Linoryt jest ze starych czasów, kiedy w stanie wojennym i Polsce komunistycznie siermiężnej nie było dostępnych w sprzedaży religijnych kartek świątecznych.
Po nocach odbijaliśmy swoje malutkie linoryty, wklejali je na białe kartoniki i sprzedawali w niedziele okresu przedświątecznego, stojąc ze stolikiem przed kościołem dominikanów w Krakowie.
Ojcowie dominikanie wyrazili zgodę, abyśmy mogli taki mini-straganik postawić przed bazyliką).
Kartki te schodziły wtedy jak ciepłe bułeczki. Dochód z nich pomagał nam przeżyć na cieniutkiej wtedy pensji na uniwersyteckiej.
Janek Jackowicz-Korczyński
(za: moja, nasza Wielkanoc 2018)