Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 



obecnie numer 29 jest REDAGOWANY, jego redakcja zostanie zamknięta w dniu 1 lipca 2019 r.
  >>> w układzie tematycznym
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

Emisariusz / Kamil Przelicki

Awatar autora Pawłą Przelickiego

  1. Wspomnienia

Trzydzieści dwa lata, tyle czasu minęło od nastania apokalipsy. Nikt nie był na to gotowy, nikt nawet nie myślał, że coś takiego może się zdarzyć.

To był ważny dzień dla miasta Harran. Pierwszy raz miały się tam odbyć igrzyska olimpijskie i po raz pierwszy miała się na nich pojawić się nowa dyscyplina. Pochodzący z Francji
le Parkour już od początku cieszył się dużą popularnością. Sport ten wymagał od uprawiających go bardzo dobrej kondycji i dużej siły fizycznej.

Pierwsi uczestnicy już się przygotowywali. Zawodnicy byli podzieleni na drużyny składające się z pięciu osób każda. Dyscyplina przypominała berka, ale była dużo bardziej dynamiczna. Na arenę wypełnioną przeszkodami wchodziły dwie osoby, jedna goniła, druga uciekła. Każdy musiał wykazać się dobrą sprawnością i sprytem, aby wygrać.

Trwała rozgrywka pomiędzy drużyną niebieską i żółtą. Brecken, jako przedstawiciel tej drugiej, był bardzo zestresowany, wiedział, że jego drużyna potrzebuje jeszcze jednego punktu, aby wygrać. Obaj uczestnicy się ustawili. Sędzia zaczął odliczanie i wystartowali. Brecken, który był w roli uciekającego, wstrzymał się z biegiem, czekał na ruch przeciwnika. Ten pobiegł przed siebie, więc Brecken skręcił w lewo i zrobił wślizg pod barierką. Przez sekundę patrzyli się na siebie i zaczęli dalej biec. Nagle, z widowni rozległ się krzyk. Zawodnicy zatrzymali się i spojrzeli w stronę trybun. Dostrzegli mężczyznę całego we krwi. Ludzie w panice zaczęli uciekać, a ochrona chciała powstrzymać napastnika. Coraz więcej osób zaczynało ze sobą walczyć. Światła zgasły i rozległ się huk strzału. Gdy włączyło się zasilane awaryjne, Brecken zaczął uciekać. Kiedy dobiegł do drzwi, ktoś go zaatakował. Trudno było określić, kto. Twarz miał zmasakrowaną, na rękach widniały rany od noża. Nie było jednak czasu, aby stać i patrzeć. Chociaż Brecken uważał się za pacyfistę, musiał walczyć. Udało mu się odepchnąć napastnika. Szybko chwycił gaśnice, która była na ścianie i zabił nią napastnika. Wiedział, że albo on albo ten drugi. Prędko wybiegł przez drzwi i zobaczył zniszczone miasto. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi, to była prawdziwa apokalipsa. Ludzie zmieniali się w przerażające potwory, które miały tylko jeden cel... Nie było czasu na zastanawianie się, trzeba było uciekać. Nie znał tego, położonego w środkowej Afryce, miasta. Pochodził ze Stanów Zjednoczonych, z zachodniej Virginii, miejsca idealnego, by ćwiczyć parkour.

Był jednym z najlepszych, więc chciał uciekać po dachach. Niestety nie zdążył. Znowu został zaatakowany. Nie miał czasu, by się obronić. Zarażony ugryzł go w rękę. Brecken tracił krew bardzo szybko, tuż przed utratą przytomności, zobaczył upadającego napastnika.

Tydzień później obudził się na łóżku szpitalnym, ale nie był to szpital. Ludzie, którzy ocaleli podczas masakry, zrobili schronienie w jednym z najwyższych budynków w mieście. Brecken czuł się już lepiej, więc postanowił się rozejrzeć po budynku. Dowiedział się, że w mieście wybuchła epidemia zombie (choć Brecken zafascynowany meksykańskim „dia de muertos” wolał nazywać zarażonych "muertos", co oznaczało "martwy"). Wszyscy, którzy przeżyli, schronili się w tym wieżowcu, który dla wygody nazwali "wieża".

To, na co ludzie zachorowali, nie było wcześniej znane. Do dnia dzisiejszego nie opracowano lekarstwa, które pozwoliłoby uleczyć zarażonych, ale stworzono lekarstwo, które jest w stanie na jakiś czas powstrzymać zmianę w jednego z muertos. Ten lek to antyzyna.

Dla bezpieczeństwa pozostałych obywateli, rząd odciął miasto od reszty świata, ale codziennie zrzucano z samolotu zapasy antyzyny. Brecken zaczął pomagać ludziom z wieży.

Po czterech latach, odkąd stał się jednym z mieszkańców, miała miejsce jedna z najgorszych akcji. Dotychczasowy przywódca ocalałych dał się zaskoczyć ogromnej hordzie muertos i zginął. W wieży przeprowadzono głosowanie na nowego lidera. Brecken był na tyle szanowany, że to właśnie jego wybrano.

Ludzie pomimo zaistniałej sytuacji radzili sobie coraz lepiej. Mieli w wieży naukowców, którzy pracowali nad lekiem na zarazę. Może nawet udałoby się taki stworzyć, gdyby nie jeden człowiek. Kyle Crane, przez niektórych nazywany człowiekiem znikąd. Prawie udało mu się zabić Breckena, ukradł badania dotyczące leku i wypuścił muertos poza miasto. Jedni nazywają go bohaterem, bo to dzięki niemu też zdrowi ludzie mogli uciekać poza Harran, ale też za jego przyczyną zaraza zaczęła się rozprzestrzeniać na inne kontynenty.

Brecken wraz z najbardziej zaufanymi osobami udał się do Europy, by pomóc tamtejszym ludziom, którzy tak jak mieszkańcy Harranu, nie byli gotowi na zagładę. Wszędzie powtarzał się ten sam schemat. Panika, chaos. Ci, którzy ocaleli, chronili się w wysokich budynkach. Mijały lata, nikt nie był w stanie stworzyć leku. Ludzie budowali nowe społeczeństwa. Nauczono się żyć w takich warunkach. Muertos za dnia były słabe i wolne, więc sposobem na życie stał się parkour i ścieżki na dachach. Jedynie w nocy było trzeba szukać kryjówki, bo na ulicę wychodziły najgorsze koszmary. Nikt nie przeżył spotkania z nimi…

2.Nero

Fragment dziennika

Brecken był coraz starszy, ale cały czas brał udział w wyprawach na miasto, w poszukiwaniu zapasów. Wciąż  brakowało podstawowych rzeczy, takich jak bandaże i żywność. To właśnie w poszukiwaniu ich codziennie rano wyruszały drużyny Alpha. Silni, odważni i zdeterminowani, by szukać zapasów dla pozostałych. Wyruszali z bazy zawsze rano i wracali przed dwudziestą. Jeśli ktoś nie zdążył, musiał biec do najbliższej kryjówki (mieliśmy ich w mieście pełno). Zwiadowcy często przystępowali do akcji ratunkowych, by pomóc mniejszym grupom.

Bardzo dobrze pamiętam jedną z akcji, ale to nie ja byłem tam ratownikiem. Ten dzień był dla mnie koszmarem. CAMP, z którego pochodził Brecken, nie był jedynym miejscem, gdzie żyli ludzie. Mój obóz znajdował się na dachu centrum handlowego. Razem ze mną mieszkało tam trzynaście osób. Oczywiście „szczęśliwa” liczba. Zdawałoby się, że w czasach apokalipsy takie przesądy to żarty. Jednak, kiedy miałem sześć lat, nasz obóz został zaatakowany, tym razem to nie była sprawka muertos. Napadli na nas bandyci (w celach rabunkowych). Ktoś szybko wystrzelił flarę z nadzieją, że zwiadowcy to zobaczą i przyjdą na ratunek. Na własne oczy widziałem, jak po kolei bandyci zabijają ludzi z mojego obozu. Mój tata próbował obronić mnie i moją mamę, ale po chwili zobaczyłem, jak upada na ziemię cały we krwi. Mama błagała ich, aby nas oszczędzono, ale nie posłuchali. W tamtym momencie byłem ostatnią żyjącą osobą z tej niewielkiej społeczności. Uniosłem wzrok i dokładnie przyjrzałem się mojemu oprawcy. Prawie łysy, z niewielką brodą i blizną przechodzącą przez lewe oko. Za nim stały jeszcze dwie osoby, ale miały na sobie maski. Po chwili jeden z nich krzyknął „Tobias! Pospiesz się, musimy iść”. Hmm, „Tobias”, nigdy nie zapomnę tego imienia i tego co nam zrobił. Krzyknąłem do niego, że kiedyś się zemszczę. Ten tylko spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. Trzymał w prawej ręce ostry jak brzytwa miecz, wziął zamach, a ja zamknąłem oczy. Jednak nic się nie stało, ale usłyszałem jak ktoś upada na ziemię. W ostatniej chwili przybyła drużyna Alpha 1 z Breckenem na czele. Tobias z pozostałymi bandytami zaczęli uciekać. Zwiadowcy uratowali mi życie i zabrali do CAMPU. Zaopiekowali się mną. Brecken, który dokładnie wiedział, co się stało wtedy w moim obozie. Poświęcał mi wiele czasu, uczył mnie parkouru i walki, ale zawsze powtarzał, że należy jej użyć w ostateczności. Wiele mu zawdzięczam. Był dla mnie jak ojciec. Nauczył mnie jak żyć, jak sobie radzić w trudnych sytuacjach i jak postępować wobec innych ludzi.

Gdy miałem dziewiętnaście lat zająłem miejsce Breckena w Alpha 1. Mój „nowy” ojciec nie mógł już chodzić na wyprawy, więc dowodził nami z CAMPU.

Byłem coraz lepszy we wszystkim. Pomogłem wielu ludziom. Kilka osób uratowałem tak, jak kiedyś Brecken mnie ocalił.

Teraz w wieku dwudziestu pięciu lat zostałem jednym z trzech Emisariuszy. To najbardziej zaufani ludzie Breckena, wysyłani na specjalne zadania. Mamy dostęp
do najlepszego sprzętu i wszystkiego czego potrzebujemy do przeprowadzania naszych akcji. Chociaż tak naprawdę wiem to tylko z opowieści. Ten awans dostałem tydzień temu i od czasu, kiedy zostałem Emisariuszem nie byłem na żadnej misji, ale już nie mogę się doczekać. Nazywam się Cornel O‘Nil, choć przyjaciele mówią na mnie Nero, od imienia jakiegoś cesarza, ale nie jestem tego pewien. Nie wiem też, dlaczego mnie tak nazywają, ale spodobał mi się ten przydomek. Tak więc jestem Nero, jestem Emisariuszem, a o to moja historia.


  1. Pierwsza misja

Słońce dopiero co wschodziło, ale Nero już dawno nie spał.
Był na samym szczycie CAMPU, gdzie znajdował się obszar treningowy, ale wcale nie ćwiczył. Zamiast tego siedział przy krawędzi i wpatrywał się w zdjęcie. Usłyszał, że ktoś się zbliża. To był Nick. Jego najlepszy przyjaciel, a za razem drugi z trzech Emisariuszy.
 - Hej, wszędzie cię szukałem, Nero - powiedział Nick.
 - No, to w końcu znalazłeś - odpowiedział O’Nil, cały czas wpatrując się w zdjęcie.
 - Przykro mi, naprawdę, ale Brec…
 - Zginęli dokładnie dziewiętnaście lat temu…
 - Wiem, że cały czas opłakujesz rodziców, jak co roku, ale Brecken wzywał wszystkich Emisariuszy, czyli ciebie też.
 - No dobra, powiedz mu, że zaraz przyjdę.
 - Mówił, że to bardzo pilne.
- Okej, już idę - odpowiedział Nero, jednocześnie wzdychając.
Zeszli po schodach na dół, na piętro dowódcy i udali się na spotkanie. Weszli razem do sali i zobaczyli, że Brecken już czeka zniecierpliwiony. Razem z nim była jeszcze Melody, trzecia Emisariuszka.
 - W końcu jesteście - powiedział do wszystkich Brecken. - Nie ma czasu na gadanie. Jest dużo pracy i dobrze by było, gdybyście zdążyli zrobić wszystko nim zajdzie słońce.
Nick, jeden ze zwiadowców widział ostatnio rozpalone ognisko w „opuszczonym” hotelu na New Aveny. Może to nic, ale sprawdź to. Jeśli to ludzie, spróbuj ich tu sprowadzić lub zabij, jeśli to zwiadowcy Tobiasa.

 - Melody – Brecken kontynuował, zwracając się do dziewczyny. Alpha 2 znalazło wczoraj Aptekę pełną muertos, przez szybę widzieli jakieś leki na półkach. Dostań się tam i zabierz tyle zapasów, ile dasz radę. Tym razem zabierz ze sobą Alpha 3, ostatnio nie mieli co robić, a tobie każda pomoc może się przydać.
- Nero – przywódca odwrócił się w kierunku chłopaka. - Ludzie Tobiasa znowu o sobie przypominają. Przez radio ogłosili, że są w posiadaniu dużej ilości wody na sprzedaż. Nie zamierzam im niczego dawać. Masz zdobyć tę wodę. Jak załatwisz strażników, wystrzel flarę i pomożemy ci zabrać ją do CAMPU. Okej, wszyscy wiedzą co robić? Jakieś pytania?...Nie? Świetnie, w takim razie do roboty. Weźcie to, co potrzebujecie, ale pamiętajcie, że mamy ograniczone zapasy. Jeśli z jakiegoś powodu byście nie zdążyli przed nocą, biegnijcie do najbliższej kryjówki. Nie mogę stracić więcej osób i pamiętajcie „Good night and Good luck”.
Emisariusze kiwnęli głowami i udali się w stronę zbrojowni, Zanim wyszli, jeszcze raz odezwał się Brecken:
 - Nero, pozwól jeszcze na chwilę, reszta może iść.
 - O co chodzi? - zapytał chłopak.
 - Wiem, jaka dzisiaj jest data. Jeśli zobaczysz gdzieś Tobiasa, zostaw go w spokoju. Później będzie czas na twoją zemstę, teraz woda jest dużo ważniejsza, rozumiesz?
 - Tak, wiem…
 - Idź i pamiętaj o tym cały czas.
Młody Emisariusz wyszedł z pokoju podekscytowany, ale lekko przestraszony. Wiedział jak ważna jest ta misja, tym bardziej, że było to jego pierwsze zadanie w roli Emisariusza, więc chciał wypaść jak najlepiej.

Wszedł do specjalnej zbrojowni, do której mają dostęp tylko Emisariusze. Był w niej pierwszy raz i początkowo zamarł w bezruchu, nie mogąc się nadziwić tym, co tam zobaczył. Pełno broni na półkach. Stroje z różnym kamuflażem. Masa gadżetów, takich jak: linki z hakiem, granaty własnej roboty, nawet kilka potężnych ładunków wybuchowych zdolnych zniszczyć całe piętro w bloku.
 - To wszystko dla nas?! - chłopak zapytał swoich przyjaciół, którzy się przygotowywali do własnych misji.
 - Bierz, co chcesz - odpowiedziała mu Melody. - Ale pamiętaj, tylko to, co potrzebne. Ja już muszę iść, do zobaczenia później.
 - Powodzenia młody - powiedział Nick, który też już wychodził.
Nero dokładnie przemyślał plan misji i zdecydował się ubrać w bardziej wygodny, ale mniej odporny na obrażenia strój sportowy. Wziął ze sobą składany kostur z ostrzem na końcu i małą kuszę, z kilkoma bełtami. Był już gotowy, więc zbiegł po schodach na parter i wychodząc, zabrał jeszcze prowiant ze stołówki.

Miasto o wschodzie słońca prezentowało się pięknie. Gdyby nie muertos szwendające się po ulicy, to miasto byłoby rajem, pomyślał. Po wyjściu z budynku skręcił w lewo w stronę kładki, z której można było się wybić na sąsiedni budynek. Ten skok nie stanowił dla niego problemu. Przebiegał tędy setki razy, kiedy jeszcze był zwiadowcą. Po udanym skoku, chwycił się balkonu i, po odpowiednio wyrzeźbionej elewacji budynku, wspiął się na górę. Aby ocenić sytuację i w ogóle sprawdzić, gdzie jest wieża, do której musiał biec, chciał się rozejrzeć za pomocą lornetki, ale szybko się zorientował, że zapomniał tego podstawowego wyposażenia. Stwierdził, że to dopiero jego początki w tej roli, więc pomyłki są czymś naturalnym. Wyjął z kieszeni mapę i sprawdził, gdzie dokładnie jest wieża,
o której wspominał Brecken. Po chwili już wszystko wiedział
i ruszył w stronę celu.

To miasto było idealne do parkouru. Wysokie budynki z płaskimi dachami i oczywiście wszystkie bloki były blisko siebie, więc wprawny parkourowiec mógł bez problemu przeskakiwać z jednego na drugi. Wszystko szło dobrze. Nikt go nie atakował, nikt nie wzywał pomocy, więc mógł się skupić na swoim celu. Biegnąc, zastanawiał się, jak sobie radzi reszta. Wydawałoby się, że Nick ma najprostsze zadanie. Sprawdzić tylko, co się dzieje w jakimś tam hotelu. Dużo gorzej miała Melody. Nawet jeśli dostała do pomocy Alpha 3 to i tak wydobycie leków z apteki pełnej muertos nie jest łatwym zadaniem. Przecież zwiadowcy, którzy ją znaleźli nie wchodzili do środka, więc nie wiadomo czy te leki były prawdziwe.

Jego rozważania przerwał dziwny hałas dobiegający z sąsiedniego budynku. Akurat kiedy się zorientował, że powinien skręci na wschód, czyli w stronę tego dźwięku. Stwierdził, że nie mogło to być nic strasznego. Przekonywał siebie, że pewnie coś spadło na wietrze, ale zdawał sobie sprawę, że się oszukuje, bo pogoda była świetna i nie wiało. Kiedy się zbliżył, zobaczył otwarte okno prowadzące na klatkę schodową. Było ciemno, ale dostrzegł jedne schody prowadzące w dół i drugie w górę, gdzie znajdowało się okno na zewnątrz. Jako, że cały czas nie widział niebezpieczeństw, a nie miał zamiaru nadkładać drogi, postanowił przejść przez budynek. Ostrożnie przeskoczył przez okno prosto na skrzypiącą podłogę i powoli zaczął wchodzić po schodach.     W środku ten budynek przypominał scenę jak z horroru, ale to w końcu nie był film, więc co złego mogło się zdarzyć, pomyślał. W pewnym momencie zamarł z przerażenia. Przypomniał sobie, jak podczas szkolenia Brecken wspominał o tzw. „dark zone”, czyli miejscach pełnych muertos, które śpią w oczekiwaniu na noc. Brecken zawsze wspominał, żeby się trzymać od takich miejsc z daleka i pod żadnym pozorem nie wchodzić do środka, chyba, że ktoś chce szybko zginąć. Teraz już wiedział, co wtedy wydało ten dziwny dźwięk. Jeden z muertos się przedwcześnie obudził. Do wyjścia zostało mu jeszcze sześć schodków i dwa metry półpiętra. Zaczął iść jeszcze ostrożniej, ale odkąd wiedział, gdzie jest, denerwował się jeszcze bardziej. Zostały jeszcze dwa schodki, ale ten, na którym był obecnie, bardzo głośno skrzypiał. Przez moment nasłuchiwał, czy kolejne muertos się obudziły. Nagle usłyszał skrzypienie schodów pod sobą i nie były to jego kroki. Czując narastającą  panikę, szedł dalej w górę. Gdy już prawie był przy oknie, przypadkiem kopnął butelkę, która zaczęła spadać po schodach. W ciągu sekundy cały budynek się obudził i coś ruszyło w górę. Nero, nie zwracając uwagi na hałas, który wydawał, zaczął uciekać. Wyskoczył przez okno na dach kolejnego budynku, ale mała horda muertos i tak go goniła. Chłopak ruszył dalej. Nie myślał o tym gdzie, byle tylko uciec. Biegł dalej wzdłuż dachu, przeskakując kilka przeszkód. Dobiegł do końca i zorientował się, że odległość do kolejnego budynku była zbyt duża, by ją przeskoczyć. Horda się zbliżała więc wyjął kostur, aby choć kilku pokonać. Pierwszego pokonał bez problemu. Odepchnął kolejnego. od razu zabijając trzeciego. Widząc kolejne zbliżające się postacie, coraz bardziej tracił nadzieję na ratunek. Siłując się z kolejnymi muertos, zobaczył linę rozwieszoną około piętnaście metrów dalej, miedzy budynkami, którą mógł wykorzystać do skoku i przy okazji uciec hordzie, która nie potrafiła się w ten sposób poruszać. Wykonał ostatni krok w tył i ruszył w stronę liny, niestety zostawiając kostur na ziemi. W ostatniej chwili udało mu się skoczyć i przedostać na drugą stronę. Akurat trafił na bezpieczną strefę, gdzie postanowił chwilę odpocząć.

Obudził się w swoim starym domu, gdzie mieszkał z rodzicami, ale wszystko było inne. Słońce świeciło na niebie, była piękna pogoda, ludzie chodzili uśmiechnięci. Do pokoju weszła piękna dziewczyna, początkowo jej nie poznał. Miała lekko falowane, średniej długości, czarne włosy. Równie piękne ciemne oczy, w których od razu się zakochał.
Dziewczyna miała ciemną karnację i wysportowaną sylwetkę.
Z uśmiechem na twarzy powiedziała:
 - No co, nie poznajesz mnie?
Nero przetarł oczy i w końcu rozpoznał dziewczynę. To była jego przyjaciółka Melody.
 - Co ty tu robisz? - zapytał chłopak.
 - Przecież mieszkam z tobą, zapomniałeś?
 - Ja…Nie wiem - odpowiedział zdezorientowany.
 - Nero! Wstawaj!
 - Eee…Co?
 - No już, obudź się!
Nero obudził się ponownie. Tym razem był w bezpiecznej strefie, gdzie ukrył się przed hordą. Po chwili zorientował się, że musiał zasnąć, choć wcale tego nie chciał. Cały czas miał przed sobą ważne zadanie do wykonania, a musiał zdążyć przed zmrokiem.

Wyjrzał przez okno, żeby się zorientować w sytuacji. Hordy już nie było, więc spakował się i ruszył dalej. Do wieży było coraz bliżej. Jedyne, co go zastanawiało to fakt, iż nic się cały czas nie działo, nie spotkał nikogo po drodze, a wieża wyglądała normalnie,. W końcu się zatrzymał. Od celu dzieliło go sto metrów. Nero siedział na dachu i wypatrywał przeciwników, na wszelki wypadek wyjął kuszę i przygotował sobie kilka bełtów. Nikogo nie zauważył na dole, więc pomyślał, że straż ukrywa się w środku. Zobaczył na wieży otwarte okno, gdzie mógł się dostać po rusztowaniu, które stało nieopodal. Wziął rozpęd i skoczył w jego stronę. Udało się bez problemu. Ostrożnie i po cichu wszedł przez okno. Zatrzymał się, aby posłuchać, czy ktoś jest obok. W około panowała cisza, jakby nikogo nie było. Nagle rozległ się hałas dobiegający z krótkofalówki:
 - Tu baza! Kod czerwony!, Wzywam wszystkich zwiadowców i Emisariuszy do CAMPU. Zostaliśmy zaatakowani, Tobias też tu jest. Powtarzam, zostaliśmy zaatakowani!
Nero od razu zaczął biec z powrotem. Musiał przemieszczać się jak najszybciej, choć od bazy dzieliła go odległość sześciu kilometrów. W trakcie biegu próbował się skontaktować z Nickiem i Melody, którzy byli bliżej.
 - Nick? Nick? Odezwij się!
 - Cholera! –powiedział do siebie.
 - Melody? Słyszysz mnie? - próbował dalej.
 - Tak, słyszę cię, słyszałam, co się stało. Apteka była pusta. To była podpucha, domyślam się, że żadnej wody też nie było. Próbowałam skontaktować się z Nickiem, ale nie odpowiada.
 - Wiem, ja też próbowałem. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Ja też niczego nie znalazłem. Mam jeszcze daleką drogę do pokonania, muszę kończyć, powodzenia. Bez odbioru.

4. Rozłam

Nero w końcu dotarł do CAMPU, niestety za późno. Kilka pięter się paliło, wszędzie było słychać krzyki, a na ulicy roiło się od muertos. Na szczęście baza była na podwyższeniu, więc one nie stanowiły problemu. Nero wbiegł do środka budynku i jeszcze raz skontaktował się z Nickiem i Melody. Jego przyjaciel wciąż nie odpowiadał. Melody nic mówiła, ale było słychać, że z kimś walczy. Chłopak wyjął kuszę i zaczął wbiegać po schodach. Na pierwszym piętrze nikogo nie było, ale już na drugim spotkał pierwszych przeciwników. Jednego zabił, strzelając z kuszy. Kolejny go zauważył i zaczęli walczyć. Nero  stracił swój kostur podczas wyprawy, więc musiał improwizować. Nie miał dużo czasu, bo jego oponent już zrobił zamach do uderzenia. Nero szybko odskoczył w prawo, następnie w tył. Podczas tego drugiego uniku, potknął się o pręt i upadł na ziemię. Przeciwnik cały czas się zbliżał, więc chłopak podniósł pręt z ziemi. Najpierw zablokował nadchodący cios, potem uderzył nim rywala, Droga była wolna, więc mógł biec na trzecie piętro, które było puste, ale wszędzie leżało pełno ciał, nie tylko wrogów. Z czwartego piętra było słychać odgłosy walki, to pewnie Melody, pomyślał. Czym prędzej pobiegł z pomocą. Gdy dotarł na kolejne piętro, gdzie była jego przyjaciółka, zobaczył jak sama walczy z trzema osobami. Nero strzelił z kuszy do jednego z nich. Gdy Melody zobaczyła jak jeden z jej rywali upada, spojrzała w stronę schodów, gdzie dostrzegła Nero, który przybył z pomocą. Jednak ta chwila nieuwagi wystarczyła, aby drugi z oponentów wbił jej nóż w nogę. Melody upadłą na ziemię, kuląc się z bólu. O’Nil strzelił z kuszy do wroga. Trzeciego wyrzucił przez okno prosto na ulicę, gdzie z każdą chwilą było coraz więcej muertos. Upewnił się, czy to na pewno wszyscy i jako, że nikogo więcej nie widział, podbiegł szybko do Melody. Rana nie wyglądała dobrze. Dziewczyna bardzo szybko traciła krew. Nero z kawałka ubrania zrobił opaskę uciskową, aby choć trochę zatamować krwawienie. Melody zaczęła tracić przytomność. Chłopak próbował ją reanimować, ale z każdą chwilą tracił nadzieję. Wtem usłyszał, że ktoś się zbliża. Tak, to był Tobias we własnej osobie.
 - No proszę, kogo mu tu mamy – powiedział, śmiejąc się.
 - Nie masz już dość! - krzyknął wściekły Nero.
Tobias nic nie odpowiedział, zamiast tego zaczął podchodzić do rannej.
 - Nie zbliżaj się! - krzyknął chłopak. - Albo…
 - Albo co? - odpowiedział drwiącym głosem. - Co mi zrobisz?!
 - On nic, ale ja tak!
Wszyscy się odwrócili, aby zlokalizować źródło głosu. Dostrzegli zakapturzonego mężczyznę z maską, w czarnym, lekko podartym płaszczu sięgającym mu do stóp.
 - Kim ty niby jesteś, aby mówić do mnie takie rzeczy - powiedział rozwścieczony Tobias.
Nieznajomy nic nie odpowiedział. Wyjął sztylet i zabił nim Tobiasa. Zrobił to tak szybko, że nie dał swojemu przeciwnikowi czasu na reakcję. Nero nie zastanawiając się długo, powiedział:
 - Dziękuję, ale musisz mi pomóc. Moja przyjaciółka zaraz umrze, jeśli lekarz jej nie pomoże.
- Milcz! Cornel O’Nil, jesteś aresztowany za morderstwo Breckena.
 - Co??? Ja niczego nie zrobiłem!. Ja tylko…
 - Mężczyzna nie pozwolił mu dokończyć, podbiegł szybko do Nero i mocno uderzył go w głowę, obezwładniając go.

Tydzień później

Nero obudził się z bólem głowy na szpitalnym łóżku. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Zobaczył jedynie kilka osób, które także ucierpiały podczas ostatniej akcji. Na łóżku po prawej leżał jego znajomy z CAMPU.
 - Psst - zaczął Nero, - Hej, Artur gdzie my jesteśmy, co się stało?
 - Hej Cornel, dobrze, że się obudziłeś, ale nie mogę z tobą rozmawiać. Porządkowi zabraniają.
 - Co? Jak długo tu leżałem, kim są porządkowi?
 - Byłeś nieprzytomny przez tydzień, a porządkowi to jedna z nowych frakcji, która się utworzyła po śmierci Breckena.
 - Że co!? Brecken nie żyje, co się stało!?
 - Nie wiem za dużo, wszyscy mówią, że to ty go zabiłeś.
 - To kłamstwo! Nie zrobiłbym tego!
 - Hej! Cicho tam! - do pomieszczenia weszli dwaj mężczyźni w strojach policyjnych. - Z nikim masz nie rozmawiać, a skoro się obudziłeś, to się przygotuj.
 - Na co niby? - spytał przerażony Nero.
 - Na rozprawę w sądzie - odpowiedział mu jeden z porządkowych.

  1. Rozprawa w sadzie

Nero szedł korytarzem do sali sądowej. Razem z nim byli dwaj porządkowi. Przechodzili obok okna, chłopak postanowił wyjrzeć, aby się zorientować, gdzie go przetrzymują. Poznawał okolicę, cały czas był w budynku CAMPU, choć teraz wyglądał inaczej. Wszystko było bardziej zadbane, ludzi było mniej, a całość  pomalowana w miłe dla oka niebieskie barwy. W końcu dotarli na miejsce, nie był to prawdziwy sąd, ale na środku pomieszczenia na krześle z oparciem zasiadał sędzia. Po jego lewej stał jakiś ochroniarz, a po prawej tajemniczy nieznajomy z maską. Nawet kilka osób siedziało na widowni. Strażnicy się zatrzymali, a Nero miał podejść dalej do specjalnie wyznaczonego miejsca dla podejrzanych. Wszystko wyglądało bardzo profesjonalnie. Przerażające wrażenie robiła  lina, wisząca z balustrady z tyłu sali (prawdopodobnie dla skazanych na śmierć).
 - Cornel O’Nil - zaczął sędzia - znany także jako Nero, były Emisariusz, adoptowany przez Breckena, obecnie znany jako jego morderca…
 - To nieprawda! Nie zrobiłem tego, nawet go nie widziałem podczas ataku – wtrącił się chłopak. - Może mi ktoś w ogóle powiedzieć, gdzie jest Melody oraz Nick i gdzie są ci wszyscy ludzie, którzy tu mieszkali i jakim cudem to wszystko się tak zmieniło w tydzień!
 - To może zacznę od końca. Już od dłuższego czasu ludzie myśleli o zmianach, jednak wszyscy się bali powiedzieć o tym głośno. Oczywiście jesteśmy wdzięczni za to, co robili Emisariusze i Brecken, ale to za mało. Broniliście nas i dawaliście nam zapasy, ale poza tym nikt się nami nie zajmował. Mieliście gdzieś, to co się działo na niższych piętrach. Choć wszyscy jesteśmy smutni, bo Brecken był dobrym człowiekiem, to dzięki jego śmierci każdy zrobił to, co chciał i tak powstały trzy nowe frakcje. Obecnie jesteś na terenie największej z nich –Peacekeepers, porządkowi lub Pk, jak już wiele osób o nas mówi. Staramy się przywrócić porządek, ale zajmując się sprawami wszystkich, kierujemy się zasadą, że jeśli ktoś potrzebuje pomocy, to tu ją otrzyma.
 - To naprawdę piękne - powiedział ironicznie Nero. -               A pozostałe frakcje?
 - Najmniejsza, ale najgroźniejsza – Scavengers [1]. Bardzo podobało im się to co robił twój „przyjaciel” Tobias i zasadniczo robią to samo, a my na bieżąco staramy się ich likwidować. Z trzecią frakcją - Mechatronics[2] staramy się mieć przyjacielskie relacje. Są to głównie mechanicy, którzy próbują zautomatyzować to miasto, choć wątpię, że im się to uda, nie mniej, warto mieć ich po swojej stronie. Pytałeś, co z twoimi przyjaciółmi? Melody leży w szpitalu, przeżyje, ale raczej nie będzie mogła już biegać. Możesz ją potem odwiedzić.
 - Czyli mnie nie zabijecie?
 - Powinniśmy, ale możesz się przydać. Będziesz dla nas pracować, ale jeśli spróbujesz uciec lub nie wykonasz rozkazu, zawiśniesz na linie. A jeżeli chodzi o Nicka, to twoje pierwsze zadanie. Udasz się w miejsce, gdzie był widziany po raz ostatnio i zbadasz sprawę jego zaginięcia. Jak się spotkasz z innymi frakcjami, dalej możesz się przedstawiać jako Emisariusz, ale tutaj nie masz takich praw. Twój jedyny sprzęt, poza tym, który zdobędziesz poza NC[3], czeka na ciebie w pokoju. Jack Ci go pokaże – mówiąc to, wskazał zakapturzonego mężczyznę. – Możesz odejść, ale nie zobaczysz Melody, póki nie wykonasz misji.
 Nero słuchał tego, co mówił sędzia i jednocześnie zastanawiał się kim jest zakapturzony mężczyzna –Skoro powiedzieli mi jego imię, czemu cały czas nosi maskę? – pomyślał.
 - Czy to jasne? – zapytał sędzia.
 - Tak jest! – odpowiedział Nero.


  1. Zbrodnia i kara

Nero i Jack szli w stronę nowego pokoju byłego Emisariusza.
- A więc Ty jesteś Jack. Jesteś tu nowy? – zaczął Nero.
Jack się nie odezwał.
- Przyznaję, że masz bardzo fajny płaszcz. Szyty trochę na styl wiktoriański prawda? Bez urazy, ale ten strój, maska i imię, wzorowałeś na tym zabójcy, jak mu tam?
Jack the Ripper? – kontynuował chłopak.
-
Nie – odpowiedział ponurym głosem Jack.

- No dobra, a więc…
- Cicho bądź, już jesteśmy.
Faktycznie rozmowa nie trwałą długo zanim dotarli na miejsce.
Pokój 404[4] nie był bardzo duży. Wyglądał jak  z czterogwiazdkowego hotelu. Mała kuchnia, łazienka, biurko, całkiem spora szafa na ubrania i łóżko, na którym leżała torba ze sprzętem.
- Dobra, tu masz wszystko, weź co potrzebujesz i ruszaj – odezwał się Jack. – Tylko pamiętaj, jeśli coś stracisz, nowego nie dostaniesz.
- Spoko, rozumiem. Masz jakieś wskazówki dla mnie?
Mężczyzna się zbliżył tak, że naruszył prywatną przestrzeń Nero.
- Słuchaj uważnie, nie będziemy przyjaciółmi, więc nawet nie zaczynaj, a jeśli chodzi o uwagi, to lepiej znajdź Nicka. Ludzie oczekują dobrych wieści. Jeśli go nie znajdziesz, to chociaż namierz jego mordercę. Coś musimy im przekazać, aby mogli się skupić na swoich obowiązkach.
Nero nie zdążył odpowiedzieć, Jack od razu opuścił pokój. Chłopak miał chwilę, żeby się rozejrzeć po pomieszczeniu. Nie było ono duże. W dwie osoby ciężko by się tam mieszkało.

Była godzina dziesiąta rano, a hotel gdzie Nick był ostatnio, leżał w odległości niecałych dwóch kilometrów od NC. Nero otworzył torbę, która leżała na łóżku. Nie było tam dużo rzeczy, ale przynajmniej wszystkie użyteczne. Mapa, krótkofalówka, całkiem długa lina, nóż, lornetka, latarka i, co najważniejsze, krótka katana – Wakizashi. Nero wszystko spakował do małego plecaka (jedynie katanę zawiesił koło pasa) tak, żeby ekwipunek nie przeszkadzał podczas  parkouru.

Zszedł na dół po schodach, wziął coś do jedzenia i wybiegł do miasta. Mimo wszystko, jego obecna praca nie różniła się bardzo od poprzedniej, jedyna różnica  polegała na tym, że jeśli się nie posłucha szefostwa, od razu zginie. Ruszył w stronę hotelu. Zależało mu na tym, aby dowiedzieć się, co się stało z Nickiem, ale też chciał się jak najszybciej zobaczyć z Melody.
Cały czas bolała go głowa, ale dobiegł na miejsce w niecałe dwadzieścia minut. Napił się trochę wody, aby odetchnąć i zastanowił się, jak wejść do środka. Od strony ulicy nie było sensu. Przy drzwiach stało kilka muertos, a nawet nie miał pewności, czy były otwarte. Postanowił standardowo poszukać wejścia na dachu. Było tam kilka szyb, więc musiał je rozbić, żeby się dostać do środka. Wyjął katanę i rozbił nią szkło. Następnie, zaczepił linę o słupek i opuścił się na niej do środka. Zostawił linę, aby móc po niej później wrócić. To miejsce faktycznie wyglądało na opuszczone. Wszystko było zniszczone i zakurzone. Drzwi były zabarykadowane od środka, więc muertos mu teraz nie groziły (raczej). Nero wyjął latarkę i zaczął przeszukiwać pomieszczenia. Na drugim piętrze, najwyższym, wszystko było opuszczone, co ciekawe nawet nie było żadnych ciał. Nick miał sprawdzić, kto rozpalił ognisko w tym miejscu, ale nie widać nawet śladu po nim. To pewnie też była pułapka, żeby odciągnąć Emisariuszy od CAMPU. Skoro tak, to czemu Nick się potem nie odzywał? Co tu się stało? – te pytania zadawał sobie Nero podczas przeszukiwania hotelu. Pierwsze piętro też było puste, ale przynajmniej Nero znalazł tam łuk i kilka strzał (pewnie jakiś myśliwy się tutaj zatrzymał wcześniej).
- Skoro to miejsce zostało już dawno sprawdzone, czemu nikt tego wcześniej nie znalazł? – powiedział sam do siebie na głos.
- Bo to moje! – powiedział męski głos dobiegający z dołu.
Nero się przeraził, ale szybko zbiegł na dół, aby odnaleźć tego, kto to powiedział. Dotarł do recepcji, ale nikogo tam nie było. Może tylko mu się zdawało. Był przemęczony. Kiedy przetarł oczy, zobaczył sprzęt Nicka leżący na ziemi. Podbiegł go zbadać i upewnił się, że należał do przyjaciela. Rzeczy, które Nero tam znalazł pasowały do tych, które Nick wziął tamtego dnia ze sobą. Nero podniósł plecak i zobaczył cień, który mignął po prawej.
- Pokaż się! – krzyknął Nero, wyjmując katanę.
Dalej panowała cisza. Chłopak udał się w kierunku, gdzie pobiegła tajemnicza postać. Jedyne co znalazł, to niebieski proszek. Lepiej było go nie dotykać, ale Nero wziął trochę do późniejszych badań. Schował torebeczkę z proszkiem do swojego plecaka i usłyszał, że ktoś biegnie z tyłu. Zanim zdążył się odwrócić, ten ktoś go popchnął. Nero podczas upadku uderzył głową o krzesło i stracił przytomność. Obudził się kilka godzin później. Głowa bolała go jeszcze bardziej niż ostatnio. Rozejrzał się dookoła. Jedyne co zniknęło to łuk, proszek oraz plecak Nicka. Nero spędził jeszcze godzinę, przeszukując hotel, ale już nikogo, ani niczego nie znalazł.

Powoli robiło się ciemno, więc postanowił wrócić do NC. Wspiął się po linie, którą zostawił wcześniej. Powrót zajął mu mniej więcej tyle czasu, co droga do hotelu. Cały czas się zastanawiał, kim lub czym była ta tajemnicza postać z hotelu i czy w ogóle była prawdziwa, może był już tak zmęczony, że to wszystko mu się wydawało. Zastanawiał się też, co powiedzieć porządkowym. Kiedy Nero wszedł do budynku, jeden z ochroniarzy kazał mu pójść do sali, gdzie wcześniej był przesłuchiwany. Nero otworzył drzwi i już chciał się tłumaczyć, ale zauważył trzech związanych mężczyzn. Wszystkie miejsca na widowni były zajęte. Z jakiegoś powodu było tam bardzo dużo osób. Nero powoli podszedł do barierki i sędzia zaczął mówić:
- O’Nil w końcu wróciłeś. Czekaliśmy na ciebie. Jack już nam powiedział, że się z nim skontaktowałeś, aby przekazać to, co udało Ci się znaleźć.
- Ja nie… niczego nie znal…
- Już się tak nie wstydź, Nick był tutaj bardzo ważny – sędzia mówiąc to spojrzał się na Jacka, – Na podstawie tego, co przekazał nam Jack, wybraliśmy trzech podejrzanych. Teraz tylko wskaż, który z nich jest mordercą.
- Żaden! Ja niczego nie znalazłem!
Ludzie na widowni zaczęli rozmawiać między sobą, zdziwieni. Jack wykorzystał zamieszanie, podbiegł szybko do Nero i zaczął coś do niego szeptać.
- No dalej bohaterze wybierz, który z nich jest mordercą. Nie chcesz chyba, aby Twój trud poszedł na marne.
- Wysoki Sądzie – zaczął Jack - Nero właśnie mi powiedział, że rozpoznał winowajcę.
- W takim razie powiedz głośno, abyśmy mogli go ukarać – powiedział sędzia.
Nero nie wiedział, co robić. Wszyscy wywierali na niego ogromną presję. Nawet nie znał tych ludzi. Dwaj z nich to byli mężczyźni w wieku około czterdziestu lat. Trzeci był dużo starszy około sześćdziesiątki.
- No dalej, wskaż zabójcę – pośpieszał go Jack.
Nero bardzo się denerwował.
- W przeciwnym razie dla pewności zabijemy wszystkich!
Nero nie wiedział, co robić, ale nie mógł pozwolić, aby wszyscy zginęli, więc powiedział:
- On – wskazał najstarszego z nich.
- Jesteś pewien? – zapytał sędzia.
Nero ze łzami w oczach odpowiedział – Tak, jestem pewien.
- Jack, wykonaj wyrok – rozkazał sędzia. – Dziękujemy Ci Nero, możesz odejść, skontaktujemy się z tobą, jak będziesz potrzebny.
Chłopak poszedł do swojego pokoju. Zamknął drzwi na klucz i rzucił się na łózko. Choć ciężko było mu teraz zasnąć w obliczu tego, co się stało. Musiał odpocząć po ciężkim dniu.


  1. Nadzieja na odkupienie

    Nero obudził się kolejnego dnia. Wciąż był bardzo zmęczony po wydarzeniach z poprzedniego dnia. Wziął zimny prysznic, aby się otrząsnąć z tych straszliwych myśli. Kiedy wrócił do pokoju, przypomniał sobie, że może w końcu odwiedzić Melody. Ubrał się i udał w stronę szpitala. Mimo kilku zmian, które się pojawiły odkąd Pk tu zamieszkali, to układ pomieszczeń został bez zmian. Gdy szedł korytarzem, kilka razy słyszał szepty, które dotyczyły jego rzekomej zbrodni. Rozwiązanie zagadki tego, co tak naprawdę się stało było jednym z jego priorytetowych zadań, które sam sobie wyznaczył. Jednak teraz chciał się skupić na odnalezieniu przyjaciółki. Dotarł w końcu na miejsce i wypytał lekarza o szczegóły jej zdrowia, a następnie udał się do Melody, która leżała przy oknie na końcu sali.

    - Hej, Melody jak się czujesz? – zaczął Nero.
    Dziewczyna odwróciła się w stronę przyjaciela, ale była smutna.
    - Jak noga? Już lepiej?
    - Hej, Nero…Nie mam dobrych wieści – odpowiedziała Melody.
    - Co masz na myśli?
    - Lekarze zrobili wszystko, co mogli, ale prawdopodobnie nie będę mogła już biegać…
    - Ale wiesz, że lekarze mogą się mylić.
    - Hmm, zawsze jesteś optymistą, ale ja dopiero teraz, po tygodniu od tamtego zdarzenia zaczynam odzyskiwać czucie w nodze.
    - To naprawdę straszne, co będziesz teraz robić?
    - Jeszcze nie wiem, ale to na razie nieważne. Udało Ci się ustalić coś odnośnie Nicka lub Breckena?
    - Nikt ci nie powiedział?
    - Ale czego? – zdziwiła się Melody.
    - No to w skrócie. Brecken nie żyje i wszyscy myślą, że to ja go zabiłem. Zacząłem pracować dla porządkowych, czyli jednej z trzech nowych frakcji. Wysłali mnie, aby odnaleźć Nicka. Niczego nie znalazłem, ale Jack skłamał, że było inaczej i zmusił mnie, żebym wydał wyrok śmierci na niewinną osobę.
    - To…Nie wiem co powiedzieć, czemu nie odmówiłeś?
    - Nie miałem wyjścia. Muszę robić co mi każą, bo inaczej mnie zabiją.
    - A co z Breckenem?
    - Nie zabiłem go! Próbuję się dowiedzieć, co tak naprawdę się stało. Ten Jack może być zamieszany w obie sprawy.
    - Tak słyszałam o nim, a co myślisz o pozostałych frakcjach?
    Nero nie zdążył odpowiedzieć. Przerwał mu głos z krótkofalówki:
    - Nero! – zaczął Jack – Idź do głównego wejścia i zajmij się naszym gościem.
    - Przepraszam Melody, ale muszę iść.
    Chłopak udał się na dół. Kiedy dotarł na miejsce, zobaczył chłopaka w jasnej brązowej kurtce. Miał, na oko, dwadzieścia lat.
    - Hej! – zaczął Nero. – Mogę w czymś pomóc?
    - Hej, jestem Miles, przybywam z Mts szukam tego Emisariusza. Podobno tu jest.
    - Tak, to ja…
    - Szybko poszło. Mamy sprawę do załatwienia i potrzebujemy kogoś takiego, jak ty.
    - Ok – zdziwił się Nero, – Ja nie mogę tak po prostu odejść, muszę dostać pozwolenie od szefa.
    O’Nil trochę się odsunął i skontaktował się z Jackiem.
    - Hej, Jack, spotkałem się z naszym gościem. Jest to ktoś z Mts i podobno potrzebują pomocy Emisariusza.
    - Zrób to, co musisz. Pamiętaj, co ci wcześniej mówiłem. Musimy nawiązać współpracę z tą frakcją. Masz pozwolenie na misję.
    Nero zakończył rozmowę i wrócił do członka Mts.
    - No dobra, pójdę po sprzęt i możemy ruszać.
    Emisariusz wrócił do pokoju, zebrał sprzęt i razem z Milesem ruszyli w drogę. Miles nie był tak sprawny jak Nero, ale i tak pokonywali trasę, biegnąc po dachach.
    - A więc – zaczął Nero – do czego potrzebujecie mojej pomocy?
    - Cierpliwości, przyjacielu –zaśmiał się Miles. – Najpierw musimy dotrzeć do MB[5].
    - Widzę, że wszyscy lubią tu skróty… - powiedział do siebie Nero.
    Baza Mts była całkiem daleko. Jakieś cztery kilometry od NC. MB znajdowało się w tej, niegdyś, bogatszej części miasta. Choć byli mniejszą frakcją niż porządkowi, zajęli całe osiedle składające się z czterech bloków mieszkalnych i dużego placu na środku. Jednym legalnym wejściem była brama automatyczna prowadząca na dziedziniec. Było to dosyć nieprawdopodobne, ale oni naprawdę mieli zaawansowaną (jak na tamte czasy) technologię. Pomagało im to, że mieli dostęp do złomowiska. Mimo że były to głownie śmieci, Mts było w stanie stworzyć wiele przydatnych rzeczy. Nero był pod wrażeniem tego, co zobaczył.
    - Wow! To jest niesamowite. Jak wam się udało to zbudować?
    - Cóż, prawie wszyscy tu znają się na tego typu rzeczach. Nie mamy tego dużo, ta brama to tak naprawdę jedyna zaawansowana rzecz jaką tu mamy, ale chcemy, żeby całe miasto takie było. Jedyną przeszkodą są porządkowi.
    - Co masz na myśli?
    - Nie tutaj, muszę coś szybko załatwić. Idź do bloku A i wejdź na piąte piętro.

Nero szedł powoli na miejsce spotkania, cały czas przyglądając się, jak ludzie pracują. Ci ludzie dawali mu nadzieję, że stare czasy kiedyś powrócą. Wszedł do budynku, niestety na górę musiał wejść po schodach. Windy były, ale nie działały. Bardzo rozśmieszyła go kartka przy windzie z napisem „wróć później, a zawiozę Cię do lepszego świata”.
Ci ludzie naprawdę wierzyli w swoje umiejętności.

Chłopak w końcu dotarł na miejsce. To było ostatnie piętro w tym bloku, tylko z jednym pokojem. Na drzwiach była informacja, że to jest pokój dowódcy. Nero powoli wszedł do środka i krzyknął – Halo! – Nikt nie odpowiedział. Pomieszczenie było bardzo ładne. Pewnie pozostałość po poprzednich, bogatych domownikach. Na stole zauważył karteczkę z napisem „rozgość się i poczekaj chwilę”. Tak też zrobił. Po dziesięciu minutach usłyszał, że ktoś idzie. To był Miles.
- Hej – zaczął Nero. – Co tu robisz?
- Widziałeś informację na drzwiach? – zdziwił się Miles.
- Czyli przywódca Mts sam się fatygował, aby mnie znaleźć?
- Musiałem mieć pewność, że to ty.
- No dobra, to co to za misja?
- Słuchaj uważnie, nie ma żadnej misji. To była tylko przykrywka. Chcemy obalić porządkowych. Wydają się być mili na początku, przynajmniej dla większości, ale tak naprawdę są okrutni i nie działają dla dobra ludzi. Jesteś niewinny i wszyscy tutaj to wiedzą. Ten Jack, to on zabił Breckena.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- Ja…widziałem. Jako Emisariusz też nie zwracałeś uwagi na większość ludzi, więc mnie nie znasz, ale w CAMPIE byłem posłańcem. Roznosiłem i przekazywałem wiadomości po wszystkich piętrach. Pewnego razu miałem zanieść do Breckena notatkę o domniemanej zdradzie naszych zwiadowców, którzy przekazali mu fałszywe informacje. Właśnie dla tego zostaliście wysłani w trzech różnych kierunkach, z dala od CAMPU. Tamtego dnia usłyszałem syreny alarmowe i komunikat, że jesteśmy atakowani. Szybko pobiegłem zobaczyć, co z Breckenem. Kiedy byłem na miejscu, zobaczyłem mężczyznę w czarnym płaszczu, który zabijał Breckena. Nie mogłem już niczego zrobić, musiałam uciekać. Dalej już wiesz, co się stało. Niestety, nie wiemy gdzie jest Nick.
- Co mogę zrobić? – powiedział bardzo poważnym głosem Nero.
- Pk cały czas myślą, że nam zwyczajnie pomagasz i niech tak zostanie. Sami nie damy rady ich pokonać, ale z pomocą Scavs…
- Co?! Chcesz współpracować z nimi?
- Mam obawy, ale nie mamy wyboru, jeśli chcemy pokonać porządkowych. Tutaj zaczyna się twoja rola. Chcę, żebyś udał się do Scavs i nawiązał współpracę.
- No nie wiem, czy to jest dobry pomysł…
- Jest już późno. Połóż się w pokoju gościnnym i przemyśl to. Twoja przyjaciółka Melody… Mamy sprzęt, dzięki któremu możemy jej pomóc. Przemyśl to.   

  1. Nieoczekiwana współpraca

Nero obudził się kolejnego dnia. Pierwszy raz od dawna udało mu się porządnie odpocząć. Przed snem dużo myślał o propozycji Milesa. Było to bardzo ryzykowne, ale jeśli się uda wszyscy na tym zyskają. Ubrał się i poszedł szukać dowódcy Mts. Nero wyszedł na dziedziniec, aby popytać ludzi. Miles był w bloku C, nadzorował pracę nad nowym przydatnym gadżetem. Nero od razu poszedł z nim porozmawiać.
- Hej Miles, możemy pogadać?
- Cześć Nero, zdecydowałeś się?
- Tak, pomogę wam. Powiedz tylko, gdzie znajdę Scavs.
- Na południu miasta są stare kamienice, tam ich szukaj.
- Jest coś jeszcze o czym powinienem wiedzieć?
- Nie, ale zaczekaj. Skoro i tak idziesz, możesz dla mnie coś przetestować?
- Zależy co, nie chcę, żeby mi to zajęło za dużo czasu.
- Pracujemy ostatnio nad czymś, co może ci się przydać
 w przemieszczaniu się po mieście. Jest to niewielka wyrzutnia liny, mocowana na ręce. Ma służyć do pokonywania odległości, które są za duże, aby je przeskoczyć. Niestety nie będziesz latał niczym „Spider-Man”, ale na pewno będzie łatwiej, pod warunkiem, że zadziała.
- Czyli mam ryzykować życiem, aby poczuć się, jak postać z komiksów sprzed kilkudziesięciu lat.…
- Mówię przecież, że to tak nie…
- Dobra nieważne, sprawdzę to.
Wyrzutnia faktycznie nie była duża.  Nakładana na całe przedramię, ale w niczym to nie przeszkadzało. Właściwie była całkiem wygodna, jak na taki sprzęt – pomyślał Nero po jej założeniu. Oczywiście nie była to zwykła lina. Kilka warstw żyłki, obłożone specjalnym, wytrzymałym, ale giętkim metalem. Na końcu znajdował się składany hak do wbijania się w ścianę budynku. Wyrzutnia nie miała wciągarki więc mogła służyć tylko do huśtania się między budynkami lub jako zabezpieczenie podczas wspinaczki.

Po tym, jak Miles wytłumaczył działanie sprzętu, Nero spakował się i ruszył w drogę. Chłopak opuścił osiedle i ruszył na południe. Korzystając z tego, że nic niepokojącego się nie działo, chciał przetestować sprzęt, który dostał. Podbiegł do najbliższego budynku i stanął tuż przy ścianie. Wycelował ręką w górę i wcisnął przycisk na nadgarstku, aby wystrzelić linę. Po strzale lekko się zachwiał., Wyrzutnia miała naprawdę mocny odrzut. Nie było tam żadnej wciągarki, więc pociągnął ręką, aby się upewnić, czy lina wytrzyma. Wydawała się dobrze zamocowana, więc zaczął się wspinać po ścianie. Serce biło mu bardzo szybko, bo był już na takiej wysokości, że gdyby linka pękła, mógłby zgiąć. Na szczęście nic się nie stało i po minucie wspinaczki był już na górze. Dalszą drogę pokonał w tradycyjny sposób. Dopiero teraz miał trochę czasu, by pomyśleć. Od wielu godzin nie rozmawiał z Melody, ale wiedział, że najpierw musiał załatwić sprawy dla Mts. Dalej nie wiedział, co z Nickiem, co to był za proszek w tamtym hotelu i kim, do cholery, był tamten gość. Co też ważne, skoro to oni zabili Breckena, co zrobili z ciałem. Im dłużej myślał, tym bardziej chciał wrócić do Melody, praktycznie od zawsze mu się podobała. Niesamowicie piękna, wysportowana, mieli podobne zainteresowania, ale jednak wcześniej nie zwracał na nią uwagi. Teraz tego żałował. Jego rozważania przerwał krzyk kobiety, dobiegający z bloku po drugiej stronie ulicy. Nero nie zastanawiając się długo, ruszył z pomocą. Odległość była zbyt duża, by przeskoczyć, więc była to idealna pora na ponowne użycie wyrzutni. Kilkadziesiąt metrów dalej była stara budowa i dźwig, więc tam pobiegł. Nero odpowiednio się ustawił, wycelował wyrzutnią w dźwig i strzelił. Wziął rozbieg i skoczył. Był dostatecznie rozpędzony, więc udało mu się za pierwszym razem przedostać na drugą stronę. Z każdym użyciem coraz bardziej podobał mu się ten sprzęt, ale nie było czasu do stracenia. Chłopak pobiegł szybko w kierunku krzyków. Zobaczył jak grupka czterech muertos próbuje dostać się do jakiegoś budynku. Nero skoczył z dachu budynku, zaczepiając linę o krawędź, aby wolniej spadać i zeskoczył na jednego z muertos, pokonując go. Od razu po tym przeturlał się dalej, podcinając nogi drugiego. Trzeciego i czwartego obezwładnił kataną i na koniec dobił leżącego. Udało się, więc zbliżył się do drzwi.
- Halo!? Jestem Emisariuszem, już jest bezpiecznie. Możesz otworzyć drzwi.
Nikt się nie odezwał, ale po chwili było słychać otwieranie zamków. Nie zdążył się przyjrzeć, ale ktoś go wciągnął do środka. Początkowo nic nie widział, w środku było bardzo ciemno. Jedyne, co słyszał to zamykanie drzwi. Po chwili rozbłysnęło światło lampy i Nero zobaczył przed sobą piękną, choć w poniszczonym ubraniu, rudowłosą dziewczynę. Trochę niższą, ale w podobnym wieku co on. Nero przez chwilę zaniemówił. Bez przerwy się w nią wpatrywał. Ciemnorude, średniej długości, lekko falowane włosy i niebieskie, niczym morze, oczy przyciągały jego uwagę.
- Więc ty jesteś tym Emisariuszem, tak? – zaczęła
dziewczyna. – Jestem Rosalie, dla przyjaciół Rosy, a ty masz jakieś imię?
- Ja…Eee – Nero nie mógł nic powiedzieć, a serce znowu zaczęło mu szybciej bić. – Tak.
- Jesteś Emisariuszem, wiem, już mówiłeś. Powiesz mi, jak się nazywasz?
- Jestem…Cornel. Dla przyjaciół Nyro…
- Nyro? Ciekawe…
- To znaczy Nero, przepraszam Cię.
Chłopak dalej stał w bezruchu.
- A więc Nero, skoro już tu jesteś. Możesz mi pomóc? Byłabym bardzo wdzięczna – mówiąc to lekko się uśmiechnęła. – Jestem z pobliskiego obozu, a właściwie frakcji. Słyszałeś może o Scavs? Jestem lekarzem i szukałam tu zapasów. Mógłbyś mi pomóc zanieść je do naszego obozu? To niedaleko.
Nero w końcu się otrząsnął i odpowiedział:
- Tak, z chęcią pomogę. Tylko to jest trochę ciężkie. Będzie trudno to nieść, jednocześnie skacząc po dachach?
- Czemu po dachach? – zdziwiła się Rosalie. – Jesteśmy na terenie starych kamienic. Pod ziemią jest bardzo rozbudowana sieć tuneli. Tamtędy możemy pójść.
- No dobrze, prowadź.
Nero podniósł torbę z zapasami i poszedł za dziewczyną. W piwnicach było trochę światła dzięki małym żarówkom rozwieszonym co dwadzieścia metrów.
- Rosalie – zaczął nieśmiało Nero.
- Możesz mi mówić Rosy.
- No dobrze, Rosy, powiesz mi więcej o twojej frakcji?
- Jak chcesz, ale nie ma dużo do opowiedzenia. Po dniu R…
- Czekaj, jakim znowu dniu R?
- Tak się u nas mówi na dzień, kiedy społeczeństwo Breckena się rozpadło.
- Znałaś Breckena?
- Tak, znam go bardzo dobrze.
- Chyba znałaś, przecież nie żyje…
Dziewczyna zakryła usta, ale widać było, że lekko się uśmiecha.
- W każdym razie – kontynuowała Rosy - jesteśmy zgrają wyrzutków. Zbieramy zapasy, walczymy o przetrwanie i po prostu staramy się przeżyć, choć cały czas nam czegoś brakuje…To, co masz na ręce, to jest bardziej zaawansowana technologia. Po tym, co się stało, dołączyłeś do Mts?
- Nie, pod groźbą śmierci pracuję dla Pk i oni kazali mi pomóc Mts.
- Czyli co dokładnie musisz zrobić? – zapytała przerażonym głosem Rosy.
- Spokojnie, razem z Milesem, jednym z członków Mts, mamy plan, aby pozbyć się porządkowych i pomóc mojej przyjaciółce, ale do tego potrzebujemy waszej pomocy. Myślałem, że będziecie nieco straszniejsi. W każdym razie nie tego się spodziewałem po bandytach wzorujących się na Tobiasie.
- Co?! Kto ci tak o nas mówił? Jak już powiedziałam, jesteśmy zwykłymi wyrzutkami, którzy starają się przetrwać, ale może lepiej będzie, jak pogadasz z naszym przywódcą.
- Czyli z kim?
Rosy nic nie odpowiedziała, ale znowu się lekko uśmiechnęła. Przez resztę drogi już ze sobą nie rozmawiali. Po kilkunastu minutach dotarli na miejsce. Kryjówka Scavs mieściła się w niewielkiej trzypiętrowej kamienicy.
- To miejsce ma jakąś nazwę? – zapytał Nero.
- Ricovero, to po włosku schronienie.
Weszli do środka. Mimo początkowego niekorzystnego wrażenia,  wewnątrz miejsce  było ładne i przytulne. Wszyscy ludzie zajmowali się swoimi sprawami. Rosy oprowadziła chłopaka po parterze, na pozostałych piętrach były tylko mieszkania, więc nie było co zwiedzać, wytłumaczyła. Na jednym z pięter była mała stołówka, gdzie ludzie mogli coś zjeść, siłownia, skład z bronią pilnowany przez strażnika, lecznica, gdzie Nero odłożył torbę z zapasami i najważniejszy pokój na końcu korytarza.
- Tutaj cię zostawię – powiedziała Rosalie. – Wejdź do tamtego pokoju, a wszystkiego się dowiesz. Ja muszę przygotować leki. Powodzenia Nero.
Chłopak pokiwał głową na pożegnanie i udał się tam, gdzie wskazała Rosy. Drzwi, na których była dziwnie napisana cyfra „trzy” i cytat “Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was”. Nero chwycił klamkę i powoli otworzył drzwi.
- W końcu mnie znalazłeś – powiedział mężczyzna w pokoju.
- Brecken?

  1. Operacja Waterloo

    Nero nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Przetarł oczy kilka razy, aby się upewnić, że to nie sen. To się działo naprawdę. Brecken żył i był tutaj.
    - Cornel, przyjacielu, dobrze cię znowu widzieć – powiedział Brecken.
    - Ty…Myślałem, że nie żyjesz – powiedział ze wzruszeniem Nero. – Co się stało? Miles widział, jak umierasz…
    - Miles?…A racja, on widział tylko, jak walczę z tym gościem w płaszczu. Chyba początkowo chciał mnie zabić, ale na końcu sobie odpuścił.
    - Nie rozumiem. Znasz go w ogóle?
    - Nie, nie mam pojęcia, kto to jest. Pojawił się tak, jak kiedyś Kyle Crane. Kiedy zorientowałem się, że ktoś nas zaatakował, włączyłem syreny alarmowe i chciałem pobiec na dół, aby pomóc…
    - Ale nie zdążyłeś.
    - Usłyszałem, jak ktoś otwiera drzwi. Kiedy się odwróciłem, zauważyłem mężczyznę w długim, czarnym płaszczu. Nic nie mówił, zamiast tego od razu rzucił się na mnie, więc musiałem się bronić. Niestety, już nie mam tyle siły, co kiedyś i już po chwili byłem na kolanach. Spojrzałem mu w oczy i powiedziałem: „No dalej zrób to”. On stał i nic nie mówił, ale widać byłe jak mu drżą ręce. Po chwili upuścił broń i kazał mi się wynosić, i już nigdy nie wracać, bo kolejnym razem mnie zabije. Tak też zrobiłem, uciekłem.
    - Czemu, czemu nie dałeś znać, nie próbowałeś się skontaktować. Skazali mnie za rzekome zamordowanie ciebie. Razem możemy pokonać Jacka…
    - A więc tak się nazywa. Myślałem długo o tym, co się działo
    w CAMPIE. Zawiodłem tych ludzi. Kiedy szwendałem się po mieście, natrafiłem na to miejsce. Ci ludzie mnie przygarnęli, mimo że ja wcześniej nie poświęcałem im należytej uwagi. Postanowiłem tu zostać i naprawić swoje błędy. Teraz pomagam tym ludziom, jak mogę. Widziałeś napis na drzwiach. To cytat z Biblii, pierwszy list Świętego Piotra, rozdział piąty, wers siódmy.
    - W takim razie teraz ja potrzebuję twojej pomocy. Razem
    z Milesem chcemy obalić porządkowych, żeby znowu przywrócić ład, taki, jak wcześniej. Z naszymi umiejętnościami
    i technologią Mts możemy odbudować jedno, duże społeczeństwo. Potrzebujemy do tego waszej pomocy, razem może nam się udać.
    - Nie wiem, to chyba zły pomysł. Nie ma tutaj wojowników takich, jak ty.
    - Może nie będzie trzeba walczyć. Mam plan, ale potrzebujemy was.
    - Pogadam z ludźmi, jeśli się zgodzą, pomożemy wam.
    W innym przypadku będziecie musieli sobie radzić sami, a teraz proszę cię wyjdź
    i poczekaj.
    Nero się uśmiechnął i opuścił pomieszczenie. Wszystkie najważniejsze osoby w tej społeczności zgromadziły się w pokoju Breckena, więc Nero wrócił na hol i usiadł na krześle w oczekiwaniu na ich decyzję.
    Po dwóch godzinach Nero został zaproszony na spotkanie.
    - No dobrze – zaczął Brecken – pomożemy wam. Głosy były bardzo podzielone, więc zrobiliśmy głosowanie. Głos Rosalie był tutaj decydujący, ale proszę cię uszanuj tych, którzy nie chcieli pomóc, ale jednak to zrobią. Przekaż wieści Milesowi. Rosy pójdzie z tobą, aby nam potem opowiedzieć o waszym planie.
    - Dziękuję wam wszystkim, to naprawdę dużo dla mnie znaczy.
    Nie przedłużając, Nero i Rosy udali się do MB. Na miejscu od razu zauważyli członka Mts:
    - Miles! – krzyczał z daleka Nero – mam dobre wieści. To jest Rosalie ze Scavs, zdecydowali się nam pomóc. Zbierz ludzi i chodź do pokoju narad. Mam plan, by załatwić Pk.
    Wszyscy od razu udali się na spotkanie.
    - No dobra – zaczął Miles – przedstaw nam swój świetny plan.
    - Z pomocą Scavs przeniesiemy ludzi z NC tutaj. Rozbudujemy to miejsce i stworzymy tutaj duże społeczeństwo. Bez podziału na frakcję i z równymi prawami dla każdego. Kiedy ludzie z NC uciekną, skorzystamy z pomocy muertos, aby zaatakowały tamto miejsce, jeśli to wciąż będzie za mało, sam rozprawię się Jackiem.
    - To jest ten twój plan!? Jak chcesz niby zmusić hordę muertos do zaatakowania NC?
    - Zdobędę ładunki wybuchowe ze zbrojowni Pk i wysadzę blok przy dark zone. Muertos ruszą za mną i poprowadzę je na NC. Nazwałem tę akcję „Operacja Waterloo”. To będzie ich wielka klęska.
    - Chyba nasza… – powiedział smutnym głosem Miles.
    - Miej trochę wiary. Jutro wracam do NC, żeby zameldować się u Jacka, przy okazji zdobędę to, co trzeba.
    10. Przygotowania

Nero wstał rano przed ósmą i przygotował się do drogi. Z wyrzutnią droga nie powinna mu zająć dużo czasu, ale i tak chciał jak najszybciej dotrzeć do NC . Nie mógł się już doczekać spotkania z Melody i tego, żeby przekazać jej cały plan. Gorzej z ładunkami. Zbrojownia Pk jest chroniona całą dobę. Jedynie w południe jest zmiana warty i przez minutę nikogo tam nie ma. O godzinie dziewiątej  pożegnał się z przyjaciółmi i udał się do NC. Wyrzutnia działała bez zarzutu. Nero mógł praktycznie cały czas iść w linii prostej, co znacznie skracało trasę. Żadna przeszkoda nie stanowiła już problemu. Jedynie w połowie drogi musiał zrobić sobie przerwę w jednej z kryjówek. Ciągły bieg w połączeniu ze wspinaczką był bardzo męczący, nawet dla niego. Po godzinie  dotarł na miejsce. Kiedy wszedł do środka od razu spotkał Jacka.
- O’Nil, nareszcie jesteś – zaczął Jack – już myślałem, że zmieniłeś frakcję.
- Wiem, że trochę to zajęło, ale sam mówiłeś, żeby nawiązać z nimi współpracę, na pewno jeszcze kilka razy będę tam szedł.
- W jakim celu?
- No wiesz…To są głównie mechanicy, nie wojownicy i na pewno co jakiś czas będą potrzebować pomocy w zdobyciu części. A teraz pozwól, że zajmę się pracą.
Jack nic nie odpowiedział, po prostu poszedł dalej. Nero nie tracąc czasu, udał się na oddział szpitalny, by zobaczyć się z Melody.

Chłopak po chwili dotarł na miejsce, ale nigdzie nie widział przyjaciółki. Postanowił zapytać o nią pielęgniarkę, która zajmowała się innym pacjentem.
- Przepraszam?
- Słucham młodzieńcze, w czym mogę pomóc?
- Szukam przyjaciółki. Leżała na tamtym łóżku.
- Imię?
- Cornel O’Nil
- Miałam na myśli jej imię…
- Melody Adler, gdzie ona jest? – dopytywał chłopak.
- Została wczoraj wypisana. Odzyskała czucie w nodze, więc jest teraz na rehabilitacji. Jak wyjdziesz, to korytarzem w lewo, pokój 201.
- Dziękuję bardzo! – mówiąc to od razu pobiegł we wskazane miejsce.
Otwierając powoli drzwi, zobaczył jak Melody całuje się z jakimś mężczyzną. Kiedy zobaczyli Nero wchodzącego do pokoju, natychmiast przestali. Nieznajomy, z którym Melody się całowała, wyszedł.
- Cześć, Melody… - powiedział niepewnie Nero.
- Hej! W końcu wróciłeś.
- Mogę zapytać, kto to był?
- Javier, mój rehabilitant…
- Cóż…Dobrze cię widzieć, muszę ci coś powiedzieć, ale póki co nikomu nie możesz powiedzieć, ok?
- W porządku, nikomu nie powiem.
- Nawiązałem współpracę z pozostałymi frakcjami. Chcemy położyć kres temu, co się tu dzieje i znowu być jednym dużym społeczeństwem. W ciągu kilku dni przybędą po was Scavs i pomogą wam dotrzeć do nowego domu.
- Co? Przecież Scavs są…
- To kłamstwo, to porządkowi są źli. Wrobili mnie w zabójstwo Breckena, pamiętasz?
- No tak, wiesz co się z nim naprawdę stało?
- On żyje i to właśnie on przewodzi Scavs. Niedługo będę musiał iść. Muszę zdobyć ze zbrojowni ładunki wybuchowe, ale nie wiem, jak to zrobić.
- Mogę Ci pomóc. Mnie wpuszczą tam bez problemu.
- Jak?  Już nie jesteś Emisariuszem.
- Miałam Ci powiedzieć, po rehabilitacji wracam do moich starych obowiązków. Dobra, poczekaj tu, zaraz wrócę z tymi ładunkami.
- Nie, czekaj…- Nero próbował bezskutecznie zatrzymać dziewczynę.
Po pięciu minutach Melody wróciła.
- Mówiłam, że szybko je zdobędę.
- Jestem pod wrażeniem. Dziękuję Ci…
- Coś się stało?
- Eee…No bo wiesz. Znamy się już bardzo długo, jesteśmy przyjaciółmi. Chcę po prostu powiedzieć, że bardzo cię lubię. Tak bardzo, bardzo…
- Aaa…rozumiem, ale ja do ciebie niczego nie czuję. Przepraszam cię. Jesteś moim przyjacielem, ale nic więcej.
Nero przez chwilę nic nie mówił.
- Dzięki jeszcze raz za pomoc, ale muszę już iść…- odezwał się wreszcie.
Nero schował ładunki do plecaka i wrócił do MB. Przez całą drogę myślał nad tym, co się stało. W pewnym momencie zaczął żałować tego, co powiedział. Kiedy dotarł na miejsce, natychmiast spotkał się z Milesem.

- Hej, Miles! –zawołał z daleka Nero. – Mam ładunki.
- Świetnie, połóż je na stole, w warsztacie. Coś się stało? Wyglądasz na smutnego.
- Nie, po prostu zdobycie tego nie było łatwe. Czego jeszcze potrzebujemy?
- W zasadzie dwóch rzeczy. Po pierwsze, jeśli mamy pomóc Melody odzyskać pełną sprawność w nodze, będziemy musieli przeprowadzić operację, więc przydałaby się morfina.
- To nie będzie potrzebne – wtrącił się Nero. – Porządkowi zdołali jej pomóc. Za jakiś czas będzie znów w pełni sprawna i wróci do roli Emisariusza.
- No cóż, ale i tak potrzebujemy leków. Jeśli chcemy przyjąć tu tych wszystkich ludzi, a także chorych, musimy mieć leki, by im pomóc.
- Rozumiem. Masz jakiś pomysł, gdzie je zdobyć?
- Niedaleko stąd było niegdyś centrum handlowe. Jest tam apteka, prawdopodobnie jest to już jedyna jeszcze niesplądrowana. Haczyk jest taki, że w całym centrum jest pełno muertos.
- Już kiedyś coś takiego słyszałem i to się nie skończyło dobrze.
- Tak, to prawda. Wiem, że masz deja vu, ale tym razem to prawda, zaufaj mi.
- No dobrze, a jak zamierzasz się tam dostać?
- Zastanawiałeś się kiedyś, jak muertos rozpoznają swoich? Przecież niektóre nawet nie mają oczu. Podejrzewam, że to kwestia zapachu, nie wiem…zgnilizny? W każdym razie wiem, że to zabrzmi głupio, ale moglibyśmy złapać jednego muertos i wysmarować jego wnętrznościami. W ten sposób nas nie wyczują.
- Chyba sobie żartujesz! Nigdy jeszcze nie słyszałem głupszej rzeczy. Pokaż mi to centrum na mapie.
Nero wyjął z plecaka mapę rozłożył ją na stole.
- Ok, tutaj – Miles wskazał położenie budynku. – Byłeś tam kiedyś?
Nero nic nie odpowiadał. Wyglądał jakby cały smutek na ziemi go opętał.
- Tak…Wiele lat temu. Mieszkałem tam na dachu z rodzicami i kilkoma innymi osobami. Napadli na nas bandyci. Tylko ja przeżyłem, ale pamiętam, że na dachu był świetlik, którym możemy się dostać do środka.
- Dobra zabiorę sprzęt i możemy iść.
- Co? Ty też idziesz?
- Tak, sam nie uniesiesz wszystkiego.
Po piętnastu minutach razem udali się w stronę celu. Przez całą drogę nie rozmawiali, żeby nie tracić czasu. Przed zmierzchem musieli wrócić, a nie wiadomo ile czasu spędzą na miejscu. Około godziny piętnastej dotarli na do celu.
- Dobra, to jak wejdziemy na dach? – zapytał Miles.
- Weź wyrzutnię, ja znajdę sposób, by się tam dostać.
Tak też zrobili. Miles podbiegł szybko do ściany i wystrzelił linę, po której wspiął się na górę. Nero pobiegł na tyły centrum, pokonując po drodze kilku muertos swoją kataną.
Na szczęście z tyłu, gdzie kiedyś podjeżdżały ciężarówki z dostawą były schody na górę. Niestety były częściowo zniszczone, więc Nero szukał sposobu, by się na nie dostać. Całkiem szybko wpadł na pewien pomysł, ale był on bardzo ryzykowny. Chłopak wspiął się na starą ciężarówkę i z tego miejsca mógł wskoczyć na ścianę, by zaraz szybko wybić się na drabinkę, doczepioną do schodów. Przez chwilę się wahał, ale wziął rozbieg i zaczął biec. Na krawędzi pojazdu niepewnie się wybił, a następnie lewą nogą odbił się od ściany, by nabrać prędkości. Drabina była śliska, ale udało mu się ją chwycić. Szybko się podciągnął i przez moment odpoczął na schodach. Po chwili usłyszał głos Milesa, więc pobiegł na górę.
- Długo ci to zajęło – powiedział zdziwionym głosem Miles.
- Kolejnym razem nie dam ci wyrzutni – zażartował Nero.
- Czyli tutaj był twój dom?
- Tak, mieszkałem tutaj przez pięć lat, dopóki Tobias nie zabił wszystkich. W ostatniej chwili przybył Brecken i uratował mnie, a następnie zabrał do CAMPU. Nie traćmy czasu, chcę jak najszybciej wrócić.
Nero i Miles podbiegli do świetlika i rozbili w nim szybę.
- Jak zejdziemy na dół? – zapytał Nero - Tylko ty masz wyrzutnię.
- O wszystkim pomyślałem. Mam też zwykłą linę. Możemy ją tu zaczepić i opuścić się na dół.
- Nie mogłeś powiedzieć o tym, jak musieliśmy wspiąć się na dach?
- Po co? I tak byś nie dorzucił na dach.
- Nie, ale ty mógłbyś mi ją zrzucić…
- Kolejnym razem. To nie czas i miejsce na kłótnie.
Nero był zły, ale starał się tego nie okazywać. Porządnie przywiązał linę i Miles zaczął schodzić w dół.
- Tylko pamiętaj, żeby się dobrze rozbujać – powiedział Nero.
Miles powoli się opuszczał, tak żeby dotrzeć na wysokość drugiego piętra i zacząć się huśtać. Kiedy był gotowy skoczył i szybko się ukrył w sklepie z książkami. Następnie to samo zrobił Nero. Ostrożnie i cicho starali się przemieszczać, aby bez wykrycia dostać się do apteki.
- Tu jest mnóstwo fajnych książek – powiedział szeptem Nero.
- Jak lubisz czytać to w MB mamy kilka w całkiem niezłym stanie, ale tych nie bierz. Będą tylko zbędnym balastem.
- A co to jest? – Nero podniósł zakurzoną książkę z podłogi – „Biografia George’a Romero” znasz go?
- Tak, kiedyś ci opowiem.
Nero odłożył książkę i szedł dalej za Milesem.
Dotarli w końcu do apteki, ale obok było pełno muertos.
- Odciągnij ich uwagę – powiedział Miles. - Ja zacznę pakować potrzebne rzeczy.
Nero wrócił do księgarni i poprzewracał regały, żeby odciągnąć muertos od apteki.
- Nero! – krzyknął Miles. – Pomóż mi!
Nero szybko podbiegł do apteki, wyciągając po drodze katanę. Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył.
- Nero! Rusz się i mi pomóż!
Jeden z muertos rzucił się na Milesa, ale Nero nie reagował.
- Uważaj – krzyczał Miles. – Za tobą!
Nero nie zdążył się odwrócić. Kolejny muertos rzucił się na niego i powalił chłopaka na ziemię.

  1. Prawda

Nero próbował otworzyć oczy, ale oślepiało go światło.
Chciał jak najszybciej pomóc Milesowi, ale nie był w stanie się ruszać. Po chwili usłyszał znajomy głos, choć początkowo go nie rozpoznał.
- Nero? Ty żyjesz, dzięki Bogu.
Już wiedział. To był głos Rosalie, ale nie był w stanie odpowiedzieć.

Dwadzieścia cztery godziny później

- Nero! – jak przez mgłę słyszał głos Rosy. – Proszę cię, obudź się!
W końcu chłopak z trudem otworzył oczy.
- Rosy? Co się stało? Gdzie jest Miles?
- Spokojnie, nic mu nie jest. Poczekaj, pójdę po niego.
Po chwili oboje weszli do pokoju.
- Nero, dobrze cię widzieć wśród żywych – powiedział z entuzjazmem Miles.
- Co się stało? – dopytywał chłopak.
- To ja powinienem zapytać – odezwał się Miles. – Te potwory się na mnie rzuciły, a ty się tylko przyglądałeś. Później sam zostałeś zaatakowany. Dlaczego mi nie pomogłeś?
- Przepraszam, ale pamiętasz, jak byliśmy tam na dachu? – tłumaczył się Nero. – Nie było tam żadnych ciał. Ten muertos, który się na ciebie rzucił wyglądał, jak…
- Nie musisz kończyć – wtrącił się Miles. – Wiem, co chcesz powiedzieć.
- Przepraszam cię, po prostu nie mogłem tego zrobić. Co się stało później? Jaki cudem jesteśmy tutaj?
Rosy i Miles spojrzeli się na siebie.
- Ja mu powiem – odezwała się dziewczyna. – Nie wiemy dokładnie. Podejrzewamy, że ma to jakiś związek z tobą.
- No, ale co się stało? – niecierpliwił się Nero.
- Zostałeś ugryziony…
- Tuż po tym – dopowiedział Miles. – Muertos odeszły.
- Dlaczego? I co z lekarstwami?
- Zdążyłem zapakować tyle, ile się dało do plecaków, potem musiałem cię stamtąd wynieść, co nie było łatwe.
- Chwila! Przemiana następuje po kilku godzinach. Jak długo tu jestem?
- Dwie doby…- powiedziała Rosy – Po tym czasie jeszcze nie masz żadnych objawów. Pobrałam ci krew i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jakaś substancja. Nie mam pojęcia co to jest, ale możliwe, że dzięki temu  się nie zmieniłeś. Miałeś kiedyś styczność z jakąś…
- Nie, raczej…Chociaż jakiś czas temu, kiedy szukałem Nicka. Znalazłem dziwny, niebieski proszek. Wziąłem trochę, by go później zbadać, ale ktoś mnie zaatakował i wszystko zniknęło. Miałem kilka ran więc możliwe, że trochę się dostało do krwi.
- No cóż – mówiła Rosalie. – Będziemy cię badać co jakiś czas, jak się czujesz?
Nero jeszcze raz przetarł oczy i wstał z łóżka. Obejrzał dokładnie bandaż na lewej ręce i powiedział:
- Na tyle dobrze, by dopaść Jacka.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedział Miles. – Leżałeś dwa dni i jeszcze to ugryzienie. Cały czas nie wiemy, co się z tobą dzieje.
- Spokojnie, Miles. Dajcie mi się ogarnąć i rozpoczynamy ”Operację Waterloo” jeszcze dzisiaj.
Miles i Rosy przytaknęli mu, a następnie opuścili pomieszczenie. Nero poprawił bandaż, zebrał cały sprzęt i udał się na ostatnią naradę przed misją.
- Miles, przygotuj tu miejsce dla wszystkich. Rosy, wracaj do Ricovero i zbierz ludzi. Znasz to miasto, jak nikt inny. Przyprowadź tu wszystkich mieszkańców NC przed zmierzchem. Ja biorę C4 i „wysadzę dark zone” jak tylko dostanę sygnał, że jesteście bezpieczni. Miles, jeszcze jedno, gdzie jest moja wyrzutnia?
- Czeka na ciebie w warsztacie, razem z ładunkami. Powodzenia, młody.
- Dobra, wszyscy wiedzą, co robić. Rosy daj sygnał, kiedy mogę zaczynać.
Dziewczyna się lekko zarumieniła i odpowiedziała:
- Wiem, uważaj na siebie. Nie chcę cię stracić.
Po tych słowach się przytulili, a później każdy udał się w swoją stronę. Nero zabrał swoje rzeczy z warsztatu i ruszył w drogę. Pierwszy raz od dawna  rozpętała się burza. Tak, jakby całe miasto przygotowywało się na to, co się miało wydarzyć. Nero rozłożył trzy ładunki wybuchowe na drodze między „dark zone”, a NC. Kiedy wszystko było przygotowane, usiadł na dachu jednego z zaminowanych budynków i czekał na sygnał od Rosalie. Deszcz padał coraz mocniej. Zbliżała się godzina dziewiętnasta, a Nero dalej czekał. Już miał sam użyć krótkofalówki, ale Rosy go uprzedziła.
- Nero! Mam nadzieję, że jesteś gotów, bo przydałaby się twoja pomoc. Uciekamy tunelami, porządkowi nas gonią, ale na razie nie wiedzą, gdzie jesteśmy.
- Przyjąłem, nie zatrzymujcie się. Odpalam już ładunki.
Nero wyjął pilota do sterowania C4 i odpalił pierwszy ładunek.
Wielka horda muertos ruszyła w stronę wybuchu, wydając najbardziej przerażający krzyk, jaki Nero kiedykolwiek słyszał.
Od razu zebrał się do biegu, żeby zachować jak największą odległość od hordy. W regularnych odstępach czasu odpalał kolejne ładunki, aby muertos na pewno dotarły w wyznaczone miejsce. Z każdym kolejnym ładunkiem horda powiększała się o kolejne wściekłe bestie. Kiedy był wystarczająco blisko NC, wystrzelił kotwiczkę, by dostać się w wyższe miejsce. Kiedy dotarł na szczyt pobliskiego budynku, zaczął bacznie obserwować poczynania muertos.
Wszędzie było słychać strzały i krzyki. Nagle rozległ się krzyk z krótkofalówki.
- Nero! – krzyczał Jack. – Gdziekolwiek jesteś, wracaj. Jesteśmy atakowani przez wielką hordę, a wszyscy ludzie gdzieś uciekli.
- Wiem, wszystko dokładnie zaplanowałem.
- Skoro jesteś taki cwany, to zapraszam na dach. Niech wszystko się zakończy tam, gdzie się rozpoczęło. Kilka muertos mnie nie powstrzyma –krzyknął zdenerwowany Jack
Nero bez zastanowienia ruszył na spotkanie, przemieszczając się cały czas po dachach i z pomocą wyrzutni, by uniknąć spotkania z hordą. Kiedy był tuż pod NC, wystrzelił linę w górę i zaczął się wspinać. Choć wszystko było mokre od deszczu, udało mu się dostać na szczyt.
- Co ci odbiło!? – krzyczał Jack. – Po co to wszystko? Niszczysz i zabierasz tym wszystkim ludziom dom.
- Może, ale też daję im lepszy, gdzie będą mogli żyć bez strachu, że zostaną powieszeni.
- Oko za oko, znasz tą zasadę?
- Jeśli to ona obowiązuje, to czemu skazałeś na śmierć niewinną osobę i dlaczego oskarżyłeś mnie o zabójstwo, przecież sam dobrze wiesz, że tego nie zrobiłem.
- Niewinną osobę? – dziwił się Jack – Masz na myśli tego starca, który przez wiele miesięcy zdradzał Tobiasowi nasze sekrety. Wszystko, co robiłem, było po to, aby ci ludzie mieli lepsze życie. Nigdy nie skazałem niewinnej osoby.
- A co ze mną?
- Przecież nic ci się nie stało, a musiałem mieć jakiś pretekst, żeby cię tu trzymać.
- Co!? Kim ty jesteś?
Nero! – usłyszał z daleka krzyk Melody.
Chłopak odwrócił się szybko.
- Co ty tutaj robisz?
- Przybyłam ci pomóc, mimo tego, co wcześniej powiedziałam, jesteś moim przyjacielem.
- Jakie to słodkie – powiedział ze wzruszeniem Jack. –
W końcu cała trójka w komplecie.
Jack ściągnął kaptur i maskę, którą następnie rzucił na ziemię.
- Nick!? – krzyczał ze zdziwieniem Nero.
- Naprawdę tak trudno było się domyślić?
- Czemu tak zniknąłeś? – zapytał wciąż zaskoczony O’Nil.
- I czemu udawałeś kogoś innego? – dodała Melody.
- To dosyć ciekawa historia. Kiedy zostałem wtedy wysłany do tamtego hotelu, liczyłem, że szybko się uwinę i wrócę. Na miejscu jednak nikogo nie spotkałem, ale znalazłem ten dziwny proszek. Składem przypominał antyzynę, ale to było coś innego. Dość szybko się przekonałem o jego działaniu. Kiedy miałem już wracać, do budynku wpadło kilkunastu muertos. Nie byłem na to przygotowany i mnie dopadły. Udało mi się ich potem pokonać, ale miałem kilka zadrapań i jeden mnie ugryzł. Myśląc, że już nie przeżyję, zjadłem cały proszek. Ku mojemu zdziwieniu, nic się ze mną nie działo. Kiedy zrozumiałem jego właściwości wpadłem na ten pomysł z Jackiem. Byłem odporny na zarazę, budziłem strach, ale i podziw. Dowodziłem całą frakcją.
- A więc to, o to ci chodziło? O władzę. Zniszczyłeś nasze życie, by móc dowodzić frakcją – zapytała zaskoczona Melody.
- Nie ujdzie ci to płazem – dodał Nero.
Nero i Melody ruszyli na Nicka z wyciągniętą w jego kierunku bronią.
Pierwsza swoją maczetą zaatakowała Melody. Nick zrobił unik, ale Nero szybko zadał drugi cios. Nick padł na ziemię.
- Jakieś ostatnie słowo „przyjacielu”?
- Walczyłem w imię sprawiedliwości, nie pozwolę, by teraz mnie dopadła.
Nick wyciągnął szybko nóż, ale nie zdążył go użyć. Melody odepchnęła Nero i zrzuciła Nicka z dachu.   

           

  1. Nowy Świat

Rok później

Nero biegł po dachu. Ominął jedną przeszkodę i przeskoczył nad kolejną. Wybił się z krawędzi i w powietrzu wystrzelił linę w stronę kolejnego budynku. Już nie musiał się wspinać. Wyrzutnia została tak zmodyfikowana, by móc przeciągnąć kogoś na drugą stronę. Kiedy się podciągnął na krawędzi, ujrzał wielkie, nowoczesne osiedle. A na nim mieszkała wielka, zjednoczona społeczność. Nie wszystko potoczyło się zgodnie z planem, ale udało się osiągnąć to o czym marzył. Muertos stanowiły coraz mniejszy problem, a miasto zaczęło na nowo ożywać. Dachy, które dalej stanowiły ścieżki, stały się dużo ładniejsze i zadbane. Ludzie chodzili z uśmiechami na ustach, a Emisariusze byli coraz mniej potrzebni. Zapasów nie brakowało, a Miles i jego ludzie po kolei odtwarzali dawny blask świata. Melody otworzyła szkołę, a Rosy rozpoczęła pracę nad lekiem wykorzystując próbkę krwi Nero. Choć proszek niewiadomego pochodzenia przepadł, ludzie wierzyli, że stworzenie leku jest możliwe. Właściwie to można powiedzieć, że nastał upragniony spokój. Do czasu…
- Nero! – usłyszał przerażony głos Rosy przez krótkofalówkę. – Gdziekolwiek jesteś, wracaj tu jak najszybciej.
- Co się stało? – zaniepokoił się chłopak.
- Pod bramą pojawił facet w bardzo ciężkim stanie. Twierdzi, że nazywa się Kyle Crane i wie, gdzie jest lek.
- Już biegnę!

             

[1] Pot. Scavs

[2] Pot. Mts

[3]Nowy CAMP

[4] W całym budynku nie było tyle pomieszczeń. Pierwsza cyfra symbolizowała numer piętra.

[5]Mechatronics base

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation