Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 



obecnie numer 29 jest REDAGOWANY, jego redakcja zostanie zamknięta w dniu 1 lipca 2019 r.
  >>> w układzie tematycznym
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

Teddy / Anna Wejksznia


Opowiadanie zdobyło wyróżnienie w drugiej edycji Ogólnopolskiego Konkursu im. Bolesława Prusa na opowiadanie młodzieży.

Opublikowane zostało w tomiku pokonkursowym: Opowiadaia wybrane drugiej edycji Ogólnopolskiego Konkurszu im. Bolesława Prusa na opowiadanie młodzieży / praca zbiorowa pod redakcją Justyny Luszyńskiej, - Gdańsk: nakładem Fundacji Kultury WOBEC, 2019:, - s. 25-27.

Zbiór opowiadań jest również dostępny w formie e-booka pod adresem: http://e-kreatywni.eu/index.php/proza-29...




Teddy był bardzo niegrzecznym pieskiem. Pamiętam, gdy pierwszy raz przyjechał do nas furgonetką ze schroniska. Znaleziono u niego chip z kontaktem do właścicieli, jednak nie miało to dla nas żadnego znaczenia. Nasze laboratorium zapłaciło wiele pieniędzy, by sprowadzić tutaj psy w możliwie najlepszym stanie.

Zwierzak został wprowadzony do hali, gdzie trzymaliśmy obiekty testowe w boksach oddzielonych od siebie betonowymi ściankami. Przybyły czworonóg nie mógł się przyzwyczaić do jedzenia serwowanego w naszej placówce. Całą godzinę spędził, wymiotując jak najdalej od kojca owczarka niemieckiego z ropniem wielkości pięści na szyi. Takim właśnie francuskim pieskiem był nasz Teddy.

Przez niego musiałem sprzątać. Musiałem klęczeć na operowanym niedawno kolanie i wycierać w szmaty wymiociny, tracąc cenny czas po pracy. Przez tę parszywą istotę prawie ominęło mnie wieczorne wydanie dziennika w telewizji. Niech Teddy'ego trafi szlag! Moim ostatnim zadaniem na dzisiaj pozostawało nakarmienie go. W naszej instytucji zależało nam na najdokładniejszych wynikach testów na zdrowym organizmie zwierzęcym. Najbardziej pieczołowite zasady miałem ja, ponieważ uznano mnie za pracownika miesiąca. Zamiast jedzenia, zwierzak dostał ubrudzoną szmatkę. Jeden dzień bez karmy nie zaszkodzi psu o sadle większym niż mózg. Zrobię z niego niewybrednego przyjaciela w mig. W końcu, trzeba go hartować.

Zadanie mojego zespołu na dzisiaj polegało na sprawdzeniu aktywności serca po spożyciu czekolady. Wszedłem do kojca Tedd'yego. Merdał ogonem na mój widok i podszedł do mnie bez oporów. Wykorzystałem fakt, że był oswojony, stęskniony za człowiekiem i złapałem go za kark. Następnie wziąłem rurkę i wsadziłem mu do pyska, pchając ją coraz dalej przez wyprostowane gardło. Wreszcie mój pomocnik mógł wtłoczyć mu do żołądka pół kilo płynnej czekolady. Po kilku minutach zrobiliśmy odczyt, przyłączyliśmy psa kabelkami do pulsometru i zanieśliśmy go nad basen, mając u boku przenośną aparaturę. Temperatura wody wykazywała równo dziesięć stopni Celsjusza. Założyliśmy zwierzęciu uprząż, obciążnik na szyję i wrzuciliśmy go do basenu.

- Ten pies to istny rekordzista! Wytrzymał aż dwie minuty pod wodą! - rzekłem zaskoczony do mojego pomocnika, pokazując mu stoper.

Wyciągnęliśmy Teddy'ego i po kilku uciskach mostka wyrzucił z siebie zalegającą w płucach wodę. Trząsł się i był zbyt oszołomiony, by uciekać. Zanieśliśmy go do kojca, jednak nie wysuszyliśmy mu futra. Piesek miał dużo ochronnego tłuszczu pod skórą i na pewno zniesie te niewygody bez szwanku na zdrowiu. Z resztą, nie miał innego wyboru. Mój pomocnik podał Teddy'emu leki wymiotne i przeczyszczające, by w ciągu tych kilkunastu godzin nie zdechł. Nie dostał jedzenia, gdyż wciąż miał za dużo sadła. Dodatkowo, jutrzejszego dnia zostaną przeprowadzone kolejne badania i jeżeli podmiot działań zwymiotuje do maszyny testowej, będę miał co najmniej trzy godziny sprzątania.

Kolejne badane i kolejna porcja produktu przeznaczonego dla ludzi, od bardzo dużego koncernu. Cieszyłem się, ponieważ dzisiejsze wyniki z pewnością będą zaskakujące! Wszedłem do kojca mojego ulubionego przyjaciela i go zobaczyłem. Leżał w kącie i gdy tylko mnie zobaczył, skulił się w narożniku, jakby chciał przejść przez ścianę. Podszedłem w jego kierunku powoli, lecz warczał.

Zagotowała się we mnie złość. Nasz Teddy, który miał być miły w stosunku do ludzi, warczał! Wyciągnąłem rękę, mając wymalowany uśmiech na twarzy. Starałem się być jak najbardziej delikatny, jednak ugryzł mnie.

- Oj nie, Teddy. Nie będziemy się tak bawić! - warknąłem na psa.

Zwierzak dostał kopniaka w głowę i leżał już grzecznie. Poszedłem po pistolet zawierający naboje usypiające. Kiedy pies spał w najlepsze, znalazł się na sali operacyjnej. Usunęliśmy mu kły. Teraz Teddy nie będzie już kąsał. Obsługa naszego laboratorium nie mogła się codziennie narażać na uszczerbek na zdrowiu.

Dostałem wreszcie wolne, och jak się cieszę! Mogłem siedzieć w mieszkaniu i karmić mojego węża żywymi myszami. Natura od zawsze stanowiła dla mnie zagadkę. Zastanawiało mnie, co czuła istota zapędzona w kozi róg - kiedy do jej umysłu dotarło, że nie było już żadnej formy ucieczki, że istniała dla niej jedynie alternatywa śmierci. Według mnie śmierć nie była okrutna, ani straszna. Nazywałem ją darem. Jedynie cierpienie przed nią zamieniało ten piękny termin w coś złowrogiego.

Zdarzało się, że ludzie, których znałem nazywali mnie potworem, ze względu na to, co robiłem. Co to w ogóle znaczyło? Jak mogłem być potworem, jeżeli od zawsze byłem człowiekiem. Przecież ktoś musiał wykonywać taki zawód. W zasadzie jako dzieciak chciałem być kimś innym jak dorosnę i myślę, że trochę się w tym wszystkim pogubiłem. Nie wiedziałem, co się ze mną stało. Tak samo nie wiedziałem, co się stało z ojcem, który przyrzekał nam, że zostanie. Nie miałem pojęcia, co się stało z mamą, kiedy zaczęła pić alkohol i przyprowadzać do domu coraz to nowych mężczyzn. Mama piła stanowczo za wiele. Nie zdawała sobie sprawy, że wielu z chwilowych tatusiów znajdowało rozrywkę, przypalając mi papierosem dłonie albo kopiąc mnie w brzuch. Do dzisiaj mam blizny po oparzeniach i ślady po przecięciach poniżej żeber. Oprawcy nazywali mnie cholernym grubasem, ponieważ od zawsze byłem bardziej pulchny od innych dzieci. Byłem też dość nieśmiały, dlatego czuli się bezkarni i nie martwili się, że powiem coś policji. Na szczęście te czasy już minęły, a ja mogłem patrzeć w lustro na zupełnie normalnego człowieka.

Powrót do pracy okazał się dla mnie niemałym zaskoczeniem. Nasz Teddy nie wydawał się dzisiaj skory do życia. Nie chciał nawet zjeść zmielonego królika, którego mój asystent dał tu przedwczoraj. Co ciekawe, pies leżał na boku, wpatrując się w pomarańczowe opakowanie karmy dla psów, na którym widać było dwa dobermany, kobietę i park w tle. Tłuścioch nie stawiał się, gdy wzięliśmy go na ręce i zanieśliśmy do małego tunelu aerodynamicznego.

Zamknąłem go w pojemniku, ustawiłem parametry i wcisnąłem przycisk startu. Pies wirował niczym bączek, zabawka dla dzieci. Jego postać zmieniła się w bezkształtną, jednolitą masę i po kilku minutach wypuściliśmy go. Sprawiał wrażenie, że będzie wymiotował, jednak uronił z pyska tylko kilka kropel. Teddy zachowywał się najlepiej ze wszystkich obiektów testowych. Dotychczas każdy zwierzak zwracał po tym doświadczeniu. Należał mu się zasłużony odpoczynek.

Wreszcie wychowałem sobie porządnego przyjaciela. Przynajmniej przestał wymiotować jak pierwszego dnia. Wieczorem nasz Teddy leżał przy siatce, wpatrując się w opakowanie psiej karmy i miałem wrażenie, że nawet nie mrugał. Zwierzak pochłaniał wzrokiem wizerunek dwóch dobermanów oraz szczęśliwej kobiety w parku. Pewnie gdyby tylko mógł, to już dawno znalazłby się tam, liżąc ręce babeczki na nadruku plastikowej torby. Chociaż bardziej stawiałem na to, że chciałby się najeść z tej pomarańczowej paczki. Cholerny grubas.

- Tęsknisz za innymi, piesku? w takim razie możemy to zmienić! - powiedziałem, zbliżając się do Teddy'ego. Chwyciłem bez wahania jego pysk, podnosząc mu górną wargę z boku. Ujrzałem to, co chciałem, czyli dziury w dziąsłach zamiast kłów. - Chodź, pobędziesz trochę z innymi pieskami. Dziś jest twój szczęśliwy dzień. Nie jestem człowiekiem bez serca. Potrafię zrozumieć potrzebę kontaktu.

Wpuściłem go do kojca zbiorczego, gdzie oswojone zwierzaki mogły się ze sobą bawić. Roześmiani z pomocnikiem poszliśmy na przerwę. Inne zwierzęta najwyraźniej nie lubiły Teddy'ego, ponieważ wrócił on stamtąd bez ucha, kulejąc na przednią łapę. Wieczorem nasz nieszczęśnik również siedział wpatrzony w uroczą ilustrację przedstawiającą właścicielkę z dwoma psami na worku żarcia dla psów.

Teddy zdechł po kilku dniach. W jego rany wdarło się zakażenie, a my nie mieliśmy dość antybiotyków, by go wyleczyć. Koszt nowego psa do testów był mniejszy, niż leki. Zwierzak zasnął wiecznym snem, mając pysk zwrócony w kierunku psiej karmy. Jego nieruchome oczy były wpatrzone w kobietę i jej dwa dobermany na spacerze, gdzie słonko przygrzewało z góry, a drzewa, a kwiaty ozdabiały teren wokół chodnika…

Mały, nienażarty skurczybyk - pomyślałem, kręcąc głową.

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation