Chiny, SCS oraz Wielki Brat patrzy, czyli krótka opowiastka o tym, jak bardzo ulotna jest wolność. / Oliwia Trojanowska

Drukuj

 

 

Wolność słowa jest wartością, bez której demokracja nie może dobrze funkcjonować. Oczywiste jest, że każda cenzura prasy prowadzi do sytuacji, w której kraj przestaje być prawdziwie wolny, pozostaje w nim jedynie silna władza i słaby obywatel. A przecież takie spustoszenie w życiu publicznym może spowodować zaburzenie tylko jednego spośród filarów demokracji. Co w takim razie mogłoby się stać, jeśli wprowadzono by w życie pełen system kontroli obywateli, niczym ten wyjęty z „Roku 1984” George'a Orwella? Kiedy myślę o tym dziele, od razu przed oczyma staje mi upiorna wizja szaro-burego świata, w którym Policja Myśli śledzi każdy nasz ruch, a za najmniejsze przewinienie względem wszechmocnej władzy Partii i Wielkiego Brata, możemy być pewni srogiej kary. Choć wizja Orwella zdaje się być mrocznym fantasy,  na naszych oczach dochodzi do jej ucieleśnienia. SCS (Social Credit System) to nowa forma zniewolenia jednostki przez totalitarną władzę. System Zaufania Społecznego, bo tak nazwę SCS można tłumaczyć na język polski, jest niczym innym jak jawną inwigilacją. Władze Chin już kilka lat temu zapowiedziały, że technika ta wejdzie w życie w 2020 roku, jednak już teraz możemy obserwować, co to w praktyce oznacza dla Chińczyków. Od kilku miesięcy prowadzone są próby tego systemu na grupie ochotników. SCS to nie tylko inwigilacja działań obywateli w sieci, ich postów, wyszukiwanych przedmiotów, czy prywatnych konwersacji. SCS to przede wszystkim kontrola zakupów w sklepach stacjonarnych, kontrola codziennych zachowań obywatela i obserwacja jego stosunku do władzy w szerokim zakresie.

Od lat na zlecenie chińskich władz tworzone są bazy danych wszystkich obywateli ChRL. Nie brakuje w nich odcisków palców, modulatora głosu, zdjęć twarzy, czy nawet kodu DNA. Już teraz na ulicach Chin znajduje się spora ilość kamer i sensorów, a władze zapowiedziały, że w 2020 roku jedna kamera będzie przypadać na dwóch obywateli... Dodatkowo, robiąc zakupy czy planując wyjazd trzeba okazać dokument tożsamości. Z takim zapleczem technologicznym i wymogami technicznymi nietrudno wcielić w życie system pokroju SCS. W praktyce, każdy obywatel będzie oceniany w skali punktowej przez państwo, a w zależności ile punktów zgromadzi, będą mu przysługiwały przywileje lub w przypadku niskiego rankingu – jego życie będzie utrudniane. Oczywiście, kryteria ocen są tworzone przez partię, co w rzeczywistości oznacza, że im więcej dany człowiek ma punktów na swoim koncie, tym bardziej uległy jest wobec władzy. Co gorsze, dane te są publiczne. Posiadanie niskiej oceny skutkuje m.in. brakiem wstępu do prestiżowych miejsc, takich jak teatry czy restauracje, trudnościami w znalezieniu pracy czy mieszkania, a nawet brakiem dostępu do aplikacji randkowej, czy spowolnieniem i tak już mocno ocenzurowanego Internetu ... Słowem, brak posłuszeństwa wobec władzy grozi alienacją jednostki. Z kolei, kiedy zgromadzimy dużo punktów, łatwiej nam o wstęp na różne imprezy, możemy otrzymać kredyt na lepszych zasadach, czy nawet podróżować taniej za granicę – w końcu perfekcyjnie zindoktrynowany obywatel wróci po podróży do swojego kraju. Tak to wygląda w teorii, ale jak wspomniałam wcześniej, możemy już zaobserwować pierwsze skutki polityki chińskich władz. Po eksperymentalnym wprowadzeniu tego systemu w życie, m.in. na terenie Szanghaju, około 18 milionów Chińczyków ma zakaz podróży samolotem, a około 5 milionów nie kupi biletu na pociąg... Skoro już teraz, w fazie próbnej, zaistniały takie konsekwencje działania systemu, to jak będzie wyglądało życie w Chinach po jego całkowitym wprowadzeniu? Na naszych oczach pojawia się nowe, namacalne zagrożenie dla naszej wolności. Niestety, nie można żyć w przekonaniu, że problem ten pozostanie na barkach Chińczyków i nigdy nie wyjdzie poza granice ChRL. Pamiętajmy, że sam fakt wprowadzenia w życie scenariusza żywcem wyjętego z powieści Orwella, czy bardziej współczesnego serialu Black Mirror, daje dużo powodów do niepokoju. Szanujmy więc wolność  – jeśli o nią nie zadbamy odpowiednio, to istnieje ryzyko, że kiedyś obudzimy się w złotej klatce. Bo często odbieranie wolności zaczyna się niewinnie... Najpierw są wielkie słowa, często piękne, romantyczne. Później pojawiają się groźby – tworzą się podziały: jesteśmy MY, dobrzy opiekunowie i ONI, ci, którzy odbiorą wszystko co MY oferujemy. A potem jest już łatwo – od jednej ustawy do drugiej, od jednego zmienionego prawa do innego... W końcu orientujemy się, że system, w którym żyjemy nie jest już chyba demokracją, a my nie jesteśmy już chyba całkiem wolni. Ale o to pomartwimy się jutro. W końcu Chiny są daleko.

.