrzała w lusterko. Widząc pogrążony w mroku budynek, w którym spędziła całe swoje życie, westchnęła z ulgą, zdając sobie sprawę, że więcej tu nie wróci.

 

 

 

Menu 30

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation