Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

Numer 40 został ostatecznie zamknięty w dniu 3 czerwca 2020 r.
  >>> w układzie chronologicznym
  >>> w układzie alfabetycznym 
  >>> popularność

  >>> zobacz wcześniejsze numery

oszczędzaj wodę: susza nam puka do drzwi....

Neron belwederski bez korony lecz w damskiej sukni... / Dariusz Ostapowicz

  

Neron belwederski bez korony lecz w damskiej sukni – i zaraza (wielki książę Konstanty w 1830-1831 r.)

 

Ten osobliwszy tyran, nazywany powszechnie Neronem belwederskim, tak był dziki i rozmaity w swoim postępowaniu, iż najbliżsi jego dworacy nie mogli odgadnąć jego humoru. Niekiedy za jedno nic zżymał się, wściekał, tupał nogami i często własną ręką karał ofiarę (…). Nos krótki, ścięty i w górę zadarty (…) i ogół rysów okrągłej, wydatnej twarzy doskonale malowały jego surowość, dzikość, i zmienność uczuć. Szyję miał tak krótką, iż zdawało się, że głowa spoczywała na szerokich barach” – barwnie opisywał wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza, carskiego wielkorządcę Królestwa Kongresowego poczytny niegdyś emigracyjny pisarz i działacz polityczny Wielkiej Emigracji Jan Czyński (1801-1867). Ta charakterystyka tytułowego bohatera powieści „Cesarzewicz Konstanty i Joanna Grudzińska czyli jakobini polscy” (1. wyd. Paryż 1834) opisującej wybryki wielkiego księcia w przedlistopadowej Warszawie koresponduje z wnikliwym, nie pozbawionym emocji, subiektywnym spojrzeniem historyka epoki, Maurycego Mochnackiego (1803-1834), który w jednym z pierwszych pamiętnikarskich ujęć Nocy Listopadowej („Powstanie narodu polskiego…”) wydanym w tym samym czasie i miejscu  (1834) tak charakteryzował Konstantego:   

To straszydło żaków, Żydów i wszetecznic, z którymi miewał częste zatargi, ten kat polskich żołnierzy, którym jeden guzik nie w swoim miejscu przyszyty, jedno wykrzywienie stopy, tornister źle przymocowany odejmowały honor, wolność albo życie, szafarz rózeg i pałek – połowa małpy, połowa człowieka, w którego azjatyckiej fizjonomii rysy Kałmuka, zamiast brwi szczecina, nos poddarty w górę i spłaszczony, to uosobienie dzikiej Moskwy, jaka się na potomne czasy rozwnuczyła pod jarzmem Mongołów – władało Polską przez lat piętnaście.

Obraz ten powiela również zarówno klasyka literatury: „Kordian” Juliusza Słowackiego (1. wyd. 1834; Stanisław Wyspiański w Nocy Listopadowej (1904) jak również współczesna beletrystyka, np. Tadeusz Hołuj w „Królestwie bez ziemi” (1968) czy Janusz Teodor Dybowski w „Listopadowej zawierusze” (1972) a równolegle z nimi – historiografia.

 

Uzupełnijmy wywody kronikarza o krótkie podstawowe informacje: po kongresie wiedeńskim (1814-1815) car Aleksander I jako król polski mianował swojego młodszego brata naczelnym wodzem wojska polskiego i z biegiem czasu przekazał mu praktycznie zarząd cywilny i wojskowy nad Kongresówką i częścią tzw. Ziem Zabranych. Samowola i okrucieństwo wielkiego księcia znane chociażby z kart „Kordiana” Juliusza Słowackiego  wywołały wśród Polaków naturalne odruchy nienawiści. Mochnacki rzeczywiście miał powody do złych wspomnień, bo został zatrzymany na ulicy w Warszawie przez patrol policji za rozpięty mundur studencki i palenie fajki (!), odstawiony do Belwederu i tam sponiewierany fizycznie przez Konstantego. Wielki Książę prawem kaduka zagarnął funkcję ministra spraw wojskowych, traktował wojsko jak przysłowiowe „ołowiane żołnierzyki” do parad, musztry i przeglądów i mimo nowoczesnego wyszkolenia (pływanie, wojska rakietowe) mawiał, że „wojna brudzi mundury”. Drażnili go starzy napoleońscy wiarusi w szeregach armii, ich francuskie i polskie ordery. Krzywił się na ich nieprzepisowy krok, błędy w defilowaniu. Pewnego razu, gdy zwrócił uwagę generałowi Józefowi Chłopickiemu, ten hardo odpowiedział, że „takim krokiem przemaszerował drogę od Madrytu do Moskwy” dając do zrozumienia, że w rzemiośle wojskowym bardziej liczą się zasługi bojowe niż musztra. Konstanty prześladował patriotów, rozbił Towarzystwo Patriotyczne i był odpowiedzialny za dożywotnie uwięzienie przywódcy spisku, oficera 4 pułku piechoty, majora Waleriana Łukasińskiego. Scenę jego degradacji i wściekłość wielkiego księcia (który też maltretował Chopina) dobrze oddają kadry filmu „Pragnienie miłości” (2002 r.) w reżyserii Jerzego Antczaka z doskonałą rolą Janusza Gajosa w mundurze książęcym. „Czwartacy” okazali się ulubionymi żołnierzami satrapy, ale znienawidzili tyrana za nieludzki, pruski dryl służby, za kaźń Łukasińskiego, za opinię ulubieńców, którymi te „dzieci Warszawy” pochodzące z domów rzemieślniczych nie chciały być w oczach rodaków. Dlatego chętnie przystąpili do Sprzysiężenia Podchorążych i wywołali Noc Listopadową nieprzypadkowo od ataku na Belweder.      
- Już krótki nos nie żyje! – w mroku listopadowego wieczoru na pałacowym dziedzińcu rozległ się okrzyk triumfu. Miał świadczyć o tym, że główny cel napadu został osiągnięty. Grupa podchorążych i studentów wybiegła z Belwederu by przekonać się, że to… pomyłka. Zamiast wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza u ich stóp leżał pchnięty kilkakrotnie bagnetem gen. Aleksy Gendre, zaufany oficer cesarzewicza, szpiegujący w Warszawie wszelkie spiski. Właśnie dziś, 29 listopada 1830 roku dowiedział się, że w mieście zanosi się na coś wielkiego i pojawił się w pałacu, by uprzedzić o tym gospodarza, i ułożyć spis aresztowań, ale już nie zdążył tego uczynić.

Fizyczne podobieństwo sylwetki generała do wielkiego księcia stało się powodem jego śmierci. Widząc uciekającego człowieka jeden z podchorążych dogonił go i pchnął bagnetem. 

Jego los był zresztą wcześniej czy później przesądzony, bowiem kierownictwo Sprzysiężenia Podchorążych wydało wyroki śmierci na najbardziej znienawidzone kreatury Konstantego, m.in. generałów Haukego, Trębickiego, Blumera, Rautenstraucha… - trzej pierwsi istotnie zginą na ulicach Warszawy w zawierusze Nocy Listopadowej dochowując przysięgi wierności carowi. Już od dawna zresztą piękną kartę legionową i napoleońską zamienili na służalczość, okrucieństwo, szpiegowanie.

Podchorążowie, zaalarmowani nadciągającą odsieczą kirasjerów rosyjskich nie mieli czasu na powrót do komnat pałacowych i szukanie swojej ofiary. O tym, co się działo z wielkim księciem istnieje kilka wersji relacji: służba i goście zaniepokojeni hałasami w pałacu obudzili satrapę (i narażając własne życie, gdyż ktoś padł pod ciosami bagnetów) ukryli go na strychu. Inne, bardziej fantastyczne wersje głoszą, że schował się w komnacie księżnej łowickiej (może nawet w przebraniu kobiecym? skulony pod wielką balową suknią żony?) lub przez piwnice wydostał się z pałacu i uciekał brzegiem Wisły.

Gdy nadeszła spóźniona pomoc rosyjska, wielki książę zwracając się do otoczenia mówił lekceważąco, pokazując na potłuczone w pałacu lustra:     

- Zobaczcie, na co ich stać! (Ciekawe, zastanawia się Jarosław Marek Rymkiewicz, czy tak samo mówiłby pokazując swój rozpłatany bagnetem brzuch?)

Drugi raz Konstanty wymknął się śmierci tej nocy, gdy z szeregu żołnierzy polskich zebranych w mieście przez starszyznę w obronie naczelnego wodza, wystąpił ppor. Ignacy Wołoszyński i wycelował z karabinu do Konstantego; chybił – i najspokojniej, przez nikogo nie zatrzymywany zniknął w ciemnościach nocy.  

„Gdyby Konstanty zginął lub dostał się do niewoli, nie mogłoby być mowy o akcji żywiołów umiarkowanych przeciwko powstaniu, o próbach ugody z przeciwnikiem; jego ocalenie stało się źródłem załamania całego powstania” podsumowuje akcję belwederczyków prof. Wacław Tokarz. 

Trzecia groźba utraty życia zawisła nad cesarzewiczem w dniach bitwy o Olszynkę Grochowską. Narażał swoją najjaśniejszą osobę na bezpośrednie zderzenie z kulami przeciwnika ale, co gorsza (życzliwi donieśli carowi) – oklaskiwał walczących Polaków i gwizdał „Mazurka Dąbrowskiego” (!). Według niesprawdzonej acz uporczywie wśród Rosjan krążącej wersji, Konstanty powołując się na swój autorytet cesarskiego brata wymógł na feldmarszałku Iwanie Dybiczu zaniechanie decydującego szturmu na Warszawę. Zatem taka nieprawomyślność z pewnością zasługiwała na karę, przynajmniej odsunięcie go z linii frontu. 

Czwarte – ale czy ostateczne? – niebezpieczeństwo utraty życia nastąpiło w Witebsku w czerwcu 1831 roku, dokąd zawitał po usunięciu go z armii czynnej. Zaraza choleryczna, która w tym właśnie czasie opanowała Rosję „deptała po piętach” warszawskim uciekinierom. Epidemia szybko rozprzestrzeniająca się z Azji w głąb Cesarstwa Rosyjskiego dotarła z wojskami carskimi na początku 1831 roku pod Warszawę i w pewnym stopniu wpłynęła na przebieg powstania: „wyrwała” z szeregów carskich około 1/7 stanu liczebnego (a z braku odpowiedniej ilości szpitali chorzy byli rozsyłani w teren, np. po klasztorach, co tylko zwiększało jej zasięg), spowodowała pewne zastopowanie walk, w końcu pozbawiła życia naczelnego wodza Rosjan  Iwana Dybicza. Odcisnęła swoje zabójcze piętno na uciekinierach z Belwederu. Pierwsza poczuła się źle księżna łowicka, ale dość szybko jej stan zdrowia powrócił do normy. Księcia, od 5 czerwca, po zjedzeniu jagód ogarnęły bóle i już nie puściły; lekarze stwierdzili cholerę. Na życzenie żony z posługą duchowną pojawili się pop prawosławny i ksiądz katolicki (co dało później powód do podejrzeń o konwersję umierającego). Zmarł wieczorem 27 czerwca 1831 r.

 

Przyjechał hrabia Orłow. (…)

Tu, śród porozrzucanych mebli, leżał na podłodze cesarzewicz i wił się w konwulsjach, i pianę z ust toczył, i bełkotał jakieś wyrazy bez związku, i zębami zgrzytał, i jęczał. (…) Cesarzewicz zabulgotał gardłem, zarzężał, wyprężył się i skonał. (…)

- A co księciu było?

- Jak to co? Cholera!

Ksiądz Boreyko spojrzał ku zwłokom i zakonkludował:

- To nie cholera!

 

Tak ostatnie chwile Konstantego opisał polski powieściopisarz, Wacław Gąsiorowski w powieści biograficznej o Żanecie, pt. Księżna Łowicka.

Uporczywa fama, która przedostała się na karty beletrystyki i tym samym ugruntowała kryminalną wersję wydarzeń głosi, że w Witebsku Konstanty został otruty przez nasłanego nań z Petersburga zaufanego przyjaciela cara, hrabiego Orłowa. Konstanty nie lubił Petersburga (i vice versa: traktowano go tam jako enfant terrible carskiej rodziny), jeździł tam niechętnie:

- Zabiją mnie, jak zabili ojca – mawiał.

Kondukt żałobny wiele dni zmierzał do stolicy Rosji, gdzie dotarł dopiero w końcu sierpnia 1831 r. Przy huku dział trumnę z ciałem cesarzewicza złożono na wieki w soborze św. Piotra i Pawła, tradycyjnej nekropolii carów na terenie twierdzy Pietropawłowskiej. Sarkofag umieszczono w tak niefortunnym miejscu (w przejściu), że Konstanty, denerwujący ludzi za  życia, i po śmierci irytuje teraz pielgrzymów i turystów. Joanna długo nie przeżyła męża. Zmarła dokładnie w pierwszą rocznicę Nocy Listopadowej. Wiele lat po jej śmierci, w czerwcu 1852 r. do pewnego klasztoru w tambowskiej guberni przybyła incognito zażywna staruszka z… papugą w klatce. Szeptano (mamy rozbieżne wersje), że mogła to być pierwsza, niemiecka lub druga, polska żona Konstantego Pawłowicza. Legenda samozwańców odżywała znów po kilku wiekach.  

Lud rosyjski tak łatwo nie uwierzył w ostateczny koniec wielkiego księcia. W Rosji zaczęły szerzyć się rozmaite i fantastyczne plotki: że nie umarł, a wyemigrował do Francji (czyżby zniekształcone echo Wielkiej Emigracji?), że powróci stamtąd na czele wojsk i upomni się o tron i zwolni lud z podatków. Że jako więzień stanu przebywa zamknięty w Twierdzy Pietropawłowskiej w Petersburgu. Prasa francuska podała nawet numer celi! Podobno widziano go w Odessie, gdy wysiadał ze statku na ląd. Stójkowy zasalutował pasażerowi, a gdy dowiedział się, że ów jest kupcem, odparł: „Tak jest, wasza cesarzewiczowska mość!”, ponownie dziarsko zasalutował i mrugnął doń porozumiewawczo. Wielkiego księcia widziano również w Kiszyniowie i Mińsku. Wszędzie  ubolewał nad losem biednego ludu, strofował sprzedajnych urzędników, narzekał na szlachtę… W 1844 r. pewien chłop spotkał w łaźni… cesarzewicza Konstantego, o czym rychło zawiadomiono Mikołaja I opowiadając o szczególnym znamieniu krzyża na piersi delikwenta – znamieniu, którego nie powinien posiadać nikt spoza carskiej rodziny. Rewelacje, co oczywiste niepokoiły cerberów III Oddziału Kancelarii Jego Cesarskiej Mości, którzy z żandarmskim zapałem ścigali podejrzanych a odpuszczali jedynie, i to z niechęcią, autentycznym „jurodiwym” (psychicznym), którzy również upodobali sobie imię i osobę wielkiego księcia.   

Schwytani przez władze „Konstantynowie” okazywali się z reguły dezerterami z armii: wśród nich był szeregowy pułku moskiewskiego Korniejew, były huzar Mikołaj Protopopow czy katorżnik Konstanty (!) Kaługin. Mówiono, że nawet wojna krymska wybuchła pono w imię praw wielkiego księcia, czekającego w Grecji do odzyskania tronu! I żołnierze rosyjscy klęli się na wszystkie świętości, że broni przeciwko swemu dawnemu dobroczyńcy nie podniosą.

Tymczasem prozaiczna prawda jednoznacznie wskazuje na kres życia latem 1831 r. w Witebsku.

„Jakiż smutny koniec tak bardzo bogatego w wydarzenia życia! Przejść przez Alpy z Suworowem, wkroczyć do Paryża na czele zwycięskiej gwardii, zrzec się najwspanialszego tronu świata – i skończyć swą ziemską wędrówkę w skromnej gubernialnej mieścinie!” wykrzyczał swój ból XIX-wieczny rosyjski biograf wielkiego księcia. Warto zatem w tym momencie przypomnieć stracone szanse Konstantego na niejeden, jak się okaże, tron monarszy w Europie.

Konstanty Pawłowicz był starszym o kilkanaście lat bratem Mikołaja I. Potajemnie zrzekł się tronu (mówiono, że z miłości do Polki, Joanny Grudzińskiej), co wywołało zresztą kryzys dynastyczny zakończony powstaniem dekabrystów, którzy na Placu Senackim w Petersburgu głośno wykrzykiwali jego imię jako legalnego monarchy oraz jego małżonki… „konstytucji”. (sic!) 

Joanna, zwana Żanetą, młodsza od męża o 12 lat, stała się jego wielką miłością od chwili przyjazdu wielkiego księcia do Warszawy. W stolicy szeptano, że wziął potrójny ślub: cywilny, prawosławny i  katolicki. Wbrew literaturze pięknej nie była ani zauroczona w majorze Łukasińskim (W. Gąsiorowski, Księżna łowicka) ani nie sympatyzowała z podziemiem niepodległościowym (S. Wyspiański, Noc listopadowa). Sam Konstanty – w opinii W. Bortnowskiego, biografa pary książęcej – też nie pozował ani na Nerona lub Kaligulę, raczej był to „mały sobowtór cara Pawła”.   

Swoje imię zawdzięczał dalekosiężnym planom Katarzyny II wygnania Turków z Europy i odbudowy Bizancjum (państwa greckiego), na którego tronie miał zasiąść jako daleki następca Konstantyna Wielkiego. Meandry stosunków rosyjsko-tureckich i śmierć carycy pokrzyżowały te plany, choć w Petersburgu nigdy nie zapomniano o mirażach wyzwolenia Carogrodu. Kiedy zresztą w 1804 r. w Serbii wybuchło kolejne antytureckie powstanie przywódca insurgentów, biskup Baczki Jovan Jovanovic pamiętając o dawnym „planie greckim” zaproponował carowi Aleksandrowi I by na władcę przyszłego państwa pod protektoratem Rosji desygnował Konstantego, który na cześć XIV-wiecznego serbskiego bohatera narodowego króla Stefana Niemani-Duszana przyjąłby przydomek Niemania. Pech chciał, że działo się to w epoce zmagań z Napoleonem, gdy car potrzebował wsparcia Stambułu i jeśli o czymś myślał to o wspólnym rosyjsko-tureckim protektoracie na Bałkanach a nie podburzaniu ludów przeciwko sułtanowi.   

Konstanty miał również pewną, krótkotrwałą szansę na objęcie tronu… polskiego i to prawie dwie dekady wcześniej, nim zamieszkał w Belwederze. Stanisław August chcąc ratować choćby resztki dzieła Sejmu Wielkiego zaproponował w liście do Katarzyny II by tron w okrojonej po pierwszym rozbiorze Polsce przejął po nim właśnie Konstanty. Ale gdzież „Ciołkowi” mierzyć się na pióra z korespondentką Woltera i Diderota! Odpisała bez ogródek, by król odrzuciwszy w całości reformy ostatniego czterolecia przystąpił do Targowicy. O wnuku nie było nawet wzmianki. Ponownie propozycję objęcia przez niego tronu w Warszawie złożył Napoleon w czasie obrad tylżyckich (1807), również zbytą wymownym milczeniem. Przez moment (1788) błysnął mu przed oczyma miraż korony szwedzkiej.

Z wielkich planów pozostał zatem jeden realny tytuł, cesarzewicza, nadany mu w 1799 roku przez ojca, cara Pawła I w nagrodę za bohaterstwo w szwajcarskiej wyprawie Suworowa. Pozostali również dwaj synowie (obaj z nieprawych łożnic) : Paweł Aleksandrow, syn nobilitowanej Francuzki Józefiny Friederiks, oficer armii carskiej oraz Konstanty Konstantynow, syn francuskiej aktorki Klary Anny de Lorrain, znany w Rosji pionier badań rakietowych i kosmicznych. Na cześć uczonego jeden z kraterów na księżycu został nazwany jego imieniem (a więc pośrednio, po otczestwu również wielkiego księcia). I pomyśleć, że co noc nad Belwederem w Warszawie „czuwa” Konstanty!

Duch Konstantego mógł jeszcze raz nawiedzić progi Belwederu, gdy przed powstaniem styczniowym jego bratanek i imiennik, Konstanty Mikołajewicz, z rozkazu Aleksandra II pełnił w tym pałacu funkcję namiestnika Królestwa Polskiego.

Wielki książę Konstanty Pawłowicz ostatni bodajże raz „straszył” w styczniu 1919 roku po nieudanym puczu płk. Mariana Januszajtisa przeciwko Naczelnikowi Państwa. Wówczas Józef Piłsudski szydząc ze spiskowców („to szopka, nie zamach” powiedział) wskazywał zaufanym osobom schody, którymi Konstanty uciekał w Noc Listopadową. W tym samym roku ukazała się wydana w Poznaniu powieść dla młodzieży Tajemnice Łazienek autorstwa Zuzanny Rabskiej. Mały Adaś idzie do Belwederu uzbrojony w dziecinną szabelkę, by spełnić niedokończone dzieło podchorążych i widzi z daleka czyjeś oczy w pałacowym oknie. Na szczęście – przypomina fabułę Jarosław Marek Rymkiewicz - „nie są to jednak oczy tego złego ducha, którego chciał zabić  >>ale jakieś oczy jasne, dobre, błogosławiące<<, oczy – dodajmy - Dziadka w szarym strzeleckim mundurze. I niech tak zostanie na zawsze.     

 

B I B L I O G R A F I A

 

BELETRYSTYKA

 

Czyński J., Cesarzewicz Konstanty i Joanna Grudzińska czyli jakobini polscy, Czytelnik, Warszawa 1956.

Dybowski J. T., Listopadowa zawierucha, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1972.

Gąsiorowski W., Księżna Łowicka, Wydawnictwo MG, Warszawa 2011.

Słowacki J., Kordian, Wydawnictwo Greg, Kraków 2020.

Wyspiański S., Noc Listopadowa, oprac. A. Łempicka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1985.

 

TEATR

 

  1. Wyspiański, Noc Listopadowa, reż. A. Wajda TV 1981. (DVD: „Złota setka Teatru TV”)

 

HISTORIOGRAFIA

 

ŹRÓDŁA:

 

Mochnacki M., Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831, oprac. S. Kieniewicz, PIW, Warszawa 1984.

Uczestnicy powstania opowiadają, oprac. W. Lewandowski, PZWS, Warszawa 1959.

 

OPRACOWANIA:

 

Bortnowski W., Wielki książę Konstanty i Joanna Grudzińska, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1981.

Kukiel M., Dzieje Polski porozbiorowe 1795-1921, Wydawnictwo Puls, Londyn 1993.

Kulik M., Armia rosyjska w Królestwie Polskim w latach 1815-1856, Instytut Historii PAN, Warszawa 2019.

Kuczerska M, Konstantin Pawłowicz, Wyd. „Mołodaja Gvardija”, Moskwa 2005. 

Rymkiewicz J. M., Wielki książę, Wydawnictwo Sic! Warszawa 2001.

Tokarz W., Sprzysiężenie Podchorążych i Noc Listopadowa, PWN, Warszawa 1980.

Zajewski W., Powstanie Listopadowe, Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 1998.

 

 

 

 

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation