Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 



obecnie numer 29 jest REDAGOWANY, jego redakcja zostanie zamknięta w dniu 1 lipca 2019 r.
  >>> w układzie tematycznym
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

Rozbieraj mnie powoli / Justyna Luszyńska

Od redakcji.

Tak to się zaczęło. W tym miesiącu finalizujemy ostatni etap drugiej edycji Ogólnopolskiego Konkursu im. Bolesława Prusa na opowiadanie młodzieży. Udało nam się w końcu wydrukować tomik wybranych opowiadań nadesłanych na konkurs, którego opracowania podjęła się nasza redakcyjna koleżanka Justyna Luszyńska. Rozpoczęliśmy również wysyłanie egzemplarzy autorskich osobom, których opowiadanie Justyna zakwalifikowała do druku.
Warto przy okazji wspomnieć, że to właśnie Justyna Luszyńska była laureatką pierwszej edycji tego konkursu za jej opowiadanie: ROZBIERAJ MNIE POWOLI.
Opowiadanie to było publikowane w Miesięczniku MUTUUS oraz nie ukazującym się już miesięczniku WOBEC. Drukiem opowiadanie ukazało się w antologii pokonkursowej wydanej nakładem wydawnictwa Art Line.
Postanowiliśmy przypomnieć opowiadanie Justyny i publikujemy poniżej. Nie pytałem się jej o zgodę - mamy prawo do publikacji na mocy regulaminu konkursu. A Justyna prebywa obecnie na wakacjach w słonecznych Włoszech - niech ponowna publikacja jej opowiadania będzie dla niej niespodzianką.

(redaktor naczelny Janek JK)




 

Znalezione obrazy dla zapytania konkurs literacki im bolesłąwa prusaStał przede mną i wpatrywał się uporczywie w moją twarz. „Nie zawstydzisz mnie”, pomyślałam i utrzymywałam wzrok na jego czekoladowych oczach, dopóki nie zobaczyłam delikatnych zmarszczek w ich kącikach. Zaśmiał się i odwrócił na chwilę twarz w drugą stronę. Nie pozwoliłam sobie na to samo. Stałam nieruchomo z zaciętą miną, czekając na jego kolejny krok. Wiedział, że ma swoistego rodzaju władzę nade mną, tak samo jak miał ją nad niemalże każdą inną kobietą. Roztaczał wokół siebie aurę tajemniczości i sprawiał, że czułyśmy się piękne i pożądane. Jego priorytetowym pragnieniem było posiadanie. Jeżeli czegoś lub kogoś chciał, musiał to zdobyć. Tym razem życie złożyło się tak, że chciał mnie. Ja jednak nie należę do kobiet, które można po prostu sobie wziąć, rozebrać i rzucić do łóżka, otulić kołdrą, wycałować, dotknąć każdego skrawka ciała, a potem się wymknąć tak, by się nie obudziły. Nie potrafię być przygodą, wspomnieniem. Ja wolę się wgryźć, być rozbierana z kolejnych warstw powoli – najpierw mój śmiech, potem łzy, wspomnienia, dusza. I kiedy stanę przed tobą kompletnie naga, rozebrana ze wszystkich myśli… Nie będziesz chciał mnie wypuścić z rąk. Ja jestem kobietą, którą będziesz się delektował, której będziesz się bał dotknąć, a jednocześnie tak rozpaczliwie będziesz pragnął mnie posiadać w każdy możliwy sposób. Nie jestem kobietą, która podchodzi do uprawiania miłości bez emocji.  Jestem kobietą przy której będziesz chciał się obudzić rano, zaparzyć jej kawę, zrobić śniadanie. Jeżeli nie myślisz o poranku ze mną, nie myśl o mnie w ogóle.


            Znałam siebie wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że znajdzie na mnie sposób. Widziałam to w zagryzanej przez niego wardze, w rękach błądzących, szukających mojego dotyku. Nie mógł mnie tknąć i doprowadzało go to do szaleństwa. Ba, to żadne odkrycie – zawsze najbardziej chcemy tego, czego nie możemy mieć. Gdy coś posiadamy, zdaje nam się to z czasem boleśnie zwyczajne. Mogłabym z nim iść. Chciałam z nim iść. Mój rozsądek nie pozostawiał mi jednakże złudzeń – gdy mnie dostanie, nie będzie mnie już pragnął. Nasyci się tą, o którą musiał przez chwilę walczyć i zapomni. Bo zdobędzie mnie jak każdą inną; z dziecinną łatwością.


- Nikt się nie dowie – szepnął mi do ucha, a niski ton jego głosu przyprawił mnie o gęsią skórkę.


- Nie przyszłam tu sama – broniłam się.
Znów się delikatnie zaśmiał i odwrócił za siebie.
- Z nim? – wskazał ruchem głowy mojego partnera – Jesteś zbyt piękna, by towarzyszyć komuś takiemu.
Nie uważałam tak. Byłam jednak zdania, że związek z człowiekiem, z którym pojawiłam się na przyjęciu był bez sensu. Tak to jest, gdy ludzi boli samotność. Spotka się dwoje takich i myślą, że coś mogą zaradzić, jeśli tylko usiądą razem do stołu i beznamiętnie od czasu do czasu się do siebie przytulą. Nie zawsze jednak dwoje samotnych ludzi jest w stanie zabić nawzajem swoje samotności. Czasem samotność staje się  przez to dwa razy większa.
- Jestem z nim – obstawałam przy swoim.
Czułam jak bije mi serce. Dlaczego tak bardzo chcemy tego, co nieosiągalne? Dla niego nieosiągalne było moje ciało. Dla mnie, jego dusza.
- Dobrze. Nikt nie mówi, że musisz przestać. Co byś powiedziała na krótki romans? Romans, nic więcej.
Przejechał dłonią po moim ramieniu, ponownie przeszedł mnie dreszcz. Nie każdy mężczyzna potrafił mnie dotykać. Wiedziałam, że gdyby on to zrobił, nie nasyciłabym się. Do końca życia postałby bolesny niedosyt. Potrząsnęłam głową na znak sprzeciwu. Opór jednak był coraz słabszy. Czułam zapach jego wody kolońskiej.
- Nikt się nie dowie. Jedna noc. Rano obydwoje o tym zapomnimy.
            Mówił tak straszne rzeczy. Jedna noc, zapomnienie! A przecież ostatnią rzeczą, której pragnęłam, było istnienie w czyjejkolwiek pamięci jako nic nie znaczący epizod. Nie chciałam być epizodem, nie jestem nim i nigdy nie będę! Jestem książką, którą ktoś w końcu musi przeczytać. I nie będę epizodem w niczyim życiu. Jeżeli już się w nim pojawię, to jako rozdział. Długi, wyciskający łzy z oczu rozdział. Taki, do którego się wraca, odczytuje od nowa i tęskni się. Tak bardzo się do niego tęskni! Jak do wiersza, który miało się okazję przeczytać tylko raz i potem został gdzieś na dnie pamięci, zaledwie we fragmencie i nie wiadomo, gdzie szukać, a pragnie się go odczytać raz jeszcze, bo poruszył na moment niebo i ziemię! Poruszył serce, poruszył umysł i duszę! Jak piosenka usłyszana tylko raz, która przyszła do głowy  niespodziewanie i nie sposób przypomnieć sobie jej kontynuację, więc śpiewamy w kółko dwa wersy, które urywane w najpiękniejszym momencie aż proszą się o zakończenie. Nie będę epizodem, nic nie znaczącym zdaniem na tle setek stron.
- Dobrze – zgodziłam się – Romans na jedną noc. Ale na moich warunkach.
Przez chwilę patrzył na mnie, jakby zbity z tropu, lecz szybko się opanował. Na jego twarzy pojawił się arogancki uśmiech.
- Chcesz dyktować warunki?
Kiwnęłam głową.
- Dobrze – zgodził się – Romans na jedną noc. Na twoich warunkach.
Wtedy jeszcze nie wiedział na co się zgadza.
            Odkleiłam się od ściany i ruszyłam w stronę wyjścia. Odczekał chwilę i ruszył za mną. Bez słowa śledził moje kroki, próbując nadążyć. Nie zadawał pytań. Posłusznie wyszedł za mną z budynku, przeszedł przez jezdnię. Miasto spało, gdzieś w oddali słychać było muzykę. Ludzie od dawna leżeli w łóżkach, gdzieniegdzie plątali się pijani lub zakochani. Zwolniłam i odetchnęłam. Mimo tego, że była to letnia noc, wiatr otulał przyjemnym chłodem. Latarnie dawały przymglone światło, Księżyc prezentował się w połowicznej odsłonie. Szłam z głową w górze, szukając spadających gwiazd.
- Gdzie idziemy?  - przerwał moje zamyślenie. Twarz miał zaniepokojoną, minęliśmy bowiem już drugi hotel – Jeśli to jakaś gierka…
- Zamknij się – poleciłam mu. Oburzył się na sekundę lub dwie. Następnie znów zaczął grać swoją rolę.
- Lubisz rządzić, co?
Nie odpowiedziałam mu. Skręciłam w wąską ścieżkę między drzewami. Panował tam półmrok. Szedł za mną posłusznie, a ja zaczęłam powątpiewać w słuszność podjętej decyzji. Zatrzymałam się przy stawie i usiadłam na trawie. Poczułam wilgotną rosę, łaskoczącą moje łydki. Przysiadł się i ku mojemu zdziwieniu milczał. Nie zawiódł mnie jednak – już po minucie jego ręka błądziła po moim kolanie. Wstałam i przykucnęłam za nim, zakryłam mu oczy.
- Co robisz? – spytał zaniepokojony.
- Zaufaj mi.
- Nie znam cię, jak mam ci ufać?
- A jednak spać ze mną chcesz.
Zamilkł. Uniosłam jego głowę do góry i odsłoniłam jego oczy. Spojrzał w niebo i wydał z siebie stłumiony okrzyk zachwytu. Wskazałam mu ręką wszystkie znane mi konstelacje gwiazd. Słuchał i nie przerwał mi ani razu. Wiedział, że aby osiągnąć to, czego chce, musi pozwolić mi mówić. Gdy skończyłam położyłam się z powrotem na trawie. Przez chwilę leżałam nieruchomo wpatrując się w sklepienie niebieskie i zastanawiając się nad tym, jakie to wszystko jest ogromne. Wszechświat jest olbrzymi, a my znaczymy mniej niż kurz zbierający się na nieużywanych encyklopediach. My, ludzie, mamy o sobie tak wielkie mniemanie, a jesteśmy tak mali. Nasze decyzje, czyny, słowa, znaczą tyle co nic. W porównaniu ze starym światem, nasz marny żywot porównać można do mrugnięcia okiem. Szybkie i nic nie znaczące.
            Po kilkunastu minutach uznałam, że czas iść dalej. Bez słowa się podniosłam i spojrzałam na niego, prawdopodobnie pierwszy raz od wyjścia z zabawy. Twarz miał zamyśloną, a włosy lekko rozwiał mu wiatr. Wyglądał prawdziwiej, lecz wciąż sztucznie.
- Dokąd idziemy teraz? – spytał.
- Znam jedno ciekawe miejsce – odparłam, a uśmiech sam nasunął mi się na usta.
- Pierwszy raz widzę jak się uśmiechasz.
Wzruszyłam ramionami.
- Wyglądasz łagodniej, gdy to robisz. I mogłabyś to robić częściej.
Nie odpowiedziałam mu. Odnalazłam jednak jego rękę i splotłam swoje palce z jego. Szłam przy jego boku, chwilami ocierając się o jego ramię. Nie odwzajemniał uścisku mojej dłoni, jakby się bał, iż to będzie znaczyć coś więcej, niż splątanie się ciał. Nie miałam zamiaru go puścić. Powoli się uspokajałam i rozluźniałam. Milczenie przestało być pełne napięcia. Wiedziałam doskonale, że zachodzi w głowę i oddałby wiele, by dowiedzieć się w końcu, co planuję. A ja nie miałam żadnego planu. No, może tylko kilka punktów, które chciałam zrealizować.
- Jest taki wiersz… - zaczęłam nieśmiało i wyrecytowałam mu go. Wysłuchał całego, a potem słuchał, gdy mówiłam jak go interpretuję. Mówiłam o tym, dlaczego jest tak wyjątkowy, dlaczego każdy powinien go znać i czemu trzeba słuchać, gdy ludzie mówią o sztuce. Bo sztuka to jedyna rzecz, która sprawia, że nic nie jest aż tak bardzo bez sensu, jakby mogłoby się wydawać. Dzięki niej, nawet kurz leżący na encyklopedii może mieć swoje przeznaczenie. Być może otula książki, by chronić je, uciszyć ich samotność i uczucie bezużyteczności. Bo co jeżeli książki cierpią, gdy nie są czytane? Co z tymi, które zostały ledwo  rozpoczęte i nigdy nie dokończone? Co z tymi, których strony były pieszczone ludzkimi pacami zaledwie raz? Czy są szczęśliwsze, gdy ich kartki splamione są łzami, oblane kawą, gdy czytane po raz piąty pod rząd towarzyszą przy śniadaniu? Co z obrazami, które zostały zniszczone zaraz po namalowaniu? Co z tymi, które zostały skrytykowane, skradzione? Co z niedokończonymi szkicami? Co z muzyką, która była zbyt nieśmiała, by  zabrzmieć? Co z melodią, której nikt nie słucha? Co z instrumentami, na których nikt nie chce grać? 
- Sztuka – dokończyłam – to ludzie. Sztuka jest jedyną rozsądną odpowiedzią na pytanie „ Jaki jest sens istnienia?”.
Gdy skończyłam swój monolog, nastała krótka cisza. Nie liczyłam, że coś powie. Nie był tam ze mną, by dyskutować. Nie musiał mnie nawet słuchać. Zastanawiałam się nawet czy słowa przeze mnie wypowiedziane w ogóle do niego dotarły, gdy powiedział:
- Sztuka to nie tylko książki, obrazy i muzyka.
- Nie?
Potrząsnął delikatnie głową.
- Sztuką może być bukiet kwiatów, trzymany przez pannę młodą. Stół zrobiony przez stolarza – zastanawiał się przez chwile – Człowiek to sztuka, ale nie tylko w pojęciu jego duszy. Twoje niebieskie oczy, starające się ukryć blask. Dreszcz, przeszywający twoje ciało. Palce oplecione wokół moich. Pierś unosząca się od oddechu. Intymność to sztuka. Umiejętność dotykania kogoś w taki sposób, by odebrać mu dech, doprowadzić do utraty zmysłów. Nie da się tego wytłumaczyć w żaden naukowy sposób.
Przerwał, a ja czułam, że mógłby mówić więcej. Przerwał, by się opanować. Jak ja starałam się opanować, kiedy stałam pod ścianą i mu odmawiałam. Tak on teraz opierał się mi. Zatrzymał oddech i natłok myśli. Dotarliśmy na miejsce. Spojrzałam na niego rozbawiona i się uśmiechnęłam.
- Wiedziałeś, że w tym mieście można kupić lody w dowolnej porze dnia i nocy?
Przed nami malowała się budka z lodami. Przyozdobiona czerwonymi kwiatami. Właściciel drzemał na krześle, a interesu pilnował stary owczarek niemiecki, który na nasz widok poruszył się niespokojnie, trącając swojego pana. Mężczyzna obudził się i spojrzał na nas zamglonymi oczyma.
- W czym mogę pomóc? – spytał podnosząc się ciężko z krzesła.
- Poprosimy dwa lody. Jaki smak? – zwróciłam się w jego stronę. Wyglądał jak zagubione dziecko – Masz jakiś ulubiony smak?
Pokręcił przecząco głową.
- Poproszę białą czekoladę i malinę dwa razy – wyrecytowałam.
Lodziarz zajął się nakładaniem lodów, a my staliśmy w ciszy. Ścisnęłam mocniej jego rękę.
- Jaki sens ma sprzedawanie lodów w nocy? – spytał lodziarza.
Tamten, oderwany od pracy, spojrzał na niego nieprzytomnie, poprawił sobie czapkę i dopiero odpowiedział:
- A jakie jest prawdopodobieństwo, że komuś zachce się lodów o… - zerknął na zegarek –  trzeciej nad ranem?
- Praktycznie zerowe – odpowiedział mu natychmiast.
- A jednak tu jesteście. Gdyby mnie tu nie było, straciłbym klientów – odparł i mrugnął do mnie okiem.
Wzięliśmy lody, zapłaciliśmy, życzyliśmy panu dobrej nocy i ruszyliśmy dalej.
- Co jeszcze wymyślisz? – spytał zniecierpliwiony kończąc pierwszą gałkę lodów.
Wzruszyłam ramionami.
- Jest już późno. Nie na to się zgadzałem…
- Zgodziłeś się na moje warunki – przerwałam mu.
- Tak, ale…
Z jakiegoś powodu nie dokończył. Szliśmy powoli w stronę centrum miasta, Co chwilę mijaliśmy jakichś przechodniów. Młodych ludzi udających trzeźwych i takich, którzy wcale tacy nie byli i nawet nie próbowali udawać. Parę staruszków, która w milczeniu spacerowała po parku, trzymając się pod rękę. Kobietę, prawdopodobnie wracającą z pracy do domu.
Wskoczyłam na wąski murek i starałam się utrzymać równowagę. Jego uścisk po raz pierwszy się wzmocnił.
- Spadniesz – ostrzegł.
- Złapiesz mnie – odparłam zadziornym tonem.
- Nie mam zamiaru cię łapać.
- Więc pozwolisz mi spaść – skwitowałam i w tej samej chwili ześlizgnęła mi się noga i straciłam równowagę. Spadłam prosto w jego ramiona, które wbrew ostrzeżeniom złapały mnie odruchowo bez nawet najmniejszego zawahania się. Moja twarz niebezpiecznie blisko jego twarzy.
- Złapałeś mnie – wyszeptałam.
- A ty nie masz wcale niebieskich oczu.
- Nie mam.
- Czemu nie wyprowadziłaś mnie z błędu?
Wzruszyłam ramionami.
- Po co miałabym to robić? To romans tylko na jedną noc.
Po tych słowach bez namysłu zbliżyłam się i pocałowałam go. Nie zachłannie, lecz delikatnie pozwalając motylom w moim brzuchu tańczyć najpiękniej jak tylko umiały. Zdziwiony odwzajemnił pocałunek, przyciskając mnie do siebie. Wyswobodziłam się z jego objęć i wyciągnęłam w jego stronę rękę.
- Idziemy dalej?
Złapał ją i mocno ścisnął. Szliśmy w milczeniu może piętnaście minut… Gdy dotarliśmy na miejsce. Nieduża restauracja z błękitnymi okiennicami i przyciemnianym wewnątrz światłem. Na werandzie kwitły kwiaty, a ze środka dało się słyszeć spokojną francuską piosenkę. Zamknęłam na chwilę oczy i poczułam przeszywające mnie szczęście.
- Zatańcz ze mną – poprosiłam go.
- Nie, nie ma mowy. Nie potrafię tańczyć – bronił się, lecz na marne. Podeszłam do niego i położyłam jedną jego dłoń na swoim biodrze, drugą chwyciłam. Nie mógł, być może nie chciał, się sprzeciwiać. Tańczył ze mną w rytm francuskiej piosenki na środku pustej ulicy. Nawet nie wiem kiedy przytulił mnie do siebie i nucił ją zatopiony między moimi rozpuszczonymi włosami. Muzyka się skończyła, a my dalej, niczym w transie kołysaliśmy się w swoich ramionach, jakby świat się nagle zatrzymał. Gdy w końcu znieruchomiał, wiedziałam, że już czas dać mu to, czego tak bardzo pragnął. Biegiem ruszyłam do najbliższego hotelu i poprosiłam o pokój. Zamknęliśmy się w nim i bez słowa mnie rozebrał, rzucił na łóżko i… nie wiedział co ze mną zrobić. Scałował każdy kawałek mojego ciała, co chwile zerkając w moje rozbawione oczy. Dopytywał, co mnie śmieszy, lecz nie mogłam mu odpowiedzieć. Nie mógł wiedzieć, że rozebrałam go pierwsza; że dostałam się do jego głowy i miałam zamiar zostać tam, jako calusieńki rozdział. Jako zagadka, której nie był w stanie pojąć. Do rana badał moje ciało, a gdy skończył nie wymknął się, tylko położył obok i przyległ do mnie ściskając tak mocno, jakby chciał, by nasze serca się dotknęły. Wypuścił mnie z ramion i kazał mi powtórzyć wiersz, który wyrecytowałam mu wcześniej.

Tańcz ma Miłości
walca wiedeńskiego
wśród kropli deszczu pod tęczą

Nie będę pamiętać
niczego złego
Duszę ci oddam
zwiniętą

Tańcz ma Miłości
muzykę słyszę
Śpiewa ci serce piosenkę

Wiem ze nie umiesz
Kroków nie znasz
Niech cię prowadzi
za rękę

Nie bój się cierpieć
Nie lękaj się bólu
Zapomnij o dniu wczorajszym

Nie płaczesz dzisiaj
Nie chcesz umierać
Szczęście ci w oczy
patrzy

Spróbuj Miłości
Jesteś przepiękna
Cudowną ubrałaś sukienkę

Tańcz ma bezbronna
Tańcz ma namiętna
Niech cię prowadzi
za rękę.

            Gdy skończyłam ujął moją twarz i całą ją scałował. Potem leżał i patrzył w moje oczy.
- Chodź do mnie – zapraszał – Zrobię ci śniadanie i kawę.
Pokręciłam głową.
- Czemu nie? – zmartwił się.
- To miał być romans na jedną noc.
Przez chwilę milczał.
- Nie jesteś kobietą na jedną noc.
Zaśmiałam się.
- Nie jestem kobietą, którą można po prostu wrzucić do łóżka, a potem ją z niego wyprosić. Nie taka była nasza umowa. Nie chodziło tylko o to.
- Jak to nie? Romans na jedną noc. Jak to inaczej rozumieć?
- Romans to nie tylko rozebranie kogoś. W tym wszystkim najwięcej było romansu, gdy powiedziałeś mi o sztuce, zauważyłeś mój kolor oczu, tańczyłeś, choć nie było muzyki.
Zastanowił się.
- Nie, to była magia.
- Gdy w romansie nie ma magii, to nie ma romansu. Jest tylko nic nie znaczący akt. Trzeba było mnie wtedy wprost poprosić o seks. Chciałeś romansu, więc dałam ci to, o co nieświadomie poprosiłeś.
- Oszukałaś mnie.
- Przechytrzyłam. Niech to będzie dla ciebie nauczką.  Romans skończył się wraz z nocą i wraz z nocą ja odejdę.
Poruszył się niespokojnie jak pies lodziarza, nie pewny czy chcemy go okraść czy też tylko przechodzimy obok przypadkiem.
- Jest jakiś sposób, byś jednak została? Może zaproponuję ci romans na resztę tygodnia? Miesiąca? A może dopóki ci się nie znudzę?
Tym razem to ja się zaniepokoiłam.
- Gdy dostajemy to, czego pragniemy, przestajemy tego pragnąć – powiedziałam cicho.
Odgarnął z mojej twarzy włosy.
- Chyba, że dostajemy to, czego od dawna szukaliśmy – powiedział.

 

              

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation