Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (dawniej Mutuus) ISSN: 2564-9583
pozytywni-kreatywni-solidarni | positive-creative-solidarity |позитивная-творческая-солидарность 

(Nie ma zgody na slogan: ,,dzieci i ryby nie mają głosu''.
No może ryby głosu nie mają, ale nie dzieci, 
Młodzi nie powinni milczeć... Warto ich posłuchać... )

Bać się własnego cienia / Natalia Grudzień

            Mama uspokajała mnie, mówiąc, że nie nie ma się czego bać, a potem krzyczała tak głośno, że nie wiedziałam, gdzie się skryć. Następnie dziwiła się, czemu chowam się pod stołem, w kącie, za regałem, a nawet w pralce, wtedy gdy ktoś przyjeżdża. Nazywała mnie wówczas dzikuską, mówiąc, że przecież to tylko rodzina. Tata z kolei powtarzał mi, że życie jest piękne, a potem robił wszystko, bym zrozumiała, że wcale tak nie jest. Dawał mi nadzieję, mówiąc, że jestem ważna, a potem przy świątecznym stole oznajmiał: „dzieci i ryby głosu nie mają”. Oni to moi rodzice. Rodzice, gdyż urodzili. Oni dlatego, że jacyś są obcy.

 Kochali mnie na zewnątrz, gdy ludzie patrzyli. Tam ściskali mi rękę na siłę i wymuszali uśmiech. Wewnątrz było inaczej. Tam był krzyk. Łzy. Cisza. Kocham cię – powtarzała uparcie mama, gdy nie byłam tego pewna, a potem zamykała mnie w pokoju za zbicie wazonu, za jedną trójkę z biologii czy też za ściągnięcie gumki z włosów (bo dziewczynce nie przystoi…).

Były łzy. Dużo łez. w pewnym momencie ten wodnisty smutek napełnił cały mój pokój, a ja w nim pływałam. Otworzyłam jednak okno i cała woda wypłynęła na zewnątrz (Ach, żeby to było takie proste, jak piszę). Była tylko głucha cisza. Siedziałam. Patrzyłam na zegarek. Wzięłam jedną książkę, drugą. Tak doprawdy nie chciałam czytać. Wciąż miałam nadzieję, że ona nadejdzie, że przytuli mnie i weźmie w swoje objęcia; że choć raz będzie jak w filmach i gdy ucieknę, to pobiegnie za mną. Ona siedziała jednak i nawet nie zerkała na mnie ukradkiem.

Chciało mi się łkać, jednak jakoś tak mało było we mnie łez. Złość ustała. Została tylko obojętność. Postanowiłam, że ja będę ją oglądać przez tę małą dziurkę od klucza. Zerkałam, zerkałam, a ona nawet się nie obróciła. Oglądała telewizję, śmiejąc się z czegoś, co kilka chwil. Wróciłam do biurka. Spoglądałam na kilka kartek. Próbowałam narysować nas troje takich szczęśliwych wewnątrz, jak było to na zewnątrz. Wyjęłam jedną kredkę, drugą i trzecią, aż w końcu zrobiło się ciemno. Zapaliłam więc lampkę stojącą obok i wówczas ujrzałam cień. Nie był to jednak zwykły cień. Widziałam w nim dziewczynkę podobną do mnie. Miała niemal identyczne włosy i oczy. Zdecydowanie była bardziej wyraźna, niż można byłoby przypuszczać. Patrzyła się na mnie, a potem wystarczyła tylko chwila, by zaczęła się zmieniać. Jej ręce pokrywały się wówczas sierścią niczym u psa lub kota. Paznokcie stały się ostrzejsze, a twarz… Cień rozrywał wówczas swoją twarz, odsłaniając coś innego i wtedy był koniec. Nie wiem, jak ona wyglądała. Uciekałam, jednak drzwi były zamknięte, wołałam mamę, a ona dalej patrzyła się na ekran telewizora. Próbowałam zgasić światło. Bałam się. Bałam się własnego cienia. W końcu zamknęłam oczy. Czułam jej oddech. Była coraz bliżej. Życie jest piękne – powtarzała, – Nie masz się czego bać.
Życie jest piękne, nie masz się czego bać.
Życie jest piękne, nie masz się czego bać. 

Otworzyłam oczy wraz z krzykiem i spojrzałam na zegarek. To tylko sen – powtarzałam sama do siebie, a potem zauważyłam mój cień jeszcze raz – już mniej wyraźny i znacznie mniejszy. Pomyślałam tylko, że jednak można bać się własnego cienia i to tak bez ironii.  


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.

 

Free Joomla! templates by AgeThemes | Documentation