Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 



obecnie numer 29 jest REDAGOWANY, jego redakcja zostanie zamknięta w dniu 1 lipca 2019 r.
  >>> w układzie tematycznym
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

Mój królewiczu / Oliwka Lejman

MIŁOŚĆ

 Królewicz leżał pod stołem i za żadne skarby świata nie chciał z stamtąd wyjść. Moje błagania, a nawet groźby na niewiele się zdały. On po prostu chce tam siedzieć i już. Nie wyjdzie dopóki ktoś go nie pokocha.  Jego wycie coraz bardziej przypominało skowyt. Przeszywał ściany lodowego zamku, ale nikt z zewnątrz tego nie słyszał. Albo nie chciał słyszeć. Nie wiem jak zareagować na osobę, która pragnie miłości. Miałam styczność już z gniewem, furią, złością, zazdrością, pychą, a  nawet żalem, ale miłości to jeszcze nigdy tak naprawdę nie uświadczyłam.

- O co ci tak naprawdę chodzi, co ? Mało masz bólu ? – zapytałam prowokująco.

- Ale miłość to nie ból. Ból to niemiłość.

- Nikt cię nie pokocha, dopóki ty nie nauczysz się kochać.

- Ale ja przecież umiem, nawet motylki mam w brzuchu- powiedział załamanym głosem i spuścił głowę.

- Twoje motylki to jeszcze nie motylki. Zrozum. Zamek z lodu to nie miejsce na miłość.

- Kiedy ja tak bardzo chcę, chcę … i chcę. A może… Ty mnie pokochasz ?

- Ja… że w sensie ja ? Ja nie, ja nie umiem. Ja to bardziej zauroczenie, ale żeby miłość od razu… Nie, do tego to i czas trzeba mieć i cierpliwość. Trzeba ją pielęgnować i dbać o nią. i nie można od niej odpocząć. Nie, przepraszam cię Królewiczu, ale musisz znaleźć kogoś innego.

 - Ale ja cię podrapię za uszkiem. i uniosę cię do góry, wysoko, wysoko.

- Ale ja cię nie potrzebuję…

                No nie, co on sobie myśli. Ja, jako zwykła dziewczynka nie angażuję się w daleko idące relacje. Relacja to uczucie. A ja ich przecież nie mam. Jako jedyny, wadliwy egzemplarz na ziemi nie potrafię z siebie wykrzesać choć odrobiny ciepełka. Mam ogniki w oczach, ale nie mają wiele wspólnego z moim temperamentem. Jestem jak cień, mgiełka, pyłek, co to wędruje po świecie, rzadko kiedy zauważany. Nie żebym narzekała. Brak uczuć, to brak problemów, jak mawiała moja mamka. W takim razie, dlaczego na swojej drodze spotykam ludzi, którzy cały czas ode mnie chcą jakichś emocji ? Ileż z tym zachodu. Czucie nie jest wygodne. O nie.

- Strunka, ale ja cię potrzebuję, no proszę. Tylko tak na chwilkę. Powiedz, że mnie kochasz.

- Kocham cię. – powiedziałam po chwili zawahania. Ale niewygodne to. i tak nieprzyjemnie dławi w gardle. Wcale się nie dziwię, że ludzie nie mówią tego często.- A teraz ty.

- Kocham cię, Strunka.- Królewicz spojrzał na mnie cały przejęty. – i jak ? Czujesz ciepełko ?

- Nie wiem. Nigdy nie czułam ciepełka, więc nie wiem co to.

- To tak, jakbyś wskoczyła do gorącego naleśnika. Czujesz ? -  spytał nagląco.

- Tak jakby… Powiedz jeszcze raz.

- Kocham cię bardzo, Strunko.

- Tak, teraz czuję, bardzo wyraźnie.

- i jak ?

- Całkiem przyjemne. Ale teraz jak sobie pójdę, to będzie ból. Mówiłam ci. On jest wszędzie.

- Nie, nieprawda Strunko. Mogę cię kochać, jak będziesz u siebie. Pomacham ci. Pomachasz mi też?

- Pomacham, ale jak powiesz mi jeszcze raz, że mnie kochasz.

- Kocham cię, Strunko.

                Gdy leżałam na chmurce spojrzałam w dół. Była straszna mgła, ale dojrzałam długi nadgarstek machający mi zawzięcie. Odmachałam delikatnie i zamknęłam oczy. Cały czas czułam ciepełko. Jakbym była gorącą kawą  albo promyczkiem słońca, ale nie tego po południu, raczej tego tuż o świcie. Strasznie dziwne wydawało mi się kogoś kochać. Teraz muszę o tym pamiętać, nie wolno mi o tym zapomnieć.

Rano jego rączka wciąż machała, więc zeszłam na dół i stanęłam na wprost mojego Królewicza. Jest bardzo, bardzo wysoki. Jego oczy są ciemne, a twarz wyraźnie zarysowana. Blond włosy lekko potargane po spaniu, a uśmiech jakiś taki kapryśny, ale niewymuszony.

- Witaj Królewiczu- powiedziałam cichutko i potarłam noskiem o jego nosek na powitanie.

- Witaj Strunko. Kocham cię, Strunko. Pamiętasz ? – zapytał jakby z obawą, że już się rozmyśliłam.

- Pamiętam. – odpowiedziałam uspokajająco. – Kocham cię też, Królewiczu.

Razem zeszliśmy na południowy taras lodowego zamku i usiedliśmy w pnączach kwiatów. W powietrzu unosił się słodki zapach, a ja czułam rosnące ciepełko. Wolno oddychałam i lekko przymknęłam powieki. Czułam na sobie wzrok Królewicza, ale nie chciałam psuć tej chwili, więc tylko chwyciłam go za mały palec. Siedzieliśmy tak przez długi czas, aż nie przyszedł do nas Amsterdam.

- Strunko, pozwolisz, że poproszę cię do tańca.

- Ależ Amsterdamie…- spojrzałam na rozczarowany wzrok Królewicza. Nie zobaczyłam tam złości. A chciałam . W momencie, gdy wstałam rozległa się cicha melodia. Ujęłam dłoń Amsterdama i zaczęliśmy wirować po całym tarasie. Żadne z nas nie spuszczało z siebie wzroku. Znowu poczułam ciepełko, więc powiedziałam :

- Kocham cię, Amsterdamie.

- Nie możesz mnie kochać, Strunko. Kochasz Królewicza.

- Ale ja czuję ciepełko. – powiedziałam uparcie.

- Ciepełko to nie miłość. – w tym momencie Amsterdam okręcił mną i nagle znikł, równie szybko jak się pojawił. Ze spuszczoną głową wróciłam do Królewicza. Ten wstał i złapał mnie za paluszek.

- Wciąż cię kocham, Strunko. i uniosę cię wysoko, wysoko, wysoko, aż na twoją chmurkę. Tylko powiedz mi, że też mnie kochasz.

- Kocham cię, Królewiczu.

                Gdy chciałam już iść, jeszcze raz obejrzałam się za siebie. Nie widziałam w nim złości. Wciąż.

 

ZŁO

 - Przepraszam, masz może ogień ? – za mną stała długa pani. – Dżaga jestem.

- Strunka- podałam jej rękę. Spojrzała się na nią krzywo i odpowiedziała:

- Ojej, co się stało ? Dlaczego twoje paznokcie są takie ?

- Są czyste.- odpowiedziałam uparcie.

- Masz ten ogień, czy nie ? – ponagliła zniecierpliwiona.

- Zimno ci ? Mogę pożyczyć ci szaliczek. i rękawiczkę. Ale jedną.

- Nie chcę ciepła. Chcę dymu. Dużo dymu.

- Dym jest zły.

- Nie lubisz zła ?

- Zło jest brudne.

- A co to zło ?

- To jak niemiłość bez ciepełka.

- A ty jesteś zła ?

- Nie, chyba nie. A ty jak myślisz ?

- Myślę, że potrzebuję ognia. Masz ?

- Nie mam…Powinnam być zła ?

- Jak sobie chcesz. Powinnaś być… sobą.

- A ty jesteś sobą Dżaga ?

- Nie. Mam firankę na twarzy.

- Dlaczego ?- nic nie rozumiałam. Wszystko mi się plątało. Zadawałam tylko pytania, a czułam się, jakbym wchodziła do jaskini, głębiej i głębiej.

- Bo jak nie miałam firanki, to byłam bezbronna.

- Co to znaczy bezbronna ?

- To znaczy, że każdy mógł mnie skrzywdzić.

- A teraz już nie ?

- Nie, bo mam firankę.

- i dym ….

AKCEPTACJA

- Strunko, co robisz ?

- Sprawdzam, czy jak podniosę do góry brodę to będę mogła podrapać się po małym palcu lewej nogi.

- Możesz ?

- Nie mogę. Właśnie nie mogę.

- Dlaczego ?

- Bo mam krzywą brodę. i za krótką rękę. i odstający palec. i małą lewą stopę. i jeszcze oczy dziwnie mrużę jak mówię.

- i co z tego ?

- Teraz muszę skakać po chmurach i pić tylko deszcz.

- i co wtedy ?

- Wtedy będę ładna.

- Teraz jesteś ładna. i za trzynaście minut też będziesz ładna. i za osiem dni też będziesz ładna.

- Nie, nie będę.

- Będziesz.

- Nie.

- Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła ?

- Nic.

- Powiedzieć, że jesteś ładna, jeszcze raz i jeszcze raz ?

- Nie. Nie potrzebuję tego.

- W takim razie czego potrzebujesz ?

- Ja muszę to powiedzieć…

 

 

CIAŁO

                A Strunka myślała: „Królewicz leżał okryty poranną mgłą. Był nagusieńki. Jak go Bozia stworzyła. i widziałam jego pępek. i łokieć. i kolano i łydkę. Nawet szyję i obojczyk. Jego brzuch falował, starał się wyrównać oddech. Usta wąskie i długie delikatnie układały się w uśmiech. i cały czas trzymał mnie za palec.”

                A Królewicz myślał : „Strunka leżała okryta poranną rosą. Jej blada skóra błyszczała w promieniach wschodzącego słońca. Widziałem jej żebra i biodra. i dołeczek w brodzie. i piętę i nosek. i krągłości, krzywizny, płaszczyzny… usta pełne i rubinowe delikatnie układały się w uśmiech. i cały czas trzymałem ją za palec.”

                Oboje doświadczali czegoś, na co stać tylko ludzi dojrzałych i mądrych. Którzy widzą miłość w czymś więcej niż tylko w pustych słowach. Delektowali się sobą nawzajem i nie potrzebowali zbędnych wyjaśnień do opisu swoich świątyń. Złączyli się w jedność, której nikt nie powinien rozłączać. Pozbyli się wstydu i uprzedzeń, zaczęli wdrapywać się już na całkiem inną górę. Na górę, która dawała życie.

 

KONTROLA

 

- Strunko, co się dzieje ?

- Wszystko jest dobrze.

- Coś cię boli ?

- Nie.

- Coś się stało ?

- Nie.

- Widzę, że coś jest nie tak.

- Sama sobie poradzę.

- Ale kamienie są ciężkie.

- Dam radę.

- Pilnujesz ?

- Pilnuję. Jak pies. Dzień i noc. Nieustannie. Pilnuję siebie przed samą sobą. Żebym nie wpadła w sidła swojego kurczliwego umysłu, który kazał mi wbijać się w ramy, które zabierały mi tlen. Pilnuję przed swoją słabością, przed lękiem, przed uzależnieniem. Pilnuję, aby nikt mnie nigdy nie skrzywdził, a przede wszystkim ja sama.

 

  

 

                Strunka nie była. Strunka czuła. Nie wiedziała co dokładnie się z nią dzieje, ale na pewno było to coś nowego. Jakby ktoś ją łaskotał po stopie albo szeptał jej miłe słówka do uszka. Czuła się po prostu spokojnie. Obok był jej Królewicz. Z całym jego poplątaniem w oczach. Cały czas trzymał ją za mały palec. Razem chodzili po ciemnym i zimnym lesie. Razem się śmiali z szarych ludzi, i ich pustych oczu. Razem tańczyli wieczorami, tak po cichutku tylko dla siebie.

                I te oczy. Za te oczy Strunka była gotowa zrobić wszystko. A wzrok oczu Królewicza był czuły i zawsze długi, bo tak długo jak patrzał na Strunkę, tak długo czuł, że już nic złego mu się nie stanie.

                Oboje byli dla siebie kimś więcej niż tylko kochaniem. Ale oboje nie wiedzieli, czy istnieje coś takiego jak nadmiłość, ale oboje ją wyraźnie czuli. Uczucie, którego nie mogli nazwać, ale wyraźnie się rozlewało w ich serduszkach każdego dnia.

                I pewnego dnia oboje usłyszeli melodię tej samej piosenki. Tak prostej i tak delikatnej, że nie byli w stanie jej w pełni usłyszeć. A wszystko to było okryte uczuciem wstydu siebie nawzajem, bo oboje nie wiedzieli jeszcze, że to co czują kiedyś ich połączy na zawsze, w jeden wspólny organizm, oddychający tak samo i tym samym.

                Ale Strunka cały czas się dławiła. Niepewnością, strachem, obawą. Czy Królewicz aby na pewno nie puści jej małego palca ? Czy nie pójdzie szukać kogoś, kto stoi za Strunką ?

 

 

TĘSKNOTA

                Strunka skręcała się i wiła, a z jej oczu nieustannie płynęły rzewne łzy. Kryształowe łezki, zimne, spadające kaskadą na jej mglistą sukienkę. Strunka nie wiedziała co ze sobą zrobić. Czuła ogromną bezsilność. Czuła się kompletnie sama w tym wielkim świecie. Jakby ktoś ją oszukał, jakby ktoś jej coś zabrał. Jakby ktoś nagle wyrzucił ją z ciepłego naleśnika.

                Bo Królewicza zabrakło. Nie odszedł daleko. Nie odszedł na zawsze. Ale odszedł. i mimo iż Strunka wiedziała, że jeszcze chwila i znów będzie ją trzymać za mały paluszek, teraz nie wiedziała kompletnie nic. Po prostu płynęła razem z żalem jak ogromny statek po wzburzonych falach. Topiła się i topiła, a Królewicza nie było. Nie mówił jej jak ma oddychać.

                Strunka była niekompletna. Jak coś zepsutego.

                Strunka była sama. Po prostu sama.

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation